W POGONI ZA MANGĄ
Jeśli miałbym wskazać mangę dla mnie osobiście najbliższą ideału - i nie kierować się przy tym młodzieńczymi pasjami, które zostały mi w pamięci i sercu - bez dwóch zdań byłby to "Bakuman". Tom trzeci natomiast to zdecydowanie kwintesencja elementów, które o tym decydują, a jednocześnie fascynujące spojrzenie na świat mangaków i wydawców. W skrócie: rewelacyjna manga dla każdego, kto kocha komiks.
Mashiro i Takagi to dwaj nastolatkowie marzący o sławie mangaków. Udało im się co prawda zadebiutować, jednak czeka ich jeszcze długa droga, zanim będą mogli zostać profesjonalnymi twórcami, a jednocześnie zdobyć własną serię. Ale nie poddają się i starają zainteresować swojego redaktora kolejnymi swoimi pracami. Zbliża się też czas kolejnego konkursu, z którym wiążą nadzieje. Ale jednocześnie zbliżają się także wakacje – czas, kiedy bohaterowie zamierzają od siebie odpocząć i przemyśleć kierunek swej twórczości. Nieoczekiwanie Mashiro dostaje propozycje zostania asystentem pewnego popularnego obecnie mangaki. Tymczasem jego ukochana otrzymuje angaż do nowego serialu anime, gdzie ma podkładać głos pod jedną z postaci. Jednocześnie dziewczyna Takagiego też postanawia coś osiągnąć i chce zacząć tworzyć powieści na telefony komórkowe! W życiu całej czwórki zaczyna dziać się coraz więcej.
Co jest takiego w "Bakumanie", że ta historia działa na mnie w tak intensywny sposób? Od dziecka kochałem komiksy, a mangą, anime i japońską kulturą zacząłem interesować się w wieku jakichś 7 lat, za sprawą "Czarodziejki z księżyca". Prawdziwa fascynacja nimi przyszła jednak we wczesnej nastoletniości, najpierw za sprawą "Pokemona", a wreszcie "Dragon Balla". Jak chyba każdy dzieciak zafascynowany opowieściami graficznymi, sam także pragnąłem tworzyć podobne rzeczy, co zresztą przez parę długich lat robiłem właściwie w każdej wolnej chwili. A gdzieś pomiędzy wymyślaniu kolejnych fabuł własnej serii komiksowej, ćwiczyłem swój styl, najpierw kopiując sceny głównie z "Dragon Balla" właśnie, potem tworząc także własną kontynuację serii.
Sentymenty... Ale wiecie do czego zmierzam. Podobnie robią tutejsi bohaterowie (jeden z nich kopiuje także "Naruto", a jak możecie się domyślić także tę mangę czytałem), do tego są mi bliscy, całość natomiast niesiona jest na skrzydłach wątku romantycznego, napędzającego Mashiro do działania, a ja przecież jestem romantykiem. Dodajcie do tego fakt, że "Bakuman" kojarzy mi się także z jednym z moich ukochanych filmów "W pogoni za Amy" - romantyczną opowieścią o twórcach komiksów - i będziecie rozumieli dlaczego tak lubię te serię.
Ale nie są to jedyne powody. "Bakuman" to po prostu znakomity tytuł, świetnie napisany i genialne zilustrowany (ach te detale!), który pokazuje nam, jak od środka wygląda tworzenie mangi, starania o debiut i wybicie się oraz proces wydawniczy. Wszystko to jest fascynujące, ale mamy tu przecież także świetne postacie, całe mnóstwo emocji i interesujące wątki poboczne. Całość wieńczy natomiast znakomite wydanie o powiększonym formacie. Ja jestem zachwycony i mam ochotę na więcej, a Wam polecam bardzo, bardzo gorąco. Naprawdę warto.
|
autor recenzji:
wkp
19.04.2018, 06:41 |