Wydane w 2005 roku, „Wędrówki po mieście cyborgów” były debiutanckim albumem Pawła Gierczaka. Swoiste postapo na piszącym i wielu znanych mu komiksiarzach początkowo nie zrobiło wielkiego wrażenia, a wręcz po lekturze zostało odłożone w najdalszy kąt. Lata mijały i po „Wędrówki...” sięgnęło się po raz kolejny. Okazało się, iż jest w tej historii drugie dno i coś więcej. Coś wrażliwego i ważnego, a zapisanego w nietypowym scenopisie i jeszcze ubranego w specyficzny sposób w kropkowane brudne cieniowania i kreskowania. Owa historia o apokaliptycznej metropolii miała jednak coś więcej do zaoferowania!
Podobna sytuacja wydarzyła się przy dwóch publikacjach z wydawnictwa Timof, jeszcze wtedy w koalicji z cichymi wspólnikami. „Gangi Radomia” oraz „Ołtsajders #1” zebrały tyle trollingu, iż nie jeden autor stwierdziłby - „Pier#@# nie robię! ! Tymczasem były i są one swoistym obrazem kultury!
Jakiej kultury zapyta nie jedna osoba? Przecież tam są same wulgaryzmy i multum zaprutych gości?
Prawda jest bardziej skomplikowana. Kultury po upadku PRL, kultury blokowisk, kultury graficiarzy, czyli subkultury miasteczek. Wtedy jedynie Michał "Śledziu" Śledziński i Paweł Gierczak próbowali zobrazować ten świat przełomów PRL i Milenium. Starali się w swoich komiksach pokazać pełny obraz transformacji i życia w tym tyglu swoistych gett i subkultur (punków, depeszowców, rockmenów, dresiarzy) i zjawisk środowiskowych itp.
Gierek choć stworzył (po Gangach...) jeszcze kilka publikacji, coś w nim jednak pękło i opuścił Radom – jego miasto rozpaczy. Dość miał siedzenia pod blokiem i chojrakowania na radomskim osiedlu. Wybrał drogę tysiąca innych tułaczy.
Kolejny przełom w jego twórczości nastąpił w 2015 roku. W środowisku pojawiła się wieść! Gierek wrócił z UK - „chyba miał dość Europy i jej zamachów, molestowań kobiet, które uchodziły na sucho ludziom spod znaku półksiężyca. Miał dość Zachodniego Świata uzależnionego od poprawności politycznej”. Gierek powrócił z nowymi doświadczeniami i dojrzalszy.
Wydany w tym samym roku na Komiksową Warszawę okazjonalny unikatowy mini komiks „Ołtsajders: Reaktywacja”, miał za zadanie wysondowanie rynku. Spotkałem się wtedy z nim i dłużej pogadaliśmy na stoisku wydawnictwa Kameleon. Zwróciłem mu uwagę na pewne aspekty. Byłem ciekawy co z nich wypali!
I poszło! Pojawił się na rynku świetny pełnowymiarowy „Ołtsajders: Reaktywacja”, a rok później jeszcze lepszy „Chrzest ognia”. A w tym roku (po raz kolejny na Komiksowej Warszawie) „Ołtsajders: Jeźdźcy Walhalli”. Bez kozery, najlepsza odsłona opowieści z miasta rozpaczy!
Co oferuje ten najgrubszy (obecnie) album Gierka, a po raz kolejny wydana w formacie tytusowym, z grzbietem, w przewadze czerni i bieli, ale i z kolorowymi planszami?
Oferuje dawny klimat, ale i nową jakość! Gierek dojrzał!
Dzierżąc ster opowieści i będąc jej częścią - głównym bohaterem vel narratorem poukładał sobie jak przekazać ją w czytelny sposób. Przemyślał jak przenieść czytelnika do lat jego anarchistycznej młodości, aby nadbudowywać napięcie, a nie tworzyć ciągły chaos! Dlatego tym razem scenariusz nie jest głównie jedną wielką rozpierduchą, a dobrze wycyzelowaną obyczajowo-przygodową i spinającą, a czasem uzupełniającą z poprzednimi częściami historią drogi. Mamy mocno osadzone motywy przewodnie. Są nimi motoryzacja i film Mad Max. Poruszasz się z gangiem Gierka po mieście rozpaczy obserwując jego podróż, jakbyś siedziała/siedział razem z nim na fotelu fiata 125p. Gierek kieruje, a Ty otwierasz drzwi, aby przybić piątkę z ziomalami, albo wyzwać kogoś po knajacku, lub przypieprzyć bejsbolem konkurencji.
