autor recenzji:
Mamoń
22.06.2021, 12:05 |
autor recenzji:
wkp
10.07.2017, 15:20 |
Nieskończona przestrzeń! To boldly go where no man has gone before! W 2033 roku dla ludzkości rozpoczął się nowy etap w podboju kosmosu. Z czasem dzięki wynalazkowi anty-grawitacji nastąpiła kolonizacja układu słonecznego. Mars stał się nową Ziemią, a oprócz Księżyca pojawiły się kolejne, ale tym razem sztuczne satelity - stacje: Alpha, Beta i Delta. Nowego porządku świata pilnowała Federacja Ziem Zjednoczonych. Aczkolwiek coraz mocniej i prężniej przeciwstawiała się jej tajemnicza Konfederacja Kolonii Przemysłowych.
Ten chwiejny ład zakłóciło nagłe pojawienie się tajemniczej Ściany. Nieodgadnionej czarnej dziury, która niszcząc jedną z planet doprowadziła do światowego kryzysu.
Rozkaz penetracji Ściany otrzymuje stacjonująca nieopodal III Flota Sił Zbrojnych. Misji zbadania, a nawet zniszczenia fenomenu podejmuje się Eskadra Purgatory (Czyściec). Poznaj ich szefa - głównodowodzącego FSZ admirała Richtburga, dowodzącą w polu (czytaj kosmicznych misjach) eskadrą kapitan Jude Wiliamson, jej zastępcę Kate Richtburg, najlepszego pilota Johna Balitmora (zwanego Baltim), notorycznego amanta (gwałciciela) Milorada Racunicsa, technika, ale i największego tchórza Paula Delgado, zwanego Mariem, i geniusza z czterema doktoratami vel mózgowca o wybitnie wybuchowym charakterze, który nie da sobie w kaszę dmuchać, a zarazem głównego zucha całej opowieści – Edwarda Kalisha.
Owa swoista egzotyczna ekipa złożona ze skazanych wyrokami wojskowych będzie musiała zmierzyć się z niepoznanym. Rozpoczyna się Universal War One.
Właśnie w ten sposób rozpoczyna się jedna z najlepszych serii SF wydanych w Polsce, a której autorem jest fenomenalny Denis Bajram! Dlaczego tak uważam? Chcesz poznać szczegóły? Zapraszam do lektury.
===
Space opera UW1 ukazywała się w oryginale w latach 1998–2006 nakładem francuskiego wydawnictwa Soleil Productions, a jej niewątpliwy sukces zaowocował publikacjami (zeszytowymi, a później zbiorczymi): w Niemczech (Splitter Verlag) oraz na rynkach anglojęzycznych (przez Marvel Comics).
Wydawnictwo Egmont wydało tylko trzy pierwsze zeszyty ("Genesis", "Zakazany owoc" oraz "Kain i Abel"), po czym ze znanych sobie przyczyn, nie kontynuował przygód – z autentycznie jednym z najlepszych klasycznych SF w historii komiksu. Jednakże nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dzięki znakomitemu wydawnictwu Elemental na rynku pojawił się ciąg dalszy. Pojawiła się kontynuacja zbierającą w swojej zawartości finałowe trzy zeszyty ("Potop", "Babel", "Patriarcha"), a do tego wydana na 'wielkim wypasie': w twardej oprawie, z grzbietem, z pięknym layoutem, na kredzie i wspaniałymi dodatkami (szkicownikami, mapkami świata UW1, posłowiami i artykułami autorstwa samego Bajrama, i ze wszelkimi kulisami jego warsztatu).
Kolejnym pozytywnym elementem oceny tej edycji jest fakt, iż tłumaczem komiksu pozostał Wojciech Birek.
Nie dość, iż po raz kolejny wykonał solidną robotę, w tym świetnie przeniósł żarty sytuacyjne oraz dowcipy francuskie w krajowe realia, to jeszcze napisał rzeczowe i klarowne streszczenie poprzednich trzech zeszytów, a do tego zręcznie, ze względów technicznych (w tym wprowadzania tekstów do dymków) pozwolił sobie na dobrą zmianę w obrębie nazewnictwa, zaś skrót Konfederacji Kolonii Przemysłowych zastąpił angielskim akronimem CIC (Colonisation Industrial Companies).
Po lekturze komiksu można stwierdzić, że była to właściwa decyzja, gdyż na obiektach, statkach kosmicznych pojawia się „CIC”, a takie rozwiązanie wdraża porządek, a przede wszystkim świadczy o tym, iż ekipa Elementala, dba o jakość swoich publikacji.
W tym miejscu (podsumowując ten aspekt), trzeba napisać, że zbiorcza edycja Elementala bez wspomnianych niuansów i dodatków, stałaby się wręcz niepełna. Bardzo dobrze, iż edytor zrezygnował z publikacji pojedynczych zeszytów. Bardzo dobrze, iż postawił na zbiorczy tom, gdyż nie jeden subskrybent po pierwsze: nie wiele zrozumiałby z tej historii i czułby się zagubiony podczas czytania, a po drugie: miałby kłopot ze skompletowaniem dawno wydanych zeszytów.
