Kto myślał, że zamkniecie magazynu "Produkt" oznacza koniec perypetii Smutnego, Szopy, Niedźwiedzia, Wiraża i Kundzia mylił się. Ciąg dalszy "Osiedla Swoboda" nastąpił w postaci sześciu zeszytów. Właśnie ukazują się w jednym tomie, zatytułowanym "Osiedle Swoboda 2".
Odcinki z "Produktu", zaprezentowane w tomie "Osiedle Swoboda 1", były czarno-białe, a w oryginale drukowane były w formacie zbliżonym do A-4. Zeszytowe "Osiedle…" to już inna jakość. Nowa odsłona serii wzorowana była na amerykańskich zeszytach, które znów próbowały podbijać kioski (w "Osiedlu…" pojawiały się zresztą reklamy np. serii "Spiderman", "X-Men" czy "Silent Hill") no i była to już odsłona w pełni kolorowa. Mimo tego nie odniosła takiego sukcesu jak magazynowy pierwowzór. Dlaczego? Mogło się wydawać, że kolejne zeszyty "Śledziu" tworzy nieco na siłę. Okazało się, że "Osiedle Swoboda" lepiej sprawdza się w postaci luźnych epizodów, niż jako tasiemiec podzielony na odcinki. Zresztą odcinkom tym trudno zarzucić regularność. W latach 2004-2006 "Śledziu" stworzył zaledwie sześć zeszytów. Nie dziwi więc, że zanim zeszytowa seria na dobre się rozkręciła, to już trzeba było ją zamykać…
Zeszytowe "Osiedle Swoboda" nie jest już zbiorem luźno powiązanych ze sobą odcinków, ale jedną, długą opowieścią. Bohaterowie ci sami: Smutny, Szopa, Niedźwiedź, Wiraż, Kundzio, do tego Ciachciarachciach, Papaj oraz ekipa Osiedla Pod Ochroną. Scenografia też bez zmian. Swoboda! Osiedle, jakich wiele. Tak naprawdę pierwsze z brzegu polskie blokowisko, ze swoimi mieszkańcami, problemami i tymi, którzy ze smutnej rzeczywistości próbują się wyrwać. Budując scenariusz (bo chyba ogólne założenia serii "Śledziu" miał) dotykał spraw, jakie na początku tego stulecia zatruwały polską rzeczywistość. Jak układy między panem, wójtem i plebanem (w tym przypadku między naczelnikiem komisariatu, burmistrzem oraz lokalnym prałatem). Jak szerzące się - za przyzwoleniem przed chwilą wspomnianych - dresiarstwo. I jak mafie dilujące chemiczne dragi, próbujące przejąć osiedlowe rynki, do tej pory ubarwiające sobie realia wyłącznie przy pomocy zioła. To wokół nich kręci się akcja zeszytówki. Nie, nie zabrakło w niej swobodnej ekipy. Niedźwiedź wciąż zalicza zgony, Szopa próbuje dalej dostarczać zioło, Kundzio pisze romansidła do tanich gazet, zaś Smutny smali cholewki do Młodej wciąż dostając kolejne kosze...
Fajne są nawiązania. Wiraż kontemplujący wrzuty na ścianie wygląda niczym znawca sztuki delektujący się obrazami w najlepszych galeriach świata. Swobodni rewolucjoniści walczący z systemem wzorowani na powstańcach (dziś można by rzec - wojownikach z Majdanu). Dobrą kreacją jest pan Wrona zagłuszający - i to skutecznie - audycje rozgłośni Anioł Pański FM. Udane kreacje pojawiają się też po drugiej stronie sceny - ekipa rządzącego "Swobodą" Drwala czy Chemiczny Ali, próbujący wprowadzić do obrotu inne specyfiki niż te tradycyjne.
