Wiesczy, wupi, wuki, wąpierz, upiór, upir, martwiec, takim słowami od niepamiętnych czasów ludy słowiańskie określały wampira. Stworzenie o nadprzyrodzonym pochodzeniu, nieumarłe, zdemoniałe, nie posiadające duszy i będące czystym synonimem zła. Wieki mijały, a strach przed wampirami nie ustawał, a nawet ewoluował, lecz jednocześnie jego obraz zaczął pojawiać się w nowelach, opowiadaniach i książkach np. w „Giaurze” George’a Byrona z 1813 roku, lub „The Vampyre” Johna Williama Polidoriego z 1819 roku.
Aczkolwiek największe zasługi, nawet dla współczesnej popkultury, miała wydana w 1897 roku powieść Bram'a Stokera pt. „Dracula”.
Opowieść ta ukazująca diaboliczną działalność hrabiego Draculi, a rodem z rumuńskiej Transylwanii, stała się wręcz kanoniczym dziełem. Od tego momentu ruszył swoisty boom na wampiry, który trwa do dnia dzisiejszego.
Co jest interesujące, a zarazem było odpowiedzią na zapotrzebowanie rynku, to iż wampiry z postaci negatywnej ewoluowały do pozytywnej. Na marginesie – z drugiej strony niema się co dziwić, gdyż żyjemy obecnie w świecie facenewsów i postprawdy, gdzie wszystko się zmienia. Skoro kiedyś słowo „strasznie”, używane było wyłącznie w negatywnej formie, a teraz nagminnie pojawia się w zwrocie „strasznie się cieszę” jako pozytywne, to i filmowe, albo wszelakie popkulturowe wampiry mogą być miłymi indywiduami. Aczkolwiek w takim wydaniu jedynie perypetie "Burpa i Szlurpa" autorstwa mistrza Tadeusza Baranowskiego są dla piszącego te słowa zjadliwe i warte uwagi. Koniec dygresji.
Jak już wspomniałem o wampirach powstało multum wszelakich dzieł: prac, filmów, książek, ale także komiksów. A wśród nich warto zainteresować się serią wydawaną przez Egmont autorstwa Yves'a Swolfs'a pt. „Książę nocy”.
Od sierpnia bieżącego roku w dobrych księgarniach można nabyć pierwszy tom vel prequel tego wampirzego cyklu, a niosący tytuł „Pierwsza śmierć”. Jak prezentuje się on w szczegółach? Czy warto „łądować się” w tą serię? Odpowiedzi uzyskasz za momencik. Zapraszam do lektury.
Nim jednak przejdę do właściwej oceny, warto zaznajomić się z następującymi (suchymi) faktami, a które uporządkują pewne sprawy. Na wstępie będzie to harmonogram wydawniczy tej serii!
Uwaga, uwaga, uwaga - początkowo pierwszym tomem „Księcia Nocy” był „Le Chasseur” vel „Łowca”. Zeszyt ten rozpoczynał także pierwszą trylogię i pierwszy cykl i ukazał się na rynkach frankofońskich w 1994 roku, a w naszym pięknym kraju w jednym zeszycie dzięki wydawnictwu Egmont w 2001 roku. Aczkolwiek nie wiele osób wie, iż najpierw ukazywał się w odcinakach z tytułem „Myśliwy” na łamach "Świata Komiksu" w numerach 16-18 z 2000 r.
Kolejne tomy „Księcia Nocy” pojawiały się w następujących okresach: drugi „La Lettre de l'inquisiteur” w 1995 r. vel „List inkwizytora” w 2001 r., trzeci „Pleine lune” w 1996 r. vel „Pełnia” w 2001 r., czwarty tom, a zarazem rozpoczynający drugi cykl i drugą trylogię, „Le Journal de Maximilien” w 1999 r. vel „Dziennik Maksymiliana” od Egmontu w 2002 r., a piąty „Élise” w 2000 r. vel „Eiza” w 2003 r., a finałowy „Retour à Ruhenberg” w 2001 r. vel „Powrót do Ruhenbergu” w 2003 r., zaś oceniany tu tom powstawał na przełomie 2013/2014 r. Przez te dwa lata był dopieszczany przez Swolfs'a, a zadebiutował na rynkach frankofońskich w 2015 r.
Jak już wspominałem „Pierwsza śmierć” jest prequelem „Księcia nocy”. Kim w takim razie jest ten wampirzy księciunio i co wyprawia w tym zeszycie? Jest to dobry moment, aby przybliżyć zarys fabuły.
