autor recenzji:
wkp
22.07.2017, 07:08 |
Fenomen Deadpoola trwa od 1991 roku, gdy rysownik Rob Liefeld, a zarazem wielki fan komiksu "Teen Titan" z stajni DC, postanowił na swój sposób narysować postać Deathstroke. Zamiast niego w kooperacji z argentyńskim scenarzystą Fabianem Nicieza - powstał Wade Winston Wilson a.k.a Deadpool. Były żołnierz, a teraz najemnik, przez niektórych (nielicznych) uważany za geniusza, a przez innych za gościa z chorobą psychiczną, na trwale wpisał się w umysły ludzi.
Moc opierającą się na regeneracji otrzymał w schedzie po Wolverine i została mu wszczepiona siłą i w czasie tortur, przy których wyrwanie kilku zębów, to byłby pikuś! Wilson uczestniczył wtedy w słynnym programie Wepon-X, lecz na pewno nie wspomina tego czasu bardzo radośnie. Dostał dar, hmm, „Dary, dary losu”.
Po pierwsze, drugie, trzecie jest (prawie) nieśmiertelny, hmm, ale także jego choroby np. jak rak, który był w nim i na jego ciele, a od tego czasu rozwinął się wszędzie. Nasz specyficzny przystojniak wygląda niczym zombie, albo jak Murphy z serialu „Z Nation”.
Wilson jest szybki, wytrzymały i silny, a jak mu coś odetniesz - odrośnie. Potrafi też przeżyć trafienie w głowę, lub w serce pociskami z Magnum, a nawet utrzyma odbezpieczony granat w rajtuzach. BUM! Skacze biega i zawsze służy pomocą. Tia. Hmm, pewnie tak, ale najpierw zapyta. „Za ile”?
Nasz najemnik do zadań specjalnych jest doskonale wyszkolony w posługiwaniu się bronią palną oraz białą. I kocha to co robi, a kobiety mdleją na jego widok. Hmm, z jednej strony, gdyż jest taki "Tofikowaty", czyli brzydal, ale z drugiej strony, skoro jest taki regenerat, hmm, feromony i hormony także ma mocne. Hmm, „dlatego leci na niego Siryn z X-Force”, ale także multum innych babek i obdarzanych tatuażami walczących drapieżnych kocic.
Dodać należy do tej analizy personalnej, iż ma multum wrogów, ale jednego, hmm, a może dwóch sprawdzonych przyjaciół. Jednym z nich jest jego diler Weasel. Diler? He, he... w sensie handlarz broni, a drugim mistrz PATCH, który daje mu zlecenia.
Wilson mieszka z pewną ślepowronią starszą panią zwaną Blind AI, a którą miał zabić. Taki paradoks, jak to u niego!
Hmm, jednakże ten aspekt damsko-męski, wróć męsko-damski z jego życia pod jednym dachem, hmm, niech pozostanie niepowiedziany. Ciii w tym miejscu.
Deadpool jest jedną z niewielu postaci w Marvelu, która jest świadoma bycia częścią opowieści obrazkowej. Bardzo często załamuje (się), a wręcz łamie czwartą ścianę. On zwraca się bezpośrednio do Ciebie, Ciebie, a także Ciebie. Taki paradoks, jak to u niego!
Voilà od tego momentu, czyli 1991 roku ruszyła machina przygód (anty)bohatera z uniwersum Marvela, który zadebiutował w dziewięćdziesiątym ósmym zeszycie „The New Mutants”, gdzie nieźle z półobrotu, niczym Chuck Norris, dołożył samemu Cable’owi . Od tego momentu parafrazując go „ruszyła maszyna po torach jak lawina” i rozpoczęła scysja i droga miecza naszego (anty)bohatera, a on stał się jednym z najpopularniejszych w popkulturze.
Aczkolwiek pod względem komiksowym tzn. wydania w końcu albumu po polsku, jego pierepałki rozpoczęły się w naszym pięknym kraju dopiero w marcu 2016 roku. Prawie w jednym rzucie pojawił się wydany przez Egmont album z Marvel Now pt. „Deadpool. Martwi Prezydenci”, ale także w tym samym miesiącu osiemdziesiąty szósty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela pt. „Deadpool: Wojna Wade'a Wilsona”. W tym samym czasie w kinach można było już obejrzeć całkiem przyzwoity film z jego przygodami. W tym miejscu nasuwa się pytanie. Czy gdyby nie było premiery filmu, to nadal byśmy czekali na polskie papierowe wydanie przygód Deadpoola? Raczej nie, ale fakt ten, a właściwie film przyspieszył wszystko.
Wiadomo nic w przyrodzie nie ginie, a kolejne tomy z przeżyciami naszego gościa z nawijką pojawiają się na rynku. Tym razem na tapetę wezmę tom drugi z klasycznych, a opublikowany przez Egmont. Wydany w tym samym wysokim standardzie co jedynka, czyli na wypasie: w twardej oprawie (w dotyku satynowej), a środku na kredzie i bardzo estetycznie. Zadbano o każdy element rzemiosła edytorskiego, a każda z historii rozpoczyna alternatywna zeszytowa okładka z edycji Marvela, zaś tłumaczenie z jajami, dowcipne, sarkastyczne Oskara Rogowskiego nie zawodzi!
