To nie jest opowieść o Niemieckiej Republice Demokratycznej, która wpisywałaby się w nurt „ostalgii”. Raczej to historia o… ping pongu. Pasji do tego sportu i osobistej tragedii, do jakiej doszło za sprawą upadku muru berlińskiego. Ta opowieść to „Kinderland” pochodzącego z Berlina niemieckiego twórcy ukrywającego się za pseudonimem Mawil.
Sięgając po „Kinderland” spodziewałem się komiksu, który byłby zbliżony do znanej w Polsce serii „Marzi” tworzonej przez duet Marzena Sowa/Sylvain Savoia. Sądziłem, że będzie to historia przesiąknięta duchem NRD, którą Mawil spróbuje ożywić pamięć o politycznym trupie. Zagrać na emocjach i na wspomnieniach. Nic z tego. NRD w „Kinderland” nie jest wybite na pierwszy plan. Fakt, istnieje. Musi istnieć, inaczej nie można by było opowiedzieć o dzieciństwie we wschodniej części Berlina. Dokładnie o roku 1989, kiedy to zapadła decyzja o otwarciu granicy między wschodem a zachodem. Akcja większości „Kinderland” dzieje się przed pamiętnym dniem. Dniem, który dla bohatera – niejakiego Mirco Watzke – staje się osobistą porażką! Ba, Mirco jest chyba jedyną osobą w całym Berlinie, która nie cieszy się z upadku muru…
Ważniejszym niż mur jest bowiem ping pong. Nasz bohater – ministrant, pionier i uczeń NRD-owskiej szkoły w jednym – jest zapalonym graczem. I wokół tenisa stołowego kręci się akcja komiksu. Wokół niego toczy się życie szkolnej brygady, wokół rakietek do ping ponga kręcą się marzenia uczniaków, wokół stołu nawiązują się przyjaźnie, rodzą kłótnie, spory i waśnie. Gdyby nie pong pong nie byłoby przyjaźni z Torstenem ani… komiksu w ogóle.
Nie oznacza to, że Mawil NRD w „Kinderland” gdzieś olał, pozostawił poza kadrami i planszami. Wypełniona pionierami szkoła przesiąknięta jest propagandą. Mur istnieje. Ale pojawia się gdzieś dopiero koło 50 planszy. Istnieją naprawiane jednym kluczem trabanty, charakterystyczna wieża telewizyjna, załatwiane po znajomości telefony, przegubowe ikarusy jeżdżące po berlińskich ulicach, przez osiedla z wielkiej płyty a także bajka o Piaskowym Dziadku, kultowy „Winnetou” Karola Maya czy akcje typu zbiórka surowców wtórnych dla Nikaragui. Są też rozmowy o ucieczkach do RFN. No i są wreszcie trafiające do Berlina Wschodniego pokusy ze zgniłego Zachodu, z płytami winylowymi na czele. Ale gdzieś w tle.
Mawil zabawił się upadkiem NRD. Wydarzenie, które przeszło do historii świata pokazał jako osobistą porażkę jednostki. Porażkę małego chłopaka, któremu nagle zawalił się świat rakietek i stołów pingpongowych. Wspomniał swoje dzieciństwo w Berlinie Wschodnim, które wcale nie było podporządkowane murowi i granicy, ale codziennym sprawom szkolnym. Ci, którzy spodziewali się „ostalgicznego” czytadła będą więc zawiedzeni. Ci, którzy chcieli dostać dobrze skrojony, utrzymamy w dobrze znanym z poprzednich albumów „mawilowym” stylu album nie zawiodą się.
|
autor recenzji:
Mamoń
27.06.2018, 12:43 |
KONIEC (DZIECIŃSTWA W) NRD
Ileż to jest na naszym rynku komiksów autobiograficznych? Dzieła rodzime i z najróżniejszych stron świata, lekkie i proste, trudne i złożone, dla młodych czytelników i tych całkiem już dorosłych… Wymieniać można by długo, ważne jest jednak pytanie – które swoją drogą sam zadaję sobie nie raz – czy ma sens wydawanie kolejnych? By sobie na nie odpowiedzieć, wystarczy sięgnąć po dzieła takie jak Kinderland – wtedy rozwiewają się wszelkie wątpliwości, a zostaje tylko czysta przyjemność obcowania z naprawdę rewelacyjną powieścią graficzną, która potrafi zarówno poruszyć, zachwycić, obudzić kilka sentymentów, jak i skłonić do zadumy.
