Moon Knight a.k.a. Mark Spector należy do tych superbohaterów ze stajni Marvela, którego potencjał nie został jeszcze w pełni odkryty! Tymczasem postać owa liczy sobie na ten moment 43 roczki i zadebiutowała na łamach zeszytu „Warewolf by Night” w 1975 roku! Dodać należy, iż przez ten cały czas bohater ten, choć pojawiał się w wielu opowieściach np. autorstwa samego Billa Sienkiewicza oraz w kilku istotnych momentach (bardzo ważnych) dla uniwersum Marvela np. w „Civil War”, to zawsze pozostawał w cieniu innych znamienitych superbohaterów.
Przełom nastąpił z nadejściem Marvel Now, a konkretnie dla tej postaci w 2014 roku. Pojawiła się na rynkach anglojęzycznych seria zatytułowana: „Moon Knight Volume 1: From the Dead”. A od tego momentu rozpoczął się istny szał na Moon Knighta!
Przede mną leży wydany po polsku przez Egmont, w znakomitym standardzie, ze skrzydełkami, na pachnącej kredzie, pierwszy tom wspomnianego powyżej tytułu! Zawiera on w sobie sześć zeszytów stworzonych do scenariusza kontrowersyjnego Brytyjczyka Warrena Ellisa i w oprawie graficznej przedstawiciela Zielonej Wyspy - Declana Shalveya. W tym miejscu warto także dodać, iż jest to pierwsza pełna - po polsku - historia o tym komiksowym bohaterze! A jego historia prezentuje się następująco!
Marc Spector to były agent, żołnierz, najemnik, który zginał śmiercią tragiczną w Egipcie. Zginał zastrzelony przez własnych kumpli i zmarł pod statuą egipskiego boga Księżyca - Khonshu! Jednakże po pewnym czasie powrócił do żywych, a zarazem doznał swoistej przemiany!
Stał się swoistym mrocznym, albo najmroczniejszym rycerzem walczącym ze złem! W tym miejscu nasuwa się na myśl postać Batmana! A owa myśl jak najbardziej jest uzasadniona. Bo pierwotnie Mark Spector a.k.a. Moon Knight miał być taką swoistą odpowiedzią Marvela na rycerza z Gotham.
Jednakże dzięki pracy wielu artystów ów chojrak bardzo ewoluował, zaś w nowej odsłonie, w ocenianym tu zbiorku skupiono się na wieloznaczności przemiany w stosunku do postaci boga Khonshu! A dzięki temu wszelakie cechy tego bóstwa przeniesiono na postać Marka. Stał się on uosobieniem, a zarazem synem tegoż boga, a dla innych przewodnikiem, opiekunem, obrońcą i strażnikiem nocnych podróżnych.
W najnowszej odsłonie wspominany duet autorski skupił się głównie na aspekcie z obrazowania tej postaci, jako strażnika nocy vel detektywa od spraw mrocznych i metafizycznych. W wyniku tego zabiegu opowieść owa nabrała swoistego klimatu noir i zmiksowanego z kryminałem, fantastyką, a nawet horrorem.
Autorzy wnieśli także w ten komiks ogromną dawkę brutalizacji! Bo co rusz krew i flaki, mózgi, rozbryzgują się po okolicy, a nie brakuje także rozkładających się ciał, albo bez pardonu łamanych kości. A w tej rozpierdusze największym bohaterem jest nasz Moon Knight, gdzie jego Manhattan, po którym podażą – nocą na tle księżyca - ubrany na biało w garnitur, lub niczym assassin - czasem w sterowanej komputerowo limuzynie, lub w specjalnym gadżeciarskim samolocie - jest nasączony dziwnymi typami i zjawiskami!
On Moon Kinght a.k.a. Mark Spector – on zmartwychwstaniec- on były nieboszczyk przechodzący w rożne stany świadomości i mający swoiste rozdwojenie jaźni, tylko on walczy nocą z żywymi, byłymi żołnierzami „S.H.I.E.L.D.”, upadłymi najemnikami i policjantami, wszelakimi łotrami, ale także z duchami i zmorami!
A stosuje do tej walki opartej na jego (dziwacznych) zasadach - bardzo, ale to bardzo bezlitośnie cały arsenał środków!
On nie zna strachu, nie boi się duchów, bo on tylko działa na uboczu, a dla każdego delikwenta ma kilka jasnych rad! Jesteś winny to uciekaj! Uciekaj szybko! Uciekaj, a i tak zginiesz!
W tych kilku zapisanych enigmatyczne zdaniach, nie można streścić esencji płynącej z radości czytania tej komiksowej opowieści, ale gwarantuje, że odkryjesz w nich klimat, jakby z kultowej strefy mroku.
Bo w takich mrocznych, a nawet noir klimatach jest sześć ujętych w tym zbiorku opowieści. Z pozoru wydają się one bezpretensjonalne, a za moment są jakby wyjęte z piwnic miasta grzechu - Sin City, lub z powieści Agaty Christy, a za momencik, jakby z koszmarów z komiksu Sandman. Aby za chwilę znów zmienić profil i kształt i transmutować w postać, jakby w kryminał z serialu „Archiwum X”.
A jedynak w tym wszystkim i nie zdradzając zarysu fabuły, to najbardziej zaskakuje ostatnia opowiastka! Bo okazuje się, iż cała ta narracja składa się w szkatułkową opowieść.
Ma to swój ogromny smaczek, a jeszcze czyta i ogląda się przednio! Bo realistyczna oprawa graficzna Declana Shalveya ma w sobie wielką moc oddziaływania.
Jest bardzo dopracowana, taka dopieszczona i przemyślana, gdyż ten artysta wspaniale kadruje i ma dar do efektownej prezentacji głównego bohatera, a jeszcze w sukurs temu podażą kolorystyka Jordie Bellaaire. Jest ona zbudowana na szarościach, na naturalnych kolorach nocy na tle świateł miasta i pełni księżyca, ale przede wszystkim na spektakularnej prezentacji bieli!
Owe efekty wizualne oddziałują na czytelnika, a całość tej oprawy graficznej można określić jako uderzająca i pierwszorzędna!
Podsumowując! „Moon Knight. Z martwych” to pozycja, którą zdecydowanie warto posiadać na półce i do której warto powracać!
Polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
04.02.2018, 23:20 |