KONIEC ZXXXANEJ NIEWINNOŚCI
Od chwili, kiedy obejrzałem pierwszy odcinek netflixowego „The End of the F***ing World”, zapragnąłem przeczytać jego komiksowy pierwowzór i zacząłem mieć nadzieję, że ktoś w końcu wyda go w Polsce. Nie była to wielka nadzieja, lata praktyki nauczyły mnie, że lepiej nie oczekiwać zbyt wiele, jeśli dzieło nie należy do mainstreamu. A jednak, „Koniec zxxxanego świata” trafia właśnie na półki sklepów nad Wisłą, dzięki wysiłkom Non Stop Comics, i trzeba przyznać, że warto było na ten album czekać, choć niestety jest on dość daleki od ideału.
Ale zanim przejdę do konkretów, zacznijmy od tego o czym on właściwie opowiada. Jeśli znacie serial, treść nie będzie tu dla Was wielkim zaskoczeniem, choć znajdą tu także wiele różnic. Wszystko sprowadza się do tego, że główny bohater James dochodzi do wniosku, iż jest psychopatą. Pragnąc poczuć w życiu jakiekolwiek emocje decyduje się zabić swoją dziewczynę, Alyssę. Zanim to jednak mu się uda, oboje uciekają z domów, paląc za sobą mosty i pakując się w kolejne tarapaty. Kiedy w obronie dziewczyny James zabija pewnego mężczyznę, który skrywał w sobie wiele tajemnic, oboje znajdą się na celowniku nie tylko policji, ale także i jego szalonej kobiety. Tak zaczyna się ich „przygoda”, która nie ma prawda skończyć się dobrze…
„Koniec…” to komiks równie nihilistyczny i minimalistyczny, co urzekającym i wciągającym. Zbudowany na kontrowersyjnym pomyśle i oszczędnej formie, podobnie jak powieści Chucka Palahniuka, nie chce wywołać taniego skandalu, ale za pomocą szoku powiedzieć coś więcej. Coś o współczesnych pokoleniach, coś o młodzieńcy buncie i coś o samym życiu i świecie, w którym przyszło nam je wieść. Rzeczach wspólnych dla każdego z nas. Kto bowiem nie chciał rzucić wszystkiego, zerwać z konwenansami i społecznymi normami i zrobić wreszcie coś po swojemu? Kto nie chciał kochać, niczym Romeo i Julia, tak prawdziwie i boleśnie? I kto nie chciał w końcu czegoś poczuć, w tym świecie znieczulającym nas na każdym kroku?
Szkoda więc, że autor nie wykorzystał w pełni potencjału całości. W odróżnieniu od serialowej wersji, nie ma tu należytego umotywowania relacji głównych bohaterów, ani tym bardziej ich straceńczej podróży. Szybko zapomniana zostaje też kwestia chęci zabicia przez Jamesa jego dziewczyny, co powinno być silą napędową całości. Poza tym pojawia się mało przekonujący – i mało pasujący do całości – wątek satanistyczny. Na szczęście jest klimat, jest wielka siła i głębia. Do tego mamy udaną, mimo swej nieporadności, szatę graficzną. Ilustracje wyglądają, jak kopia stylu Charlesa Schultza (tak, tego od „Fistaszków”), momentami kojarząca się z pracami dziecka, to znów przypominająca typowo undergroundowe komiksy. Ale, choć może brzmi to dziwnie, wszystko tu do siebie pasuje. I pozostawia po sobie duże wrażenie.
Miłośnikom serialu i niszowych komiksów polecam, bo „Koniec zxxxanego świata” to naprawdę dobra rzecz. Szkoda, że autor nieco nie zwolnił akcji w początkowych i finałowych rozdziałach, ale i tak warto całość poznać. O tej powieści graficznej szybko się nie zapomina.
|
autor recenzji:
wkp
15.09.2018, 15:06 |