W tym miejscu pojawia się naturalne pytanie. Czy można zatem zacząć lekturę UW1 od drugiego zbiorczego tomu? Po zastanowieniu - bez żadnej wrednej przewrotności, z pełną odpowiedzialnością - uczciwa odpowiedź jest jednoznaczna! Tak!
Tak, można, gdyż pierwsze trzy tomy to pierwszy cykl, a kolejne trzy to drugi cykl. Kolejna sprawa, dzięki specyfice zbiorczej edycji, a przede wszystkim dzięki geniuszowi Bajrama, drugi cykl - jest kontynuacją , w której w pojedynczych planszach, i w retrospekcjach przypomniano, co wydarzyło się w poprzednich częściach. Do tego wiele informacji wnoszą wspaniałe dodatkowe informacje i tłumaczenia samego autora komiksu.
Dlatego jeśli zaczniesz czytać od tego tomu, a potem przeczytasz zbiorczy tom pierwszy. Zbiorcza jedynka stanie się swoistym prequelem (wyjaśni ci wiele z historii, ale przede wszystkim przybliży postacie i wszelakie ich motywy). Tom pierwszy stanie się swoistym Andreasowym "Rorkiem # 0". W tym właśnie tkwi wirtuozeria Denisa Bajrama. Francuskiego artysty, aczkolwiek pochodzenia albańskiego, katolika nie wstydzącego się wiary, do tego wszech miar wykształconego( w tym prestiżowej francuskiej Szkole Sztuk Dekoracyjnych), wykładowcy, architekta, projektanta, przedsiębiorcy, informatyka.
Denis Bajram jest bez kozery człowiekiem renesansu, uzdolnionym zarówno plastycznie, jak i w naukach ścisłych. Bajram choć jest artystą, który potrafi tworzyć we wszelakich malarskich technikach klasycznych, szczególnie upodobał sobie stylistykę realistyczną.
Ciekawostka. UW1 od piątego zeszytu wykonał wyłącznie w komputerze (zarówno rysując, jak i kolorując, natomiast pierwsze cztery zeszyty były tylko kolorowane w komputerze. W tym miejscu pojawia się kolejna nowina. Mało kto wie, iż na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy królowała jeszcze Amiga, Atari i Macintosh, Denis Bajram był pierwszym artystą na świecie, który tworzył komiksy w całości na komputerze!!!
Specjalnie dla tych celów pisał własne programy graficzne. Jednakże choć były one bardzo prymitywne (jak na współczesne standardy) i trudne w obsłudze, były hermetyczne i niszowe (w sensie poza Francją nie trafiały do szerokiego obiegu), jednak Bajram sprawnie rysował w nich i kolorował. Niewiele osób wie o tym, iż w owych czasach, do momentu wydania pierwszego "Cryozone" - artysta bardzo mocno udzielał się strefie francuskiego pro amerykańskiego zino komiksu. Był zafascynowany superbohaterami, a do tego odwiedzał USA.
Śmiało można dodać, iż jest (jednym z niewielu) najbardziej amerykańskich artystów z Francji. Owa miłość do Stanów spowodowała, iż pojawił się ze swoją serią we wspomnianym Marvelu, ale także, spowodowała, iz kontynuuje przygodę z Universal War (UW2).
OCENA!
===
Zdecydowanie acz nietypowo, aby nie psuć Ci zabawy nie będę streszczał historii najnowszego tomu UW1. Kontynuuje on wątki z pierwszego, a przede wszystkim zaskakuje na każdym kroku!
Jest to jedyna znana mi seria z komiksów Science Fiction, która w taki genialny sposób, wykorzystuje, jakże już znany i wyświechtany motyw teleportacji w czasie. W luźnym porównaniu, ale bardzo celnym Universal War One jest fabularnie tak dobre, iż śmiało można go porównać do twórczości Alastaira Reynoldsa (Migotliwa wstęga, Przestrzeń objawienia).
Denis Bajram tworzy niesamowity i zarazem spójny świat, który mocno oddziałuje na czytelnika. Precyzyjnie kreuje poszczególne wątki i spaja w jedną rozbudowaną space-tragikomiczną, przygodową, społeczną opowieść. Przez sięganie do retrospekcji, do przedstawianiu dzieciństwa, czasem trudnych momentów już dorosłych poszczególnych bohaterów vel wyrzutków, pokazuje ich motywy.
Kosmiczne statki i bitwy, są tylko tłem (choć ważnym) do przedstawienia całej naukowej, społecznej, psychologicznej podstawy egzystencji i kooperacji jednostek. Swoistą przeciwwagą dla dziejącej się w kosmosie akcji, a mającej na celu pokazanie studium psychologicznego wspomnianych chojraków. Nie dość, iż mają kłopoty pomiędzy sobą, jeszcze niosą bagaż i stare rany z przeszłości.
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
01.11.2016, 20:00 |