POWRÓT DO DZIWNEGO HOTELU
Pierwszy tom Hotelu Dziwnego był dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Choć historia w nim przedstawiona nie należała do szczególnie skomplikowanych ani wymagających, a jednak całość była tak urocza i klimatyczna, że nie dało się jej nie docenić. Nie inaczej jest z drugim tomem, który pokazuje, jak, bazując na ogranych schematach, można zrobić świetną historię, która z pewnością zachwyci dzieci, ale przy okazji spodoba się dorosłym, budząc w wielu z nich sentymentalną nutę.
Nadchodzi lato, a wraz z nim ruszają przygotowania do Święta Muzyki. Jak co roku wszyscy starają się pokazać od jak najlepszej strony i dać popis swoim talentom, śpiewają solo, grają na najdziwniejszych instrumentach, zbierają się w grupy, by wystawić operetkę… I tylko Kaki tradycyjnie narzeka, zrzędzi i w nic nie chce się angażować. Niestety, to nie jedyny problem. Nie dość, że pojawia się Skrzekowyjec, który chce wystąpić w przedstawieniu, to jeszcze Kasandrole zwiastują katastrofę. I rzeczywiście, Marietta zostaje uprowadzona przez bandytów…
Jest jedno dzieło, które Hotel Dziwny przypomina mi w szczególności: moją ukochaną animację z dzieciństwa, a także jedną z ulubionych dziecięcych książek, czyli Muminki. Akcja toczy się w dziwnym miejscu (w pierwszym tomie mieliśmy nawet swoisty sen zimowy, a w ten przecież zapadały trolle z dzieł Tove Jansson), strony zaludniają najróżniejsze niesamowite istoty, a niektórzy bohaterowie, plenery i budynki kojarzą się z konkretnymi z tamtych książeczek. Na szczęście, zamiast razić, wszystko to ma swój ewidentny urok, któremu nie da się chyba nie ulec, a we mnie osobiście budzi wiele wspomnień z dzieciństwa.
Fabuła tego tomu jest prosta, ale opowiedziana w sposób lekki i bardzo przyjemny. Na stronach dzieje się dużo, ale na szczęście nie w nadmiarze, jest humor, jest nutka grozy i dużo tajemniczości. Oczywiście wszystko to przedstawione w sposób odpowiedni dla dzieci, ale wcale nie infantylny. Dobrze przy tym poprowadzony, wciąga i tylko szkoda, że zabawa kończy się tak szybko.
Kolejną mocną stroną Hotelu Dziwnego jest ewidentnie jego szata graficzna. Wspominałem już co prawda o elementach jakby zaczerpniętych z ilustracji Tove Jansson, jednak trzeba przy okazji zauważyć, że nawet styl jest bardzo podobny. Prostota, oszczędne użycie czerni, zbliżony design postaci, a wreszcie kreskowe cieniowanie, które najbardziej rzuca się w oczy. Oczywiście autorka dodaje do tego wszystkiego swojego własnego charakteru. Do tego dochodzi też bardzo sympatyczny i ujmujący w swej prostocie kolor, odróżniający Hotel Dziwny od czarno-białych ilustracji z Muminków.
W skrócie: to dobra i znakomicie zilustrowana lektura nie tylko dla najmłodszych. Jeśli szukacie czegoś dla młodszych miłośników komiksu, po co sami moglibyście z przyjemnością sięgnąć, Hotel Dziwny to pozycja dla Was. I przy okazji lektura, do której chętnie się wraca.
|
autor recenzji:
wkp
14.06.2018, 18:24 |
Bierzemy 450 g mąki, 225 g cukru, pół opakowania suszonych drożdży, 225 g miękkiego masła, 1 jajko, 1/2 łyżeczki soli, 1 łyżkę mleka, 6 kropli ekstraktu z pomarańczy, 1 żółtko i 1 łyżkę mleka do posmarowania herbatników. To składniki niezbędne do upieczenia ciastek o nazwie „Cytruski”. Nie, nie pomyliłem się. To nie ma być tekst na stronę internetową poświęconą wypiekom. Właśnie tak zaczynam tekst o drugim tomie serii komiksowej dla młodego czytelnika „Hotel Dziwny”. A „Cytruski”? To ciastka jakie pieką w nim jego bohaterowie. Zresztą. Przepis ten znajduje się w komiksie. Kto chce spróbować „Cytrusków” - może spróbować zmierzyć się z nimi w kuchni.
Lato w Dolinie Mumink... Ekhem. Lato w Hotelu Dziwnym to czas przygotowań do Święta Muzyki. W tym roku jego ozdobą ma być wykonanie „Pięknej Heleny” Jacques’a Offenbacha. I gdy wydaje się, że wszystko przebiega w jak najlepszym porządku, spokój bohaterów zakłóca kilka niezwykłych zdarzeń. Po pierwsze, w okolicy pojawia się Skrzekowyjec. Po drugie, Dziwny Hotel odwiedza piękna Ninette. Jej pojawienie się ma zwiastować prawdziwą katastrofę. Okazuje się nią być porwanie Marietty. Na nic zdają się poszukiwania wszczęte przez kolejnych „dziwnych” bohaterów. Kaki, Pan Snarf i Pan Leclerc również znikają bez śladu. Ginie też wielki szafir. A Święto Muzyki zbliża się przecież coraz większymi krokami...
W „Śpiew Skrzekowyjca”- bo taki tytuł nosi drugi album serii tworzonej przez Floriana i Katherine Ferrier - jest znów wszystko to, co urzekało w pierwszym tomie serii, wydanym przed rokiem „Przez zimę do wiosny”. W tekście autorów czuć ciepło, mądrość. Mamy do czynienia z inteligentną, przygodową historyjką, w której dobro wygrywa (wiadomo!) a zło okazuje się nie być takie złe, jak mogłoby się wydawać. Młodszy czytelnik znów „kupi” bohaterów, do których poczuje sympatię. Nawet do ducha i Skrzekowyja oraz stworków jak pijoglobiny i kurzołapki. Doceni także z pewnością warstwę graficzną (to akurat domena Katherine). Pełną szczegółów, choć prostą kreskę a także wielobarwność plansz.
„Hotel Dziwny” to jedna z najciekawszych wydawanych obecnie serii w ramach Krótkich Gatek - dziecięcego inprintu Kultury Gniewu. Dlatego na koniec można tylko życzyć młodym odbiorcom, by na kolejne tomy nie musieli zbyt długo czekać.
|
autor recenzji:
Mamoń
08.06.2018, 14:51 |