Po siedmiu znakomitych tomach (z nowej edycji Egmontu) przygód marynarza melancholika obdarzonego pierwszorzędnym sarkastycznym poczuciem humoru, zwanego Corto Maltese – notabene ponad pięćdziesięcioletniego bohatera serii komiksów o tym samym tytule, autorstwa mistrza Hugona Pratta, przyszedł czas na ocenę tomu ósmego!
Jak prezentuje się ten kolorowy album pt. „Złoty Dom w Samarkandzie”, a który w wersji czarno-białej był już wydany przez nieistniejące wydawnictwo Post? Chcesz poznać szczegóły? Zapraszam do lektury recenzji.
Seria o marynarzu włóczędze i romantycznym awanturniku Corto Maltese rozgrywa się w różnych częściach świata, a tym razem mistrz Pratt zabrał nas, ze swoim bohaterem w rejony Europy Południowo-Wschodniej i Azji Południowo-Zachodniej. A ściśle w rejon upadającego i podzielonego konfliktami Imperium Ottomańskiego.
Jednakże niniejszy tomik ściśle nawiązuje do wydarzeń z poprzedniej części. A mianowicie do historii związanej z Baronem Corvo i jego dziennikiem, a w którym nasz Corto odnalazł rękopisy Lorda Byrona i Edwarda Trelawny’ego oraz mapę do skarbu króla Aleksandra Macedońskiego.
Wszystkie ścieżki prowadza go do mitycznej Samrkandy, a w której znajduje się także najgorsze Tureckie wiezienie. A nim przetrzymywany jest (nie)przyjaciel naszego głównego bohatera. Corto postanawia zdobyć skarb i uratować Rasputina. Wyrusza więc w podroż, która nie zawsze będzie prowadzila do celu. Nasz Corto weźmie udział w konflikcie pomiędzy Kurdami i Turkami i Ormianami oraz Sowietami, a nie dość tego na swojej ścieżce spotka własnego sobowtóra, czyli niejakiego Chefketa. Spotka także starą przyjaciółkę z Wenecji, derwiszów, Casandrę i wiele innych bardzo ciekawych postaci.
W tych kilku zdaniach można przybliżyć wątki z tego przygodowego albumu. Aczkolwiek mocno osadzonego na podstawach historycznych. Albumu, gdzie fikcja łączy się z prawdą, gdzie co rusz pojawiają się, lub są zaprezentowane historyczne indywidua np. mordercy narodu Ormian - Talaat Pasza i jego generałowie; Enver Pasza, Ahmed Cemal. Na marginesie, niewiele osób wie, iż inspiratorami budzącego się nacjonalizmu i zintensyfikowanego islamskiego fanatyzmu religijnego było ówczesne Cesarstwo Niemieckie. A niechlubnie do wszystkiego- do rzezi przyłożył rękę ''bohater'' spod Gallipoli (urodzony w Słupsku, w ówczesnych Prusach) – wtedy jeszcze generał-porucznik uczestnik i szef niemieckiej misji wojskowej - Otto Liman von Sanders! Koniec dygresji.
Kontynuując, a mianowicie, na tle poprzednich tomów zaprezentowane tu komiksowe opowieści są bardziej ukierunkowane na przygodę, a zarazem nasączone mądrymi i życiowymi przekazami!
Hugon Pratt w sposób intrygujący i interesujący starał się przekazać między wierszami prawdę o mechanizmach rządzących człowiekiem i po raz kolejny zrobił to po mistrzowsku! Spiął wszystko tyloma genialnymi klamrami - pomysłowymi zarówno w warstwie fabularnej jak i wizualnej, iż nie sposób tego nie docenić!
Pochłaniasz tu - każdą planszę – każdy kadr – ruszasz i wyprawiasz się z bohaterami do targanego konfliktami Bliskiego Wschodu i Azji! Bo Hugon Pratt miał i nadal ma dar! Dar do opowiadania takich wciągających bezgranicznie bonanz, a dzięki jego geniuszowi owa opowieść w odbiorze jest jeszcze bardziej klimatyczna!
Czasem ten klimacik ukryty jest pod obrazami charyzmatycznych postaci i ich przygód, a czasem, gdy usłyszysz przezabawne i przedniej marki dialogi. Rozmowy z Casandrą, albo z napotkanym i wyzwanym od najgorszych francuskim porucznikiem, albo z Marianną, notabene symbolizującą pewien naród, są kwintesencja geniuszu scenariusza. Ów klimacik pojawia się również w chwili pozornego chaosu, albo w momencie, gdy główny bohater odpoczywa w swoistej melancholijności po przepalonym opium i ma wszystko i wszystkich gdzieś! Przykłady można mnożyć, ale ten harmider jest pierwszorzędnie esencjonalny i wiarygodnie podany w tej awanturniczo-przygodowej historii! Bo w tym właśnie tkwił fenomen twórczości Pratta, iż z jakże wielowątkowych tematów wyciągał nową i perfekcyjną jakość!
W tym miejscu odnosząc się jeszcze do oprawy graficznej: mam pewność, iż w porównaniu z poprzednimi dwoma tomami, to oceniany tu tom, nie rożni się od nich wiele w swym wyrazie artystycznym! Kreska mistrza Pratta nadal podążyła w kierunku uszczegółowienia i dodatkowego cieniowania zarysów postaci, choć zbudowana została (na charakterystycznej dla niego) jednowymiarowej czytelnej manierze, a która to jest bardzo urocza i bardzo malarska. Nie bez kozery dodam, iż po tylu latach ten klasyczny sposób prezentacji, a także układania plansz i poszczególnych kadrów nie zestarzał się i ma ogromną moc oddziaływania.
Z całą pewnością na pozytywny efekt i odbiór tego dziełka ma wpływ owa swoista minimalistyczna pastelowa kolorystyka, a którą z błogosławieństwem Hugona Pratta i na potrzeby tej edycji wykonała jego muza Patrizia Zanotti. I z całą pewnością na pozytywny efekt i odbiór tego dziełka ma wpływ także sam sposób wydania tego komiksu przez krajowy Egmont!
W tym aspekcie (po raz kolejny) zadbano o każdy element rzemiosła. Jest więc: twarda oprawa, papier kredowy (ślicznie pachnący i dobrze nasączony farbą drukarską), zaś w środku najlepszej jakości materiały do wydruku, czyli nie ma pikselozy, a jeszcze w porównaniu do czarno-białej edycji z Postu, to poprawiono wszelakie błędy w tłumaczeniu.
Pod sumując! Lektura ósmej części wciągnie Cię bezgranicznie. Hugon Pratt świetnie to poskładał, nadał rysu awanturniczego, uniwersalności i ponadczasowości, a nawet rysu etycznego, bo np. upomniał się o Ormian i skrytykował Turecki fanatyzm.
Tu wszystko jest takie wciągające nawet w warstwie pobocznych postaci! Ile jest w tym esencji i czystej przyjemności w czasie czytania! Bo oceniany tu tom, ale i cała seria nie trąci ramotką - nie zestarzała się i zajdziesz w niej oddech od znoju dnia codziennego oraz wiele przygód zamkniętych w ramie spraw ważnych, moralnych i ostatecznych!
Zdecydowanie polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
08.11.2018, 13:03 |