Akcja tej opowieści rozpoczyna się w w I wieku naszej ery. Trwa kampania wojenna Cesarstwa Rzymskiego na Dację. Cesarz „Trajan I” nie może przeboleć hańbiącej porażki pod Tapae w Karpatach, gdzie jego legiony zostały pobite przez króla Daków Decebala. Wstyd i hańba jest przeogromna, gdyż straciły tam znaki legionowe („Orły”). Cesarz jest wściekły i nie wybaczy tej zniewagi i z tej przyczyny i bez wahania z rożnych części imperium wysyła w ten region kolejne wojska.
Na przeciw tej armii rusza ze swymi ludźmi młodzieniec zwany Kerganem. Jest on pierworodnym synem Panajkomesa Trabosta - wodza plemiennego Karpów.
Ten gołowąs ma ogromne ambicje i aspiracje, a do tego jest bezwzględny, sieje strach, ale i ma wielki posłuch u swojego i okolicznych plemion Daków.
Co rusz działa na własną rękę i szuka chwały na polach bitew. Po jednej z nich (ten charyzmatyczny młodzieniec o czarno-kruczych włosach i takowym mrocznym i ciemnym, posępnym spojrzeniu) wybił do nogi wszystkich jeńców i odciął głowę swą sicą walczącemu tam młodemu centurionowi. Na jego nieszczęście był on synem słynnego Luzjusza Kwietusa (rzymskiego oficera, dowódcy berberyjskiej kawalerii).
Od tego momentu staje się dla Rzymian i ich sojuszników (z plemienia Kosoboków) największym wrogiem. Nie dość tych kłopotów ma jeszcze inne. Zatargi i rywalizacja z ojcem doprowadza go do szewskiej pasji! Stary Panajkomes Trabost ma do niego wielki żal, że doprowadził przychodząc na świat do śmierć żony (jego wielkiej miłości), a Kergana matki. Miłość – miłością i przeminęła, a w domu nowa macocha, a niechęć pozostała. Tymczasem nowa żoneczka Panajkomesa „ciąży mu na metrażu i ciągle zawraca głowę i nawija”. Ma jeden cel i dąży do tego, aby w przyszłości schedę i władzę po ojcu przejął zamiast (pierworodnego) Kergana, jej i Panajkomesa syn Orlon. Zerakses szef straży starego władcy Karpów również snuje swoje intrygi i nie przepada za Kerganem! W tym przedsionku piekła, które człowiek czyni drugiemu bliźniemu, to naszemu kruczowłosemu gołowąsowi pozostaje jedynie miłość do Lili córki komesa Madesa oraz kolejna misja w poselstwie do wodzów koczowniczych plemion Jazygów, a później do Markomanów.
Od tego momentu rusza wir wydarzeń, gdzie nasz bohater będzie musiał zmierzyć się nie tylko z mocą Rzymu, ale także z intrygami, zdradą, przepowiedniami oraz z Arkaneo.
W jaki sposób stanie się wampirem? Kiedy i jak przejdzie na stronę nieumarłych? W którym momencie jego duch zboczy z drogi prowadzonej do krainy bóstwa Zalmoksisa i Gebeleiza? Przekonaj się! Warto!
Stworzenie w tych czasach dobrej historii z wampirem w roli głównej nie jest zadaniem ani prostym ani przyjemnym, a tym bardziej łatwym, ale... Ale! Jednakże Swolfs'owi ta niezwykła sztuka, wręcz ekwilibrystyczna, udała się w pełni. Wielki wpływ na to mógł mieć fakt, iż w tamtym pamiętnym czasie w 1994 r., gdy powstał „Łowca” w tle (idealnie dla niego) hulały wampirze filmowe inspiracje np. w niektórych kinach studyjnych, (w niecałe dwa lata po premierze), można było zobaczyć kanonicznego „Draculę” w reżyserii Francisa Forda Coppoli, ale także równie świetny „Wywiad z wampirem” w reżyserii Neila Jordana. Owe weny vel nawiązania vel pobudki vel natchnienia dały dobry start tej serii i widoczne są we wszystkich siedmiu zeszytach. Oprócz tego w „Pierwszej śmierci” widać także u Swolfs'a delikatną nutę inspiracyjną (zarówno w sposobie opowiadania, a tym bardziej obrazowania i kadrowania) komiksową serią Enrico Mariniego pt. „Orły Rzymu”.
Ma to swój smaczek! I niezaprzeczalnie powoduje, iż ta przygodowo-historyczno-sensacyjna fabułka o wampirze Kerganie jest w pewien sposób oryginalna. A po przeczytaniu powoduje natychmiastowy głód kontynuacji, choć zarazem sama w sobie jest zamknięta tzn. ma wstęp, rozwiniecie historii i zakończenie. Aczkolwiek chciałoby się dalej przeczytać przygody tego naszego bohatera, a dziejące się właśnie w czasach Cesarstwa Rzymskiego. Hmm, na marginesie. Kto wie, a może Swolfs w tym kierunku i temacie jeszcze coś skrobnie?!
