Dave Cooper po raz drugi. Po „Ssaniu” czas na jego „Zgniecenie”. Klimat opowieści pozostaje właściwie bez zmian. Tylko Bazyla w roli głównej zastępuje Kostek.
Kto nie załapał klimatu „Ssania”, niech „Zgniecenie” omija szerokim łukiem. Kto wkręcił się w psychodeliczny świat pana Coopera, po „Zgniecenie” sięgnie z przyjemnością. Ja należę do tej drugiej grupy. Coopera - czy szerzej amerykański underground - kupuję właściwie w całości. Z rysunkową brzydotą i niedbałością, a także poruszaną tematyką. Pokazywaniem ciemnej strony życia. Oczywiście w sposób przerysowany.
Kostek na co dzień robi na taśmie produkcyjnej w firmie Słodkie Lale. Mieszka z babcią-inwalidką, korzystającą ze zużytego już chodolotu. Wydaje mu się, że jest szczęśliwy z Audrey. Wzdycha do niej. Cóż jednak począć. Tą - bardziej niż faceci - pociągają kobiety. Może jego rozpaczy zaradzi specjalista od mózgów kobiet doktor Osterłag? A może konieczny będzie wypad z kumplem Zevem do Hollywood?
Wypad szalony. Jazda bez trzymanki. Tak przynajmniej się zapowiada. Ale Lepkie Studio Films zamiast kariery przynosi rozczarowanie. W Hollywood - zamiast roli w filmach porno - zamieszają na rynku klubów. A gdy wrócą do siebie, okaże się że władanie nad światem, który znali, przejęły kobiety. A w dodatku babcia odkryła swoje prawdziwe „ja”.
Co zostało naszemu nieszczęśnikowi? Zostać w domu i posiedzieć przy stole z kubkiem herbaty... Cóż za nieoczekiwane rozwiązanie.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.