Akcja drugiego sezonu "Osiedla Swoboda" osadzona jest dwa lata z hakiem po perypetiach z "Produktu". Podzielona jest na osiem rozdziałów. Dziś czyta się je z równie wielkim sentymentem, co czarno-białe odcinki z "Produktu". Z perspektywy czasu zupełnie inaczej się też na nie patrzy. Nie ma sensu porównywanie, czy bardziej kultowe jest "Osiedle…" magazynowe (moja ręka w górze), czy zeszytowe. Nie ma sensu też zastanawianie się czy zeszytówka powstała na siłę, była jeszcze próbą odgrzewania kotleta czy też jechaniem na sentymencie czytelników pamiętających – i wspominających z rozrzewnieniem - "Produkt". Drugie "Osiedle…" uznajmy za pewną próbę rozwinięcia tematu. Dotarcia z nim do nowych czytelników. A że dekadę z hakiem temu nie do końca udaną? Cóż. Najlepsi zaliczali wzloty i upadki… Zresztą patrząc na kolejne dokonania "Śledzia" można rzec, że planowanie serii nie jest jego mocną stroną – by przypomnieć niedokończone "Na szybko spisane" czy cykl "Czerwony pingwin musi umrzeć"…
Graficznie "Śledziu" kreuje komiks z większą swobodą. Czasami dba o szczegóły, czasami pozwala sobie na zagrywki z serii cartoonowych rodem. No a kolor? W sumie był potrzebny chyba tylko po to, by dotrzeć do odbiorcy dostępnych wówczas w kioskach zeszytówek. Zresztą "Śledziu" pokolorował zaledwie kilka plansz serii. Reszta barw wyszła z palety "Mariana" czyli Bartosza Ślesińskiego. Jak gdyby "Śledziu" chciał tylko skupić się na rysowaniu, na pchaniu historii do przodu. Bez cyzelowania. Wiadomo, kolorem można było ukryć niedociągnięcia czy pośpiech, jaki pojawiał się w trakcie przygotowywania kolejnego zeszytu (bo przecież czytelnik czeka, bo trzeba dostarczyć towar do kiosku, itp. itd.). Można się zastanawiać, czy było to właściwe posuniecie? Czy "Śledziu" nie powinien pozostać przy dwóch barwach? Pewnie mógł. Tylko czy wtedy "Osiedle Swoboda" miałoby szansę dotrzeć szerzej - bo takie było założenie - pod strzechy? Inna sprawa - czy dotarło?
Zeszytowe "Osiedle Swoboda" zebrane w album designem współgra ze wznowieniem odcinków "produktywnych". "Śledziu" przygotował do tej edycji nowe okładki, strony tytułowe, ujednolicił wyklejki. Kultowy komiks pokolenia wchodzącego w dorosłość na przełomie XX i XXI wieku ukazał się więc w formie, na którą zasługuje. Na zakończenie wypada jeszcze zapytać o "Osiedle Swoboda" z trójką w tytule. Tak, tak. Z trójką. Częściowo materiał na nie już przecież jest - to album "Niedźwiedź". Częściowo został zapowiedziany - mam na myśli "Centrum", którego fragment autor już też zaprezentował. A i pewnie w jego głowie siedzą kolejne, "swobodne" patenty. Tak więc "Śledziu" kiedy?
|
autor recenzji:
Mamoń
07.05.2017, 16:34 |
SWOBODNE PORACHUNKI
Drugie Osiedle Swoboda kazało na siebie długo czekać. Nie tylko teraz, choć od pierwszych zapowiedzi minął już niemal rok – każdy kto kupował zeszytową serię publikowaną przed laty pamięta, jak opóźniał się sam projekt, a ostatni numer ukazał się, kiedy wszyscy stracili już nadzieję. Na szczęście w końcu czytelnicy dostali dwójkę w swoje ręce i… Właśnie, i co? Przez ponad dekadę, jaka minęła od wydania odcinkowej edycji, namnożyło się wiele różnych opinii na temat OS 2. Jedni odsądzali je od czci i wiary, innych ucieszyła zmiana tonu, formy i klimatu samej opowieści. Co sądzę o nim ja? To nie to samo Osiedle, jakie poznaliśmy na łamach Produktu, ale przy okazji to po prostu znakomity komiks łączący w sobie wątki obyczajowe, sensacyjne, fantastyczne i komediowe.
Nad Swobodą zbierają się czarne chmury, chociaż pozornie nie dzieje się nic złego. Szopa mieszka w ziemiance Ciachciarachciacha, opiekując się jego suką Psotką i pielęgnując uprawy marihuany, a Smutny w towarzystwie reszty ekipy zapija smutki wywołane zerwaniem z Młodą. Porządku na Osiedlu strzeże oddział OPO złożony z Dozorcy, Rolanda i Mr. Kriega, a dodatkowo pojawił się nowy bohater – zagłuszający rozgłośnię Anioł Pański Pan Wrona, który prowadzi własne pirackie radio. Zwiastunem zmian stają się odwiedziny Popaja, znajomego Ciacha przynoszącego Szopie złe wieści. Boss Drwal stracił część narkotykowych wpływów w Centrum, dlatego przenosi swój biznes na osiedla, a mniejsi dilerzy, niechcący podporządkować się nowym rządom, zostają usunięci z rynku. Co więcej, jeden z najważniejszych ludzi Drwala, Chemiczny Ali, przybył właśnie na Swobodę. Szopa wprawdzie nie przejmuje się tym faktem, jednak Kundzio doświadcza wizji Człowieka w Pasiakach, a to oznacza jedno – nadchodzi wielkie zagrożenie i równie wielkie zmiany. Kiedy dilerzy zostają rozbici, a oddział OPO pokonany, Osiedle przestaje być bezpiecznym miejscem, a sytuacja z każdą chwilą staje się coraz gorsza. Czy na Swobodzie uda się przywrócić dawny porządek?