Kilka osób może zarzucić, iż ten nowy zeszyt, może być odcinaniem kuponów przez autora. Hmm! Po głębokim przemyśleniu, a przede wszystkim solidnej lekturze, po prostu nie zgodzę się z tym twierdzeniem, gdyż akurat, ale i wyjątkowo w tym konkretnym przypadku, takie postawienia sprawy byłoby krzywdzącym osądem.
Czytelniczko/Czytelniku jeśli przewertujesz w jednym rzucie wszystkich siedem tomów, bo np. jesteś szczęśliwcem, co ma dostęp do pierwszej edycji Egmontu, albo wypożyczysz z biblioteki na pewno stwierdzisz, iż oceniana tu „Pierwsza śmierć” pasuje idealnie do całości i nie służyła autorowi wyłącznie do spijania śmietanki, lecz zrobiona została z oddaniem, z pasją, z pomysłem i z wielkim rozmachem.
Czytelniczko/Czytelniku stwierdzisz także, iż jest pełnokrwistą i świetną w lekturze opowieścią, która w warstwie wizualnej pieści oczy, a do tego wszystkiego dodasz, iż pasuje do wymyślonej przez Swolfs'a konwencji!
Znajdziesz w tej części fabułę, która Cię zachwyci i ma w sobie mroczną moc, gdzie intrygi, szalone akcje, spięcia i napięcia pomiędzy bohaterami, bitewny zgiełk, a nawet mocne wielowymiarowe wszelakie postacie, a zarazem mające wierne odwzorowanie psychologiczne w swym postępowaniu, plus właściwie rozłożona (jak zwał , tak zwał) duża doza erotyzmu, to wszystko Cię zauroczy. W czasie zagłębiania się w lekturze poczujesz ten błyskotliwy efekt świeżości i relaksu. Tia! W tym miejscu i od razu trzeba nadmienić, iż jest to komiks (seria) dla dojrzałego odbiorcy. A w tym aspekcie erotycznym Swolfs "pojechał w tej części maksymalnie po bandzie". Na szczęście swoje prace okrasił charakterystycznym dla niego umiejętnym kadrowaniem i maskowaniem i nie ma w nich (jakże w tych czasach nagminnie pojawiającej się wszędzie) wulgarności!
Jego oprawa graficzna zaprezentowana w tym zeszycie autentycznie zachwyca, a klimatu jej dodaje wykonana przez Bérengère Marquebreucq pierwszorzędna kolorystyka. Nie od dziś wiadomo, iż Swolfs ma lekkość i dar w kreowaniu pięknych i obszernych plansz i wszelakich pejzaży. A ten oceniany tom jest potwierdzeniem tego faktu! Jeśli masz dostęp do innych tomów „Księcia nocy”, to z pewnością zauważysz, iż kreska w „Pierwszej śmierci” nabrała jeszcze większej szczegółowości i precyzyjności. Gwarantuje, że zauważysz ten progres artystyczny! Zauważysz jak ze znakomitego rzemieślnika Swolfs przemienił się w mistrza! Dostaniesz więc w swoje ręce mocny prequel z piękną grafiką oraz z solidnie rozpisaną fabułą, która spodoba się nie tylko fanom horrorów, ale każdemu dojrzałemu czytelnikowi. Dostaniesz w swoje łapki prequel po którym będziesz czuć głód kontynuacji, a wręcz natychmiastowego sięgnięcia po kolejne zeszyty.
Co do samego wydania! DTP bez błędów, layout i kompozycja kadrów jest klasyczna, album wydrukowano na kredzie, kolory są wyraziste i dobrze nasycone farbą. Dodać należy, iż okładka ma skrzydełka, ale i formatem jest mniejsza od pierwszego wydania. W środku oprócz stricte komiksu znajdziesz na pierwszym skrzydle zapowiedzi kolejnych trzech tomów, a na drugim mini biogram artystyczny Yves'a Swolfs'a. Pod względem edycji nie można się do czegokolwiek przyczepić.
Podsumowując! Zeszyt „Książę nocy. Pierwsza krew” Yves'a Swolfs'a pod każdym względem zasługuje na wszelakie pochwały! Zobrazowana tutaj z rozmachem obfitość miejsc akcji, przy takim samym rozmachu historycznym, a opartym na faktach, a do tego co rusz widoczna wierność oddania realiów epoki, a przecież w tle z obrazem fikcyjnej i przygodowej i w oparach horroru narracji – przemówi Ci do wyobraźni i pozwoli cieszyć się z lektury. Gwarantuję Ci także, że co chwilę będziesz zatrzymywać się nad danym rysunkiem, elementem w kadrze i będziesz nieśpiesznie podziwiać jego kunszt oraz piękno. Yves Swolfs spisał się na medal!
Gorąco polecam!