SŁOWACKIEGO CZTERDZIEŚCI I CZTERY
Z fragmentem tego komiksu miałem okazję zapoznać się już wcześnie, bo przy okazji tegorocznego „Darmozina”, w którym zagościła historia „KWK Wieczorek”. Spodobał mi się wtedy scenariusz, do strony graficznej nie byłem jednak przekonany. Teraz, mając w dłoniach cały album, śmiało mogę powiedzieć, że i scenariusz i strona graficzna przypadły mi do gustu. I spodobają się także każdemu, kto szuka komiksu utrzymanego w klimatach „Osiedla Swobody”.
W centrum Katowic, przy ulicy Słowackiego czterdzieści jeden, w mieszkaniu numer cztery mieszka on. Bohater i narrator tej opowieści. Człowiek młody, ale choć pełen wszystkiego, pełen emocji i przemyśleń, człowiek, którego z każdym dniem jest coraz mniej. W okolicy nie dzieje się wiele, ale jedno toczy się z nieubłaganą zawziętością – codzienne życie, wraz z którym przed bohaterem przetaczają się także barwne postacie. Niedowidzący zegarmistrz, zawsze trochę chory pan Adam, głodujący młody człowiek, starszy aspirant Gajewski, pani Ewa, gadający szczur… Każde z nich ma coś do powiedzenia, każde ma także swoją własną historię, charakter, życie i każde z nich zmienia coś w bohaterze, bądź też coś mu uświadamia. A wraz z nim, do przemyśleń skłonieni czujemy się także i my sami…
Bo to właśnie taki komiks do myślenia. Niespieszny, przesycony ciężką, depresyjną atmosferą i jakąś taką beznadzieją, potrafi uwieść i zachwycić, chociaż zdarzają mu się także momenty infantylne. Przede wszystkim jednak potrafi trafić w sedno, pokazać naprawdę piękne rzeczy i zmusić do podlanej goryczą refleksji. Nie zawsze zgadzam się z wnioskami autora scenariusza, jeden fragment natomiast bym złagodził, chociaż należę do ludzi przekonanych, że odpowiednio podane słowo na „k” też może być sztuką, ale całościowo „Słowackiego” uznaję za naprawdę bardzo dobry album, ocierający się najlepszymi z zawartych w nim historiach o coś naprawdę wielkiego. Bywa kontrowersyjnie, bywa wulgarnie, bywa smutno – ale nigdy nie bywa głupio, a to w każdym medium cenię najbardziej.
Grafika znajduje się jakby na styku kreski Olafa Ciszaka i Filipa Myszkowskiego z późniejszego etapu jego twórczości (choćby „Stan Woyenny”). Jest prosto, króluje czerń a postacie mają swój specyficzny, nieco odkształcony wygląd. Nie każdy będzie więc zwolennikiem takich rysunków, ale mi przypadły do gustu, a kadr z tramwajem z historii „Rynek” zachwycił i trącił sentymentalną nutę w moim sercu, przypominając mi początki „Osiedla Swobody”.
Podsumowując, „Słowackiego” to solidna porcja znakomitego młodego polskiego komiksu, bardzo osobistego i bardzo emocjonalnego. Komiksu dla dojrzałych czytelników ceniących wyższe wartości. Polecam, naprawdę warto.
|
autor recenzji:
wkp
04.08.2016, 16:08 |