OS nigdy nie stroniło od dziwnych wydarzeń, sensacyjnej akcji i tym podobnych zabiegów. Czemu więc jego druga część wywołała swego czasu tyle kontrowersji? Śledziu zmienił tutaj proporcje, historia obyczajowa zeszła na dalszy plan, a poszczególne odcinki nie były zamkniętymi epizodami,dość luźno powiązanymi z poprzednimi, z czym mieliśmy do czynienia w produktowym Osiedlu, ale rozbudowaną opowieścią, która na dodatek nie miała linearnej fabuły. Akcja przeskakiwała w czasie, wracała do wcześniejszych wydarzeń, ukazywała inną ich stronę, a treść komplikowała się coraz bardziej. Z każdym kolejnym rozdziałem przybywało także postaci wmieszanych w wielki spisek, ten zaś sięgał coraz wyżej postawionych osobistości. Do tego OPO zyskali niemal superbohaterski status, a na jaw wyszła długo skrywana tajemnica Dozorcy – fakt zaskakujący, choć dla wielu z pewnością rozczarowujący (szczególnie gdy przypomnimy sobie kadr z dzieciństwa tej postaci z Ballady o Bystrym). Portret pokolenia przełomu ustrojów zastąpiony został krwawą komedią sensacyjną, ale –patrząc na OS 2 z tej właśnie perspektywy – to naprawdę znakomity komiks.
Akcja jest tu konkretna, solidnie pokręcona i dobrze poprowadzona. Pojedynek w Parku Trzech Stawów, choć w niczym nie przypomina tego, do czego przyzwyczaił nas ten tytuł (bo nawet afera z Grubasami wypada jedynie jak przymiarka do podobnych treści), robi duże wrażenie. Podobnie zresztą jak wydarzenia na ulicy Magazynowej czy ostateczne starcie z Drwalem („Za nim idą zmarli…”). Gorzej robi się w epilogu. Śledziu odchodzi w stronę satyry, ostatnie strony mają więc wymiar bardziej alegoryczny niż dosłowny, ale zbyt wiele tutaj oderwania od ziemi, przez co akurat ten moment nie wypada przekonująco. Autor jednak oferuje tutaj coś więcej. Historia zatoczyła koło, Śledziński Osiedle Swoboda zaczął od epizodu o wymiotowaniu w kościele, sceną z kościołem (a właściwie kapliczką) związaną kończy, co nabiera symbolicznego wręcz znaczenia.
Od strony graficznej OS 2 to również zupełnie inna bajka niż tom 1. Wiele zmienił tutaj kolor, jednak Śledziu wrócił na łamach zeszytowej serii do eksperymentów z kreską. Czasem mamy więc barwy kładzione bezpośrednio na ołówek, a czasem, jak to widać w ostatnim rozdziale, gdzie kreska jest maksymalnie uproszczona, często cartoonowa, komputerowe tricki starają się nadrobić niedostatki samych ilustracji. Ale i wtedy szata graficzna komiksu ma swój urok i naprawdę dobre momenty.
Na koniec jeszcze słówko o wydaniu. OS 2 edytorsko przegotowane zostało tak, by tworzyć integralną część ze wznowieniem tomu 1 (ciekawe zatem, czy również Niedźwiedź ukaże się kiedyś w takiej formie). Mamy więc twardą oprawę, dodatkową obwolutę, dobry papier i porcję dodatków. Do tych ostatnich należą reprodukcje okładek serii zeszytowej, rewelacyjne nowe grafiki stanowiące strony działowe, szkice, krótką komiksową parodię autorstwa Sopo, a nawet reprodukcję plakatu, który przed laty dodany był do Produktu. Zmianę znaleźć można też w samym komiksie, zniknął kadr pojawiający się na czwartej stronie okładki jednego z numerów, pojawił się natomiast zupełnie nowy panel podsumowujący rozmowę Smutnego z Młodą – niby drobiazg, a cieszy.
I chociaż OS 2 to nie to samo dobrze wszystkim znane Osiedle, wciąż mamy do czynienia ze znakomitym, momentami wręcz rewelacyjnym komiksem. Warto się z nim zapoznać i przekonać, w jakim kierunku Śledziu poprowadził swoje opus magnum. Szkoda tylko, że to już koniec, ale kto wie, może autor wreszcie zdecyduje się zaprezentować ciąg dalszy? To by było wielkie wydarzenie na naszym rynku.
|
autor recenzji:
wkp
04.05.2017, 07:25 |