Oceniany tom drugi z klasycznych opowieści zbiera w sumie trzy (jedną dłuższą i jedną krótszą i jedną z Daredevilem) - zbiera bonazy i epizody z życia naszego najemnika, do których scenariusz napisali Joe Kelly i Pete Woods, a szatę graficzną wykonali: Aaron Lopresti, Bernard Chang, Ed McGuinness, Kevin Lau, Shannon Denton, John Fang, Nathan Massengill i Norman Lee, zaś kolorystkę: Christian Lichtner, Matthew Paine, Rachel Dodson, Chris Sotomayor oraz Jon Holdredge.
Główne skrzypce pod względem fabularnym grają w tym tomiszczu, ale także w kolejnych, opowieści wymyślone przez Joe Kellyego, który jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych i doświadczonych scenopisarzy napierdałek naszego chojraka. Dostaniesz więc czytelniczko i czytelniku, naturalną kontynuację wątków z pierwszego tomu, ale przede wszystkim dłuższą opowieść o tym, jak Deadpool walczył ze śmiercią. Nim jednak to nastąpi musi zmierzyć się z TASKMASTEREM i jego ninja. Ciosem dla niego stanie się fakt, iż robotę u jego wroga znalazł jego "super kumpel" (tia) Weasel. Nie wygasły echa (zgliszcza) tej misji, a nasz najemnik ruszył za kolejnym debi..., wróć przeciwnikiem, a mianowicie Tomem Cassidim. Na jego ścieżce pojawiła się Sirin i motylki w brzuchu. Pojawiła się Siryn, hmm, Siryn z grupy X-Force, czyli Teresa Rourke, ale także jego oprawca z Wepon X, istny doktor Mengele, niejaki KILLBREW. Ten diabeł był katem Deadpoola, a jednak nie zginał od pierwszego ciosu, ani od drugiego, gdyż postanowił odkupić swoje winy. Zamiast tego nasz nawijający bez przerwy najemnik postanowił ułożyć się z nim. Jakże to? Eh, (smuteczek) także jestem zawiedziony, ale Deadpool traci swój dar i zostało mu niewiele czasu, nim przejdzie na łono Abrahama. W mordę jeża, sprawa musi być poważna, bo razem (w trójkę) ruszają na łowy. Nim jednak „trójka się zjednoczy”, wróć misja się dopełni, dojdzie do starcia z zielonym dziadem z okładki. Nasz chojrak będzie się miotał, od lewa do prawa, od prawa do lewa, a posoka będzie spływała, a spluwy będą grzmiały, a na jego ścieżkach zdrowia i kultury pojawi się T- Ray, Matt „Daredevil' Murdock, powabna Vamp, zabójcza Mery „Typhoid” Walker, zaś przygód i pierepałek nie będzie końca.
Co interesujące, druga część klasycznych opowieści, jest bardziej zjadliwa od jedynki. Miedzy innym w takim senie, iż nasz antybohater staje się psychologicznie wyrazistszy. Jego postać staje się bardziej ludzka i zamiast ciągłej rozpierduchy i mrugania okiem, choć i tego nie brakuje, pojawia się w końcu przenikliwszy charakterek. Dziwnie zabrzmi ten przykład, ale zamiast zabijać, on myśli, on rozmawia i on analizuje. Aczkolwiek nie oczekuj wielkiej głębi i zmian. Nadal nie zabraknie tego klimaciku, a właściwe smrodku od naszego Freddy Kruegera w rajtuzach, czyli klasycznych jego nawijek i rozpierduch. Nie jeden raz przebije czwartą ścianę, ale wraz z nim zrobi to - raz i w sam raz, sam guru (fanfary) - Stan Lee!
Kontynuując ocenę. Nie spodziewaj się również czytelniku i czytelniczko fajerwerków w grafice. Jest to ten klasyczny prosty Cartoon w którym wielkie klaty i muskuły bohaterów zajmują jedną czwartą planszy. W ten sposób w latach dziewięćdziesiątych tworzono komiksy superbohaterskie. Od razu nasuwa się na myśl TM- Semic, albo z 2004 roku „Dobry Komiks”, w których było multum narysowanych w takiej manierze pozycji np. „Soul Saga”, „Street Fighter” itp. itd. Owa szata, kadrowanie i kolorystyka na pewno jest przyjemna dla oczek. Tia, ale głównie bardzo zjadliwa dla sentymentalistów.
Podsumowując! Drugi tom klasycznych opowieści o Deadpoolu jest lepszy od tomu pierwszego, gdyż seria zaczęła się rozwijać w dobrym kierunku. Aczkolwiek na pewno nie jest to dzieło spektakularne, ale raczej wakacyjne solidne czytedełko. Opowieści są dość filuterne, różnorodne, a nawet całkiem komiczne i na pewno będziesz się przy nich dobrze bawić. Przeczytasz i zapomnisz, ale i tak warto posiadać ten tom w swojej kolekcji. Dlaczego? Deadpool wyrósł na jedną z wyjątkowych postaci popkultury. Pojawia się wszędzie - w komiksach, filmach, a nawet w grach, a dzięki tym klasycznym fabułkom, wydanym na wypasie przez Egmont, także Ty, Ty i także Ty, możesz zapoznać się z genezą powstania, rozwoju, albo niedorozwoju, a na tym tle zrozumieć jego fenomen, a nawet kult Wade'a Wilsona. Summa summarum, fajna familijna wakacyjna lektura!
Polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
21.07.2017, 17:30 |