SHERLOCK PO FRANCUSKU
Sherlock Holmes w wykonaniu francuskiego scenarzysty Sylvaina Cordurié’a powraca z nową miniserią. Po dwóch opowieściach dziejących się w trakcie jego kariery, nadszedł czas by ukazać początki najsłynniejszego detektywa wszech czasów i jego pierwszą sprawę, przy której współpracował ze Scotland Yardem. Jest ciekawie, jest przyjemnie, choć jednocześnie jest też w stylu odmiennym od tego, jaki znamy z literackiego pierwowzoru.
Rok 1876. Sherlock Holmes nie jest jeszcze słynnym detektywem, w ogóle nie jest detektywem, a swoje zdolności wykorzystuje przede wszystkim do rozszyfrowania napotkanych ludzi. Nie mieszka przy Baker Street, gra na skrzypach też nie wychodzi mu najlepiej, ale zamiast zazdrościć bardziej utalentowanemu przyjacielowi, podziwia go. Pewnej nocy grupa mężczyzn uprowadza jednak owego przyjaciela. Sherlock rzuca się mu na ratunek, ale zostaje zaatakowany przez jednego ze zbirów, nim cokolwiek może zdziałać. Wprawdzie przeciwnika udaje mu się pokonać, jednak na ratunek jest już za późno. W wyniku całego zajścia, Holmes trafia na posterunek Scotland Yardu, gdzie wspólny przyjaciel jego i porwanego Rona, inspektor Pike, polecił szefom jego zdolności. W końcu to Sherlock od dawna podsuwał funkcjonariuszom tropy, których sami nie mogli znaleźć, wysyłając im anonimowe listy, a obecna sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, niż można by sądzić. Ron nie jest jedynym uprowadzonym, ktoś porywa uczonych i artystów, a w tych działaniach brak jest jakiekolwiek logiki, więc jedynie ktoś taki jak Holmes może pomóc w śledztwie. Co jednak z tym wszystkim ma wspólnego psychopatyczny Moriarty?
Sherlock Holmes to zdecydowanie jeden z najpopularniejszych bohaterów w historii, dlatego też nikogo nie dziwią wszelkie kontynuacje, adaptacje czy zwyczajne naśladownictwa. Przez 130 lat, jakie minęły od powstania literackiego pierwowzoru, klasyczne dzieło Arthura Conan Doyle’a doczekało się niezliczonych dzieł tego typu, zaczynając od książek, przez gry i filmy, na komiksach kończąc. Te ostatnie też mają długą tradycję, pierwsze paski z przygodami Holmesa pojawiły się już w roku 1930, a on sam był przecież inspiracją dla postaci Batmana (z którym zresztą także się spotkał). Francuska seria pisana przez Sylvaina Cordurié’a wypada na tle poprzedników całkiem sympatycznie. Nie jest to wielkie dzieło, jednak czytelnicy otrzymują przyjemny komiks rozrywkowy, eksplorujący lata młodości największego z detektywów. Zabiegi tego typu są ciekawe, zawarcie w treści wielu smaczków dla fanów także wypada interesująco (możemy tu zobaczyć choćby ojca Moraiarty’ego, ich relacje i to, kim był). Holmes wprawdzie ma tutaj inny charakter, niż w powieściach i opowiadaniach (że o serialowej interpretacji nie wspomnę), nie mniej to wciąż ten sam stary, zgryźliwy detektyw, przeżywający ciekawe przygody.
Od strony graficznej natomiast album to znakomita, typowa dla europejskich twórców robota. Realistyczne ilustracje i stonowana kolorystyka są miłe dla oka i dobrze oddają klimat czasów w jakich dzieje się akcja – a przynajmniej klimat, który z owym okresem kojarzymy dzięki filmom i komiksom właśnie. Kto lubi takie quasi wiktoriańskie kryminały, będzie zadowolony, podobnie jak fani Sherlocka Holmesa.
|
autor recenzji:
wkp
31.05.2017, 15:28 |