KOLEJNY MŁODY GENIUSZ
Po tym, jak pierwsze dwanaście tomów "Bakumana" pochłonąłem właściwie na raz, pojawił się spory problem - oczekiwanie na kolejne. Jeszcze czas, jakiego potrzeba było by na rynku pojawiła się trzynasta część nie był w moim przypadku zbyt długi, wynosił bowiem ok trzech tygodni, ale na czternastą czekać już musiałem ponad dwa miesiące. Warto jednak było, jak zawsze zresztą. Emocje, humor, klimat i te rozwlekłe rozmowy, które zamiast nudzić, wciągają... Wszystko to po raz kolejny pokazało mi dlaczego tak uwielbiam "Bakumana" i co wyróżnia go na tle innych podobnych serii.
Czy twórca, który sam dostaje propozycję by oceniał prace innych twórców może czuć się uprzywilejowany? A tym bardziej profesjonalistą, którego pozycja jest tak ugruntowana, że nie ma się czego obawiać? Jeśli chodzi o to pierwsze, to jak najbardziej, niestety w przypadku tej drugiej opcji mangowy świat jest bezwzględny. Przekonuje się o tym duet Muto Ashirogi, kiedy staje w obliczu oceny prac młodych twórców. Ich uwagę zwraca szczególnie jeden, Tooru Nanamine, który nie dość, że stworzył historię bardzo podobną do ich prac, to jeszcze zrobił to w lepszy, niż oni sposób. Motywuje to obu twórców do jeszcze cięższej pracy, jednak czy będą w stanie dorównać kolejnemu młodemu geniuszowi? Jednocześnie pojawia się inna kwestia – nie tylko prace Nanamine wydają się być znajome, ale tak samo jego nazwisko…
Za co tak bardzo cenię "Bakumana", pisałem nie raz. Z jednej strony jest to poruszająca historia miłosna, której nie powstydziłby się nawet gatunek shojou (więc i przedstawicielki płci pięknej znajdą tu coś dla siebie), z drugiej mamy tu do czynienia z typowym shounenem; zamiast walk jednak znajdziecie tu starcia na polu twórczym. Jednocześnie - i to chyba najważniejsza rzecz, jaką seria ma nam do zaoferowania - na czytelników czekają tu kulisy mangowej branży, ukazujące zarówno etapy i tajniki tworzenia własnego komiksu, jak również jego wydawania, bezlitosne prawidła rynku i walkę o utrzymanie się na szczycie. Jeśli oczywiście już się go zdobyło.
A wszystko to wciśnięte w ramy historii o przyjaźni, która zniesie wszystko. Tak samo zresztą, jak miłość. Tu nie tylko główny bohater kocha i boryka się z problemami na tym polu, par jest więcej, trudności nie brakuje, a humor, satyra (autorzy żartują tu nawet ze swojego opus magnum, „Death Note”, serwują też mangę w mandze, gdy bohaterowie czytają prace innych twórców) i lekkość całości wcale nie sprawiają, że emocje tracą na sile. Wszystko tu jest intensywne i poruszające, na dodatek wcale nie infantylne i jak świetnie wykonane.
Znakomite, realistyczne i pełne detali ilustracje to jedno, ale i złożone, psychologicznie fascynujące i ciekawie ukazane postacie też nie są tu bez znaczenia. Całość urzeka więc na każdym polu i dostarcza naprawdę satysfakcjonującej rozrywki. Ja ze swej strony polecam "Bakumana" bardzo, bardzo gorąco.
|
autor recenzji:
wkp
03.08.2018, 06:38 |