Po lekturze dwóch pierwszych wydanych przez nasz stołeczny Egmont zeszytów frankofońskiej serii „Podboje” byłem zachwycony w tej na pozór prostej opowieści przygodowo-awanturniczej z elementami fantasy, a której autorem scenariusza jest ceniony w naszym kraju Belg - Sylvain Runberg (Orbital, Milenium, Konungowie), a za oprawę graficzną (włącznie z kolorami) odpowiada Kanadyjczyk François Miville-Deschênes. Od tego miesiąca w dobrych księgarniach można już zakupić kolejny zeszyt z tej serii pt. „Krew Scytów.
Czy ten trzeci zeszyt (z łącznie czterech wydanych we Francji) jest równie dobry, jak poprzednie? Jak go oceniłem? Chcesz poznać szczegóły? Zapraszam do lektury.
Uwaga, uwaga, uwaga! Uprzedzam na samym wstępie, iż seria „Podboje” jest skierowana wyłącznie do dorosłego czytelnika, gdyż zawiera w sobie hardcorowe sceny: erotyczne, brutalne i bardzo krwawe. A więc weź to sobie do serca i nie przekazuj do czytania dzieciom!
Akcja tej komiksowej historii rozpoczyna się bardzo, bardzo dawno przed naszą erą, a żartując sobie - można rzec prawie w czasach Conana, na terenach Bliskiego Wschodu i Afryki. Na tych dzikich polach prężnie rządzą się: imperium Babilonu z Hamurabim na czele, Meroici, Scytowie i ich odwieczni wrogowie Hetyci oraz bardzo wiele barbarzyńskich nacji.
W poprzednich dwóch zeszytach armia mocarstwa Hetytów zajęła Urart i podążyła w głąb kraju Scytów. Na taką zniewagę nomadzki triumwirat tutejszych władców nie był obojętny. Trójca z Haumawargi – król Kalipidów Maraku, królowa Amazonek vel Sarmatka Simissee oraz król Kimmerów Kymrys postanowili odnowić święte przymierze („Hordę Żywych”) i wyruszyli przeciwko wielkiemu królowi Hattusilisowi. W międzyczasie do ich obozu dotarła Thusia - wysłanniczka władcy Babilonu.
W momencie jej przybycia do Haumawargi ruszyła lawina gwałtownych wydarzeń, w których swoistym narratorem vel główną bohaterką stała się nasza Thusia. Będzie ona świadkiem, obserwatorem, uczestnikiem: spektakularnych bitw, starć z koczownikami z plemienia ludu Kurchanów, mrocznych rytuałów magicznych, dziwnych sojuszy, ale i bestialskich (wulgarnych) rozrywek plemiennych, ale i tajemniczych obrządków i magi płynącej od ostaniach przedstawicieli ludu Atlantydy, a także intryg, ociekających seksem scen, orgii oraz wszelakich zdrad, morderstw, wojenek i potyczek.
Jak dobrze pamiętasz, lub nie pamiętasz, tym bardziej przypomnę, to szalę zwycięstwa na stronę „Hordy Żywych” w czasie (wieńczącej drugi tom) spektakularnej bitwy z Hetytami, przeniósł i spowodował spektakularny atak latających bojowych gryfonów! A to w efekcie zainicjowało marsz "Hordy" na stolicę króla Hattusilisa.
Nasz nomadzki triumwirat tutejszych władców wyruszył, lecz wcześniejsze zatargi i napięcie pomiędzy nimi, znowu dały o sobie znać. Ktoś miesza w tych intrygach i podburza, ale tym razem nie są to czarownicy atlantów.
Tylko jeden z nich zauważył nowe zagrożenie, że jakieś inne siły (w czasie ataku bojowego słonia) potrafią władać magią i parapsychicznymi darami. Kim są owi i wewnętrzni wrogowie? Jaki los szykują dla Hordy? O tym dowiesz się czytając ten trzeci i pierwszorzędny zeszyt. A od razu w tym miejscu dodam, iż jest pod każdym względem lepszy niż, dwa poprzednie!
Tak jak w pierwszej i drugiej część było mnóstwo akcji, starć, wojenek, gdzie na tym tle przestawiono wszystkie postaci oraz wszelakie przygotowania, a potem samą esencję awantury i jatki, tak w w trzeciej odsłonie warstwa fabularna została skupiona, jak w dobrym dramacie, na poszczególnych postaciach. One nadbudowują klimat opowieści, tworząc jednocześnie dla tych trzech zeszytów swoistą filmowość, niczym jakby podaną w tym samym wyrazie artystycznym, co prezentowana np. w serialu „Wikingowie”. Mam nieodzowne i pozytywne wrażenie, iż sposób opowiadania obu historii, jest bardzo podobny. W Podbojach opiera się na w mitopei Dalekiego Wschodu, a po drugiej stronie na Skandynawskiej. W jednej i drugiej występują pewne fakty historyczne, lecz główne wątki są oparte na opowieści przygodowo-awanturniczej z elementami fantasy. Nie zdziwię się, jeśli za jakiś czas komiksowe „Podboje” zostaną sfilmowane.
