KOLEJNA ŚMIERĆ SUPERMANA
Superman już umierał. Zaczynając od sfingowania własnej śmierci jeszcze w latach 40. XX wieku, po tę właściwą, która wstrząsnęła nie tylko uniwersum DC, ale komiksami w ogóle, głośnym echem odbijając się w rzeczywistych mediach. Temat poruszył nawet sam Alan Moore, w fabule „Whatever Happend to the Man of Tomorrow”, która wieńczyła erę postaci sprzed „Kryzysu na nieskończonych Ziemiach”. Jednakże tak naprawdę Człowiek ze Stali umarł tylko raz. Przynajmniej dopóki nie powstała niniejsza opowieść, kolejna zamykająca pewien etap historii bohatera i wydawnictwa. Superman umiera. Po wizycie w ognistych studniach Apokolips, kuracji w kryptoniotowej komorze w ARGUS-ie oraz walce z Rao jego życie powoli dobiega końca, trawione przez chorobę, na którą nie ma lekarstwa. Clark nie zamierz zresztą chwytać się rozpaczliwie żadnej nadziei – wie, że to nic nie da. Pogodził się już ze swoim losem, stawiał czoła śmierci dość wiele razy by nie bać się odejścia, jednak ciężko mu przejść do porządku dziennego nad tym, że nie będzie mógł już ratować ludzkich żyć. Powoli zaczyna żegnać się z bliskimi, stara się też z pomocą Batmana odnaleźć swoją kuzynkę Karę i zrobić jak najwięcej dobrego, póki jeszcze może.
Tymczasem w Chinach pewna kobieta prowadzi swoje dziwne eksperymenty. Wkrótce potem w USA pojawia się pewna płonąca istota twierdząca, że jest prawdziwym Supermanem. Clarka czeka więc jeszcze jedno starcie, być może ostatnie w jego życiu…
W dobie, kiedy to śmierć i zmartwychwstanie wszelkich komiksowych superbohaterów jest na porządku dziennym (a jednocześnie i tak przyciąga czytelników, bo choć nikt już nie wierzy w ostateczny zgon któregoś z herosów, to jednak ciekaw jest jak tym razem twórcy to odwrócą), Superman jest jednym z nielicznych wyjątków, które zza grobu powróciły właściwie tylko jeden raz. Dlatego też tworzenie opowieści o jego „ponownym” zgonie było rzeczą kontrowersyjną. Czymś, co miało zadatki na bycie strzałem albo w dziesiątkę, albo w kolano. Na szczęście „Droga do Odrodzenia: Superman - Ostatnie dni Supermana” to znakomity album, lepszy niż „Śmierć Supermana” z lat 90. XX wieku, która, mimo swojej przełomowej treści, pełna była błędów, kiczu i porażającego wręcz patosu, jednocześnie nie oferując właściwie nic poza trwającą przez kilka zeszytów walką zakończoną zgonem tytułowego bohatera i jego przeciwnika.
Fabuła „Ostatnich dni” jest bardziej złożona, niż ta opowieść. Tak, jak to było w przypadku „Lois i Clark”, wcześniejszego tomu „Drogi do Odrodzenia”, tak i tutaj widać echa wcześniejszej śmierci oraz wydarzeń, jakie rozegrały się potem. Całość jest ciekawa, dobrze poprowadzona, bardzo emocjonalnie ujęta, a przede wszystkim sprawdza się znakomicie jako zamknięcie etapu Nowego DC (czy jak chce tego oryginał New 52) i otwarcie Odrodzenia. Nowy Superman umiera, stary powraca, następuje symboliczna zmiana warty, zaczyna się kolejny rozdział opowieści o superbohaterze z „S” na piersi i zapowiada się on bardzo ciekawie.
A jak to wszystko prezentuje się od strony graficznej? Bardzo dobrze. Kreska i kolor są nowoczesne, ale w dobrym stylu, realistyczne (choć nie zawsze, bo czasem ciążą ku mandze) i nastrojowe. Wprawdzie bardziej podobały mi się rysunki do „Lois i Clark”, ale i „Ostatnim dniom” nie mam pod tym względem nic do zarzucenia.
Jeśli więc jesteście fanami Supermana, DC albo po prostu szukacie dobrych, epickich komiksów rozrywkowych, niniejszy album to pozycja dla Was. Dobrze napisana, tak samo narysowana, spodoba się miłośnikom serii, jak i nowym odbiorcom. Ja polecam i nie mogę się już doczekać regularnych serii z Odrodzenia.
|
autor recenzji:
wkp
18.08.2017, 06:56 |