Aczkolwiek ta podróż jest inna. Gierek poukładał sobie, jak ciekawie czytelnikowi przekazać swoją biografię. Autentycznie - coś się zmieniło w autorze, gdyż blokowisko i środowisko stało się tylko tłem, a nie przewodnikiem, jak w poprzednich narracjach i komiksach. Wiadomo jest slang, przekleństwa, psiarnia, ustawki, kumple – gang bobasów, ale nie ma tego ekstrawaganckiego chaosu.
Gierek co rusz uzupełnia fabułkę czarno-białymi zdjęciami (nader często w kominiarce), lub kserami mandatów np. za chodzenie po torach. W komiksie zmieściło się trochę treści, również w postaci prozy. Momenty owe zacnie tłumaczą wydarzenia. Uczciwie - ten zabieg pojawił się już w poprzednich tomach, ale tym razem ubrany został w ramę mającą motyw przewodni, a nie jak poprzednio zawartą w całkowitym chaosie. Tym razem słowa nie latają, jak wiatr po polu, a bliższe są prozie w stylu Stasiuka.
Kurde belle, można lubić ten styl, lub nie! Nie przejdziesz jednak obok niego obojętnie. Jest w tym prawda - zawarta w formie dokumentu z epoki przełomu PRL'u i Milenium. Autor nie stroni od pokazywania fascynacji furami. Szybka bryka w tych czasach, to było coś! Nie stroni od obrazowania wszechobecnej chamówy. Mody mówienia w taki sposób, aby w każdym zdaniu pojawiały się wulgaryzmy, pokazywania alkoholizmu oraz wszelkich dziwnych faz i kontekstów. Jednak jest w tym prawda i samo życie z tamtych czasów. Ludzie z blokowisk fascynowali się samochodami, video, Amigą, Atari, rapem, alkoholem i Mad Maxem. O tym wszystkim jest ten album.
Jest coś w tych opowieściach autentycznego, jak np. u Himilsbacha. Nie chodzi tylko o to, że są oparte na faktach, ale chodzi o ten wyraz i ten klimat. Masz wrażenie, iż w tym wszystkim jest coś więcej! Coś z czystej autodestrukcji człowieczej. Człowieka, który będąc wrażliwy musi np. ze względu na uwarunkowania środowiskowe ubrać maskę (kominiarkę) chama i brutala! Jest w tym coś autoterapeutycznego, coś sarkastycznego, a zarazem to wszystko jest opisem pewnej subkultury - tamtych rapersko-blokowych dziwactw i fascynacji. Opisem żywota gościa z Radomia. Czy tylko jego?
Przecież wiele osób pamięta takie życie: z osiedli z wielkiej płyty Torunia (Rubinkowa), Bydgoszczy, Olsztyna, Poznania, Szczecina, Wrocławia, czy też Lublina. Hmm!
Co do grafiki. Jest jaka jest, czyli charakterystyczna dla Gierka! Trzeba jednak wspomnieć, iż symboliczne plansze do tej odsłony dopisało grono zananach i cenionych ilustratorów: Nikodem Cabała, Michał Rzecznik, Maciej Pałka oraz Jarosław Zieliński.
Podsumowując! Komiksy autorstwa Pawła Gierczaka są awangardowe i inne! W mordę jeża – nasączone są bluzgami, wulgaryzmami, autobiograficznymi historiami z radomskich blokowisk i tą swoistą nutą rozbójniczą, czyli w stylu - co tu jeszcze zbroić. Łagodnie napisawszy dla nieznających kontekstu - po pierwszym zapoznaniu "walą w gar"!
Najpierw się w nich zagubisz, a później pewnie określisz - nie czytam! Aczkolwiek jak przełamiesz się i sięgniesz po raz kolejny – gwarantuję - staniesz się Gierkomanem, czyli cichym fanem Gierka. Będziesz wtedy niecierpliwie czekała/czekał na kolejny komiks.
W subiektywnej ocenie. „Ołtsajders: Jeźdźcy Walhalli” są (w tej chwili) najlepszym albumem Pawła Gierczaka!
Polecam!