Wracając do clou oceny. Nie chce zdradzać za wiele z fabuły, ale w tej części główne role grają kobietki. Silne i niezależne, a jeszcze do tego przebiegłe, mądre i charyzmatyczne. Nie często spotyka się w komiksie tak mocno zarysowane kobiece postaci, a tutaj jest ich bardzo wiele. Dodam również, iż oprócz militarnej osi intrygi we wnętrzu znajdziesz wiele wartościowych pierepałek pobocznych, które budują klimat, tego swoistego mroku w narracji i mroku dziejowego.
Są to np. motywy z tajemnicami dotyczącymi czarowników z Atlantydy, motywy szpiegowskie, albo dotyczące dzikich bestii, ale nawet relacji handlowych, gdyż krwawa wojna to nie tylko ofiary, ale zahamowanie biznesów. W trzeciej odsłonie znajdziesz także mocno zarysowane nowe komponenty fabularne, a polegające na prowadzonym w tle swoistym kryminalnym śledztwie. Bez kozery, ale owe rozbudowane szkatułkowe wątki są ze sobą idealnie skrojone, a jeszcze wszystkie występujące postacie są wielowymiarowe. Nie są ani dobre, ani złe, ale mają charakter i swoje cele.
Scenarzysta bardzo dobrze przemyślał sobie kreację świata tu przedstawionego, a z każdym zeszytem obudował ją nowym zaskakującym elementem, który potrafi jeszcze bardziej pozytywnie zaskoczyć. Runberg wykorzystując mitologie i mitopeję Bliskiego i Środkowego Wschodu w bardzo barwny sposób przedstawił na tle rożnych wydarzeń genialną intrygę, która powoduje maksymalny głód poznania (w jak najszybszym czasie) jej dalszej części. Ten scenopisarz ma coś takiego w swoim warsztacie, iż potrafi wciągnąć czytelnika w swoją wizję i rzeczywistość.
Aczkolwiek warto podkreślić, że obraz świata tu przedstawionego, nie można pod żadnym pozorem traktować jako historyczny. Choć ma w sobie pewne elementy tzn. realnie nawiązujące do dawnych dziejów, lecz prawie wszystko, tu zostało w tej warstwie nieźle poplątane np. dzieje Babilonu i Hammurabiego, z czasami najazdu wojsk hetyckich pod wodzą Hattusilisa żyjącego w XVII p.n.e. na armeńskie Urart, które notabene powstało ponad pięćset lat później, a jeszcze do tego w tym samym momencie, co Hammurabi, pojawia się faraon Ramzes, czyli czasy odległe o kolejne stulecia. Na szczęście ten fabularny i historyczny miszmasz, szczególnie nie razi, a wszystkie trzy zeszyty czyta się jednym tchem!
O oprawie graficznej Françoisa Miville-Deschênes można się rozpisywać wyłącznie w superlatywach. Zwróć uwagę w jaki sposób i z jakim rozmachem rozrysowuje sceny balistyczne np. z walczącymi słoniami i bojowymi turami, albo takowym strusiami, lub niedźwiedziami. Wygląda to ekstrawagancko, a wręcz genialnie, gdyż jego dynamiczna realistyczna, dbająca o detale i pieczołowita kreska, co rusz przyciąga uwagę. Jest w niej coś malarskiego i budowanego na wielkich przestrzeniach, a nader często dopełnianego w specjalnie dobranej kolorystyce. A jeszcze do tego wspaniale kreśli pod względem anatomicznym postacie. Całość została pomalowana w barwach słonecznych, a w których co rusz występują refleksy świetlne i pieczołowite cieniowania. Efekt tych wszystkich zabiegów jest piorunujący i na pewno przenosi Cię prosto w tamte pradawne pustkowia i zakamarki.
Co do edycji, wszystkie oceniane zeszyty wydano w tym samym standardzie, czyli w miękkiej oprawie na kredzie i dobrze złożono. Mając porównanie z wersją z wydawnictwa Lombard, muszę dodać, iż kolory w naszym wydaniu są odrobinę ciemniejsze niż w oryginalnym.
Podsumowując jednym zdaniem. Jest to kapitalne czytadło, a przed nami jeszcze mocny czwarty (ostatni) tom „Podbojów”!
Zdecydowanie polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
02.12.2017, 12:44 |