Na początku był „Wampir”. Później dołączyła do niego „Aspirine”. A teraz dostajemy jeszcze „Ostatki”. A wszystko od Joanna Sfara. No i Timofa.
I mam z tymi „Ostatkami” pewien problem. Rekomendowanie tego komiksu byłoby nieuczciwe. Ale nieuczciwe byłoby też, gdybym go nie polecił. Te sprzeczne stwierdzenia wynikają z prostego faktu. „Ostatki” nie są komiksem dla każdego. Ci, którzy wcześniej nie mieli styczności z dokonaniami Sfara, nie powinni zaczynać swej przygody od tego tomu. Powinni raczej sięgnąć po „Wampira” i „Aspirine”, „Kota rabina” czy cykl przygód „Profesora Bella”. No bo „Ostatki” to właśnie… Takie ostatki. Taki dodatek. Składak z historii, którymi autor kreował poszczególne postaci, próbował je wprowadzić do uniwersum, jakie w pełni pokazał w „Wampirze” i „Aspirine” właśnie. To takie strony bonusowe, które uzupełniają nie tylko wspomniane dwa albumy, ale w ogóle całą dotychczas zaprezentowana po polsku twórczość artysty. a jest tego sporo.
Cóż więc dostajemy pod okładką? Zbiór szortów, pourywanych komiksów, szkiców, pojedynczych obrazków, których bohaterami są „sfarowe” postaci. To zbiór ciekawostek, próbek, odrzutów, historii bez ciągu dalszego. Jak wtedy, gdy Sfar próbuje nam opowiedzieć o „Krainie upiorów”. Pomyślanej na kilkaset stron historii o – nomen omen – wampirze Fernandzie i jego ukochanej Louise, której tworzenie zakończył na stronie numer 27. Albo kiedy ciągnie przez 21 stron historyjkę o „Dybuku z Wilna”. Początkowo to wręcz wykończone plansze, które miejscami ocierają się o storybord, by urwać w najmniej oczekiwanym momencie. Są tu też ciekawe próbki z profesorem Bellem. Otwarcie jednej z historii o nim dostajemy nawet w dwóch wersjach. Pierwsza jest wycyzelowana. Druga ledwo nakreślona. Ciekawie na tym tle wypada „Mit Enahpotsira” - również nieskończony (niestety) projekt. Intrygujące wreszcie mogłyby być też perypetie cukrowego demona z „Cukru, który się pieni”… Mogłyby, gdyby tylko Sfar pociągnął je dalej.
„Ostatki” są też zbiorkiem, gdzie wracają nasi starzy, dobrzy znajomi. Michel Douffon, profesor Bell, Golem, inspektor Mazock znany lepiej jako Humpty Dumpty, Żyd Eliaou, Fernand… Poznajemy ich początki, widzimy jak wyglądali, zanim doczekali pełnowymiarowych albumów. to bohaterowie, którymi Sfar żongluje, miesza ich światy. A jednocześnie próbuje różnych technik rysunkowych, zostając jedynie przy czerni i bieli (dokładając jedynie szarości). Profesor Bell pozbawiony kolorów jest jeszcze bardziej mroczną atmosferę. We wspomnianym „Micie Enahpotsira” klimaty kafkowskie przeplatają się z secesją. Mamy też plamy, ołówki, gęste kreskowania.
Na marginesach Sfar dopisuje zaś historię powstawania poszczególnych komiksów. Wspomina, jak wydreptywał ścieżki do wydawców. Jak próbował przekonać ich kolejnymi planszami, kolejnymi pomysłami. A była to długa i kręta droga, zanim jego pomysły zatrybiły, zanim wkupił się w łaski edytorów.
„Ostatki” to komiks dla sfaro- i wampirolubów. Ja się do nich zaliczam. Reszta niech wcześniej popróbuje innego Sfara. By później sięgnąć też i po „Ostatki”. Inną kolejność zdecydowanie odradzam.
|
autor recenzji:
Mamoń
06.04.2016, 22:00 |