SMAKOSZE LUDZKIEGO MIĘSA POWRACAJĄ
Przed „Tokyo Ghoul:re” stanęło trudne zadanie kontynuowania opowieści, która zakończyła się wprawdzie w otwarty sposób, ale jednocześnie zabierając z tego świata wszystkich najważniejszych bohaterów. O czym miałby więc opowiadać ciąg dalszy? Część postaci żyła, wiele wątków zostało niewyjaśnionych, a jednak autor poszedł inną drogą. Minęło sporo czasu, nowa ekipa objęła serię we władanie, a wraz z nimi przybyło pytań. Drugi tom „re” nie udziela jeszcze odpowiedzi, ale w dobry sposób kontynuuje świetną opowieść, część dawnego klimatu zastępując tajemniczością i niepewnością.
Oddział Quinx miał być nową, niesamowicie potężną bronią do walki z ghulami. W jego skład wchodzili ludzie, którym za pomocą zabiegów medycznych przeczepiono kagune, potrafią walczyć tak jak ich wrogowie. Na dodatek wyposażeni są w quinque, co tylko zwiększa ich przydatność bojową. Na czele oddziału stoi młody, ale tajemniczy Haise Sasaki, który nie pamięta swojej przeszłości. Ani on, ani jego współpracownicy nie wiedzieli dotychczas, że w rzeczywistości jest pół-ghulem – na dodatek nikt nadal nie ma pojęcia, że Sasaki to tak naprawdę Kaneki, który stracił życie w trakcie walki z jednym z inspektorów. Ale dlaczego tu jest, skro umarł? To tylko jedno z wielu pytań, na które nie znamy odpowiedzi. Sasaki stara się wieść normalne życie jako dowódca, jednak przeszłość upomina się o niego. Odwiedziny pewnej kawiarni budzą w nim pewne wspomnienia, nadal jednak nie chce dopuścić ich do siebie. Śledztwo w sprawie organizacji „Drzewa Aogiri” jednocześnie pozwala mu nie myśleć o tym, jak również konfrontuje go z ghulami z własnej przeszłości. To jednak tylko część tego, z czym musi mierzyć się jego ekipa. W mieście grasuje bowiem „Nutcracker”, ghoulica, która poluje na mężczyzn i pozbawia ich jąder. Jest ona jednak tylko czubkiem góry lodowej, bowiem dostarcza ludzi organizacji, zajmującej się ich handlem. Organizacji, tak bardzo przypominającej smakoszy, z którymi Kaneki niegdyś walczył…
Czym różni się „Tokyo Ghoul:re” od pierwszej serii tej opowieści? Przede wszystkim tempem poprowadzenia całości i klimatem. Fabuła najnowszych tomów rozwija się powoli, więcej jest tu wymiany zdań niż walki, mniej też znajdziecie krwi. Klimat? „Tokyo Ghoul” stawiało na ciągłe zagrożenie i mrok, podlane odrobiną tajemnicy. W „re” dostajemy natomiast dużo sekretów, więcej niepewności, pytań póki co jedynie przybywa, choć mgła przysłaniająca całość nieco się rozwiała.
Ale abstrahując od tego, „re” to ten sam stary, dobry „Tokyo Ghoul”, który zdobył tylu miłośników. Jest więc szybka akcja, jest niebezpieczeństwo, są walki, bywa krwawo, bywa brutalnie, ale też i nie brakuje stonowanych momentów. W tej serii póki co bohaterowie więcej rozmawiają, niż zmagają się z wrogami, niemniej wciąż mamy tu napięcie, sporą liczbę wątków, a nawet coś więcej: pewną sentymentalną nutę. Do tego dochodzą te same, co zawsze, znakomite, realistyczne i mroczne ilustracje i bardzo dobre wydanie. Jeśli więc podobała się Wam główna seria, sięgnijcie koniecznie po jej ciąg dalszy. Naprawdę warto.
|
autor recenzji:
wkp
21.11.2017, 12:46 |