Koniec lat 80. XX wieku, NRD. Mirco Watzke chodzi do siódmej klasy, ale nie należy do popularnych dzieci. Wręcz przeciwnie, jest niski, na WF-ie sobie nie radzi, gra co prawda w ping ponga, ale lepiej idzie mu, gdy piłkę odbija książką – bo z książkami jest mu bardziej po drodze, przez co każdy nazywa go kujonem. Kablem zresztą też. Życie Mirco toczy się głównie między domem a szkołą, a on sam rozdarty jest między byciem ministrantem i członkiem organizacji pionierskiej. Wszystko zmienia się pewnego dnia, kiedy poznaje nowego ucznia z równoległej klasy. Torsten nie jest grzecznym chłopcem, wdaje się w bójki, kradnie, trafił do tej szkoły, bo wyrzucono go z poprzedniej. A jednak to właśnie on zaczyna traktować Mirco jak kolegę, stając się dla niego kimś na kształt autorytetu. Co jednak przyniesie dla nich obu ta znajomość, rodząca się w czasie, kiedy kończy się świat NRD, w jakim przyszło im żyć?
Nowe dzieło Mawila, artysty znanego choćby z albumu Bend, nagrodzone w 2014 roku Max-und-Moritz-Preis, to prosty, ale zachwycający komiks o dorastaniu w cieniu opresyjnego ustroju. Brzmi to co prawda jak niezliczona ilość dzieł, które już powstały – i równie wiele jeszcze powstanie – ale jest w Kinderlandzie siła, szczerość i znakomite wykonanie, które sprawiają, że nie da się całością nie zachwycić.
Zresztą historia spisana i narysowana przez Mawila nie skupia się na tym samym, co choćby znakomity Arab przyszłości – czyli koszmarze życia w świecie trawionym przez chorą władzę, niezrozumiałe tradycje i brutalność. To wszystko tu jest, autor niczego nie ukrywa, ale na pierwszy plan wysuwają się u niego problemy z dojrzewaniem, szukaniem samego siebie i swojego miejsca. Kłopoty w szkole, miłość, lęki, pragnienie akceptacji, dziecięce zabawy, pierwsze kosztowanie rzeczy dla wieku głównego bohatera jeszcze zakazanych. Któż z nas tego nie zna? Kto nie będzie się z tym identyfikował? Mawil jednak nie ogranicza się tylko do tego, pokazuje nam NRD-owską rzeczywistość i komentuje ją, choć czyni to bez słów i bardziej nas skłaniając do myślenia, niż podając wprost gotowe i łatwe do przełknięcia odpowiedzi.
Fakt, że całość zilustrowana została w cartoonowy, niemalże kojarzący się z komiksami dla dzieci sposób, nie jest tu bez znaczenia. Takie rysunki, w połączeniu z pojawiającą się erotyką czy zderzone z szarą rzeczywistością mają w sobie prawdziwą moc. Zresztą nie brak im także pewnej dozy realizmu, przede wszystkim jednak pełne są klimatu – dla nas całkiem swojskiego. Całość tworzy poruszającą i zachwycającą powieść graficzną dla każdego miłośnika niemainstreamowego, ambitnego komiksu. Warto po nią sięgnąć, nawet jeśli sam temat już się wam znudził.
|
autor recenzji:
wkp
16.06.2018, 18:13 |