FESTIWAL MIŁOŚCI
Szósty tom „ReLiFE” zakończył się retardacją, która, jak to na tę figurę retoryczną przystało, rozpaliła moją ciekawość do tego stopnia, że jak najszybciej chciałem poznać ciąg dalszy. Siódmy na szczęście nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań. Trzyma poziom i dostarcza solidnej porcji emocjonującej zabawy, w satysfakcjonujący sposób rozwijając dotychczasowe wątki. I jak świetnie go się czyta!
Oga i Kaizaki podglądają dziwne spotkanie Kariu z pewnym mężczyzną. Oga nie wie co się dzieje, martwi się, że dziewczyna, którą przecież kocha, jest na randce, ale jej nienaturalne zachowanie wydaje mu się podejrzane. Co ma zrobić w takiej chwili? Kaizaki wie jedno – nie może dać się zauważyć, ponieważ mężczyzna zna go z życia sprzed ReLIFE, a zdemaskowanie zakończyłoby cały projekt. Wszystko to prowadzi jednak do tego, że Oga, pod wpływem porad kolegów, decyduje się wyznać Kariu miłość. Co więcej, dziewczyna zamierza powiedzieć jemu o swoich uczuciach. Oboje postanawiają zrobić to na festiwalu z pokazem fajerwerków, jednak im bliżej są tego momentu, tym trudniej jest im się przełamać. Czy będą w stanie zrobić to, czego tak pragną?
Tymczasem Kaizaki coraz bardziej zbliża się do Hishiro. Niestety, chociaż sam doradza przyjaciołom i był już w związku, nie potrafi nic z tym zrobić. Nie pomaga mu fakt, że jest od niej o dziesięć lat starszy i tylko udaje nastolatka, a jakby tego było mało, źle odbiera wszelkie jej gesty….
Sytuacja uczuciowa w mandze z każdą chwilą komplikuje się coraz bardziej – ale to właśnie jest jednym z najlepszych elementów „ReLIFE”. Po tym, jak przeszłość Kaizakiego i to, co wydarzyło się w pracy zostały ujawnione, to właśnie miłość stanowi najważniejszy i najbardziej poruszający element mangi. Można rzec, że teraz zaczął się jej prawdziwy festiwal, bo na pokazie fajerwerków wybucha wiele uczuć, a co z tego wynika, musicie przekonać się sami. A warto!
Zdarzało mi się trochę narzekać na tę serię – wątki z zawodami sportowymi z jednego z poprzednich tomów do mnie nie trafiły – ale teraz akcja rozwinęła się tak, że aż nie mogę doczekać się kolejnej części. Zaskoczenie, jakie autorka serwuje nam w finale nie tylko budzi duże emocje, ale przede wszystkim otwiera ciekawe możliwości dla ciągu dalszego. Ale przecież całość, od samego początku do ostatniej strony, trzyma znakomity poziom i dostarcza porcji przeżyć, dla których warto jest czytać tę serię.
Do tego dochodzi też znakomita szata graficzna. Dobrze, że ilustracje są coraz mroczniejsze, lepiej bowiem pasują do treści, a fakt, że manga jest w całości kolorowa, dodaje jej uroku – i pewnego powiewu świeżości na tle innych tytułów, które rzadko wychodzą poza dwie, trzy kolorowe strony na tom. Jeśli lubicie dobre mangi obyczajowe, „ReLIFE” to tytuł, który gorąco polecam Waszej uwadze.
|
autor recenzji:
wkp
13.10.2017, 12:00 |