JAK ZOSTAĆ SUPERBOHATEREM
Jako człowiek urodzony pod koniec lat 80. XX wieku należę do pokolenia, dla którego manga i anime było ważnym elementem dzieciństwa. Zaczęło się od „Muminków”, potem była „Czarodziejka z księżyca” i dwa najbardziej popularne dzieła tego typu moich czasów (i chyba najpopularniejsze w naszym kraju w ogóle): „Pokémon” i „Dragon Ball”. Wspominam o tym nie przypadkiem, bo właśnie ze względu na młodzieńczą fascynację ostatnim z wymienionych tytułów nie mogłem się doczekać premiery „My Hero Academia”. I cieszę się, że manga w końcu trafiła w moje ręce, bo to naprawdę udany, wzorcowy shōnen pełen akcji, humoru i walk.
Wszystko zaczęło się w momencie, kiedy w Chinach urodziło się świecące dziecko. Ono było pierwszym posiadaczem niezwykłych zdolności – pierwszym, ale nie jedynym. Moce zaczęły pojawiać się u kolejnych ludzi, badano ich, jednak nikt nie był w stanie znaleźć ich źródła. Obecnie ponad 80% populacji dysponuje jakimiś z nich, mniej lub bardziej przydatnymi, a co za tym idzie wszędzie dominują społeczeństwa superbohaterów. Oczywiście tam, gdzie są herosi, tam muszą być też superwrogowie, nie każdy bowiem zamierza swoich zdolności używać w słusznej sprawie. Większość jednak chce być bohaterami, powstały nawet szkoły uczące tego fachu, ale czy można zostać jednym z herosów, kiedy nie ma się mocy? W takiej sytuacji znalazł się czternastoletni Izuku Midoriya. Chociaż jego rodzice mieli potężne zdolności, on nie odziedziczył żadnej z nich. Marzy jednak by pójść do szkoły dla superbohaterów, ale z tego właśnie powodu jest wyśmiewany przez kolegów. Chciałby jednak udowodnić sobie i innym, co potrafi. I nagle los daje mu szansę. Kiedy spotyka najsłynniejszego z herosów, All Mighta, pojawia się okazja by jego marzenie się spełniło. Najpierw jednak czeka go wyczerpujący trening i mnóstwo wyrzeczeń, którym może nie sprostać…
Główny bohater tej mangi wygląda jak Son Goku z „Dragon Balla”. Treść w sumie też jest podobna, i tu i tam nastolatek trafia pod opiekę mistrza sztuk walki, żeby wyrosnąć na prawdziwego wojownika, bierze udział w kolejnych pojedynkach i poznaje nowych ludzi. Ale na tym właśnie opiera się gatunek shōnen, komiksów przeznaczonych dla nastoletnich chłopców, którzy chcą się trochę pośmiać, ale przede wszystkim dać porwać się pełnej niebezpieczeństw akcji. „My Hero Academia” czerpie pełnymi garściami z dokonań poprzedników, nie zapomina także o sięgnięciu do innych źródeł, jak amerykańskie komiksy superhero i miksuje to w doskonale wszystkim znany, ale wiąż przyciągający czytelników produkt finalny.
Humor i poświęcenie. Patos i lekka przygoda. Potężni przeciwnicy, dziwne stworzenia, widowiskowe pojedynki… Dokładnie oferuje „My Hero Academia”. Także graficznie znajdziecie tu wszystko to, co już znacie – i, oczywiście, zarazem to, czego chcecie. Prosta kreska, dynamiczne ukazanie walk, sympatyczne postacie, świetna mimika. Wymieniać można by długo, ale liczy się tylko jedno: miłośnicy shōnenów, ci nastoletni, jak i ci, którzy na nich się wychowali, będą zadowoleni. Polecam więc tę serię ich uwadze.
|
autor recenzji:
wkp
08.12.2017, 15:20 |