Dziś znowu jedziemy do Brazylii. Po to, by poznać piękną "Syrenę z Mongagua". A kierunek „Brazylia” na cel wziął sobie Timof. Po "Wolframie" i "Płatkach" edytor podsuwa czytelnikowi albumik z jeszcze innej bajki. Po komiksie sensacyjnym i dziecięcym pokazuje bardziej alternatywne oblicze Brazylii.
I bardziej psychodeliczne. Autorzy - Thiago Moraes Mirtins oraz Marcos Paulo Marques - doskonale się czują w surrelistycznej historii skrojonej z zestawienia kilku odjechanych postaci. To aktorka, która marzy o porządnej roli. Jej mentor specjalizujący się w wyprawianiu martwych zwierząt. Reżyser-alkoholik, który próbuje sklecić swe kolejne dzieło. Ostatnim z poparańców jest niejaki Mistrz przepowiadający przyszłość z tatuaży zdobiących jego ciało. No i jest jeszcze matka aktorki, która próbuje odnaleźć córkę, z którą straciła kontakt.
Z tak obsadzonych ról nie może wyjść banalna historia. I nie wychodzi. Pełno w niej zwrotów akcji, przeskoków z poszczególnych planów (filmowy, gabinet mistrza, brzeg morza, gabinet psychoanalizy czy też pracownia taksydermisty) oraz zaskakujących patentów. Z tym na tytułową syrenę na czele. Napiszę tylko tyle, że się pojawia. W jaki sposób powstała? Tu następuje… CIĘCIE!
Podobać się mogą ekspresyjne rysunki Thiago Moraesa Martinsa. Kreowane przez niego postaci - z charakterystycznymi brodami w szpic – są przerysowane. Ale przerysowana przecież jest cała historia. Dodaje to też dodatkowej dynamiki na planszach. Martins stosuje psychodeliczną kolorystykę. Na jego planszach dominują fiolety, róże, zielenie i brązy. Ciekawym zabiegiem jest nałożenie na barwy dodatkowego ziarna.
"Syrena z Mongagua" ukazuje się w małym formacie (to wystarcza) i w twardej oprawie. W środku dostajemy kredowy papier, który dobrze oddaje kolorystyczny zamysł autorów. O tym, że będziemy mieć do czynienia z niebanalną i odjechaną historią świadczy już wyklejka. Na końcu jest też zreprodukowana oryginalna okładka. W sumie dobrze, że została zmieniona. Polska wersja lepiej współgra z psychodelicznym nastrojem.
Podsumowując – cieszy, że kolejny doskonały komiks brazylijski trafia na nasz rynek. Timofie, prosimy o więcej takich niespodzianek.
P.S. Czy tylko ja oglądając pierwszy trzy plansze komiksu odniosłem wrażenie, że mam do czynienia z nowym "Komisarzem Żbikiem" autorstwa Michała Śledzińskiego?
autor recenzji:
Mamoń
03.04.2017, 21:13 |