autor recenzji:
Mamoń
24.06.2018, 22:49 |
Mam, trzymam i jestem zachwycony, bo w końcu przeczytałem, na razie pierwszy zbiorczy tom po polsku - z czterech jeszcze planowanych przez Egmont - genialnej serii pt. „Ex machina”! Scenariusz opowieści napisał sam Brian K. Vaughan, a ilustracje w dość realistycznej manierze wykonał Tony Harris. Dodam tylko, iż seria ta dostała już kilka nagród Eisnera i została doceniana przez wiele mediów i krytyków na całym świecie. A co w niej jest takiego dobrego, w tej opowieści dla dojrzałego czytelnika? Odpowiedzi uzyskasz za momencik. Zapraszam do lektury.
Akcja całej opowieść zawiązuje się w Nowym Jorku po (a w retrospekcjach także przed) pamiętnym 11 września 2001 roku. Miejski inżynier Mitchell Hundred wraz z przyjacielem podczas pracy pod mostem Brooklińskim ulega niezwykłemu wypadkowi. Dziwna łuna unosząca się pod wodą zaraz po zetknięciu się z dłonią Hunreda doprowadza do wybuchu. A wyniku czego w niewytłumaczalny sposób został on obdarzony mocą zarządzania przez myśl wszelkimi maszynami i urządzeniami. Dosłownie każdy przedmiot użytkowy przemawia do niego, zaś Hundred jednym gestem i myślą rozkazuje mu.
Nasz inżynierek postanawia w dobrej wierze i dla ludzi wykorzystać ten dar przeradzając się w pierwszego superbohatera NY, a nawet tego uniwersum. Aczkolwiek w pewien sposób (jak Batman) staje się celem nie tylko dla wszelakich opryszków, lecz dla władzy i jej organów. Policja i inne organizacje wytaczają na niego wszystkie ciężkie działa. A on postanawia wyjść z ukrycia, ujawnić swoją tożsamość i od teraz chce działać legalnie. Z tego powodu i z tej przyczyny postanawia zostać politykiem. Odkrywa w pełni swoją tożsamość przed innymi i na kanwie swojej popularności zostaje burmistrzem Nowego Jorku. Hmm. Fanfary!
Od tego momentu rusza kariera (najdziwniejszego) superbohatera i polityka w jednej postaci, a tak naprawdę rozpoczęła się maksymalna przygoda, ale i rozwałka i rozpierducha, a którą na komiksowych kartach pochłania się z ogromną radochą.
Bez kozery, ale obu autorom udało się zrobić coś wręcz niemożliwego, a mianowicie połączyli wiele wręcz nie do połączenia spraw i tematów. Zwarli to wszystko w tej komiksowej opowieści (podkreślę jeszcze raz) w sposób - wręcz – genialny! Bo wymieszali kryminał, thriller, political-fiction, SF, superbohaterstwo w jedną spójną opowieść, choć i tradycyjnie, jak to u Briana K. Vaughana, co moment i co chwilę z zastosowaniem czytelnych retrospekcji.
A jeszcze akcja w całym tym obrazie jest poprowadzona nielinearnie, a pomimo tego jest bardzo czytelna i przejrzysta. Zobaczysz więc głównego chojraka w rożnych odsłonach np. jako bohatera, jako polityka zmagającego się z wszelkimi problemami i wrogami, zaś w tle dostrzeżesz także i jego specyficzne poczucie humoru, psychę i jego rozterki. Aczkolwiek choć inne postaci są równie wyraziste to jednak charyzmatyczny Mitchell Hundred jest tu najważniejszy!
Całość tej opowieść jest bardzo dobrze opowiedziana i zbudowana, zarówno na poziomie ludzkich zachowań społecznych i osobistych, ale także w momentach wszelakich medytacji, czy śnienia. A obok tego wszystkiego jest superbohaterstwo, sprawy kryminalne, sprawy obyczajowe, rodzinne i sprawy wszelakie i wielkie tajemnice, a ściśle związane z dziwnym darem Hundreda.
Bez kozery, ale Vaughanowi oraz Harrisowi pod postacią tej opowieści udało się stworzyć takie komiksowe perpetuum mobile. Bo każdy z wątków napędza kolejny, a uzupełniając go powraca do korzeni i napędza nowy element z historii, a jednocześnie w konsekwencji tworzy to swoisty komiksowy efekt uroboros.
Wielki sukces tego pierwszego ocenianego tu tomu „Ex machiny” tkwi w sposobie nadbudowywania narracji, ale również powodowania u czytelnika tego swoistego wielkiego głodu poznania kolejnych cegiełek i wszelakich wątków z życia tej (komiksowej) społeczności. Bo chcesz poznać np. jakie tajemnice skrywa pani komisarz policji, kto jest cichym zabójcą, z jakiego powodu inżynierek uratował tylko jedną wieżę World Trade Center podczas zamachu z 11 września, czym jest jego moc, a którą został obdarzony i przez kogo i jakie są granice wykorzystywania tego daru? Itp. sprawy.
Czytasz otrzymujesz jedną odpowiedź, a w tym samym czasie otwierają się kolejne bramki z tajemnicami i intrygami. Czytasz wciągasz się w ten świat zaprezentowany w „Ex machinie” i prostu pochłaniasz go. Bo nie sposób się od tego pierwszego tomu oderwać, gdyż tu cała opowieść emanuje energią, akcją, zagrywkami, wielopoziomowością intryg. A nie dość tego ujęta w tajemnicach i w innych wymiarach podświadomości, to jest jakby wyjęta z serialu "Strefa mroku".
Podsumowując! Pierwszy tom „Ex machiny” nie zawodzi, bo z takiego miksu fabularnego i okraszonego piękną realistyczną grafiką i wydanego na wypasie przez Egmont dostajesz dziełko, które Cię zachwyci i oderwie w lekturze od trudów dnia codziennego!
Zdecydowanie polecam.
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
02.06.2018, 21:07 |