W SERCU TOHA HEAVY INDUSTRIES
W drugim tomie Blame’a! na scenie pojawiła się Toha Heavy Industries, firma, która łączy trzy serie Tsutomu Niheiego (poza Blame’em! są to Rycerze Sidonii i Biomega) i stanowi jeden z najbardziej rozpoznawalnych elementów jego twórczości. W trzecim tomie wątek jest kontynuowany i staje się jednym z najważniejszych motywów całości. A przy okazji także jednym z najciekawszych, choć w świecie tej mangi nie brak intrygujących rzeczy.
Po masakrze, jaką skończyło się dotarcie do ludzkiej osady, Killy znalazł się w trudnej sytuacji. Sana-kan okazała się być safeguardem nowej generacji, wrogów co prawda udało się pokonać, a ludzie zdążyli się skryć, jednak chłopak został sam, pozostawiony na pastwę przeciwniczki. Na szczęście okazuje się, że w ciele Sana-kan wcale nie kryje się ona, tylko Cibo, która przejęła nad nim kontrolę. Oboje wyruszają więc w głąb budynku Toha Heavy Industries, żeby przekonać się, co się kryje w jego murach. Wędrując przez miejsca, gdzie grawitacja działa zupełnie inaczej niż w normalnym świecie, poznając prawdziwe wymiary tej budowli i wieści o trzynastu sztucznych inteligencjach rządzących każdą z Jaskiń, stają w końcu oko w oko z krzemowymi ludźmi, którzy chcą się zemścić na Killym za szkody, jakie im wyrządził. Niestety w Toha Heavy Industries nie działa jego broń, a jakby tego było mało, pojawiają się kolejne postacie. Ich obecność i wiedza mogą być użyteczne w misji chłopaka, jednak równie dobrze mogą stanowić wielkie zagrożenie. Czy jemu i Cibo uda się w końcu choć trochę posunąć w swoich poszukiwaniach posiadacza genu terminalu sieciowego?
Blame! to taka seria zrodzona z marzeń. Marzeń autora o niezwykłościach i cudach jutra, o wielkiej przygodzie i potężnym bohaterze, który trafił w wir niezwykłych przygód. Brzmi tak klasycznie, że aż sztampowo, prawda? Z tym, że Tsutomu Nihei z wszystkich schematów, które bierze na swój warsztat, a jest ich całe mnóstwo, wyciska wszystko to, co najlepsze, tworząc dzieło niezwykłe. Przy okazji oddaje piękny hołd klasyce, z której czerpie pełnymi garściami, nie zatracając przy tym charakterystycznych dla siebie elementów, a tych nie da się z niczym pomylić.
Dla autora świat Blame! to swoisty plac zabaw, gdzie twórca bawi się swoimi bohaterami jak dziecko figurkami, którymi toczy bitwy. Dla niego każda rura, każdy szyb, każda ściana i zaułek to miejsce pełne potencjału i fascynujące. Ale Tsutomu Nihei nie bawi się tu sam, tą swoją niemal dziecięcą fascynacją skutecznie zaraża czytelników. Jednocześnie przenosi ją na dorosły grunt, zamykając w ramach ciekawej, klimatycznej i nieszablonowej fabuły, w której i bohaterowie, i odbiorcy niewiele wiedzą. Pytań jest mnóstwo, odpowiedzi serwowane są nam powili i bardzo oszczędnie, często rodząc kolejne pytania, ale nie brakuje w tym wszystkim solidnej dawki zaskoczeń. Wreszcie dowiadujemy się choćby, czym w rzeczywistości jest budynek Toha Heavy Industries i jakie są cele Krzemowych Ludzi, a wszystko to podlane szybką, krwawą akcją.
Dzięki doskonałej szacie graficznej Blame! zyskuje niezwykły klimat, którego nie są w stanie zbudować słowa. Klimat industrialnej, rozległej przestrzeni, gdzie lęk wysokości i klaustrofobia mieszają się z brudem i odpychającymi eksperymentami, których skutki widoczne są a każdym kroku. Wszystko to jest dla nas obce, ale jednocześnie dziwnie bliskie – i przez to jakże oddziałuje na naszą wyobraźnię. W skrócie: coś wspaniałego. Rewelacyjna, doskonale wydana opowieść dla miłośników dobrego SF. Polecam bardziej niż gorąco.
|
autor recenzji:
wkp
20.03.2018, 19:39 |