BARANOWSKI POWRACA
Tadeusz Baranowski to jeden z najbardziej znanych i przy okazji lubianych polskich twórców komiksowych. Ba, powiedzieć, że to prawdziwa legenda nie byłoby przesadą, bo chociaż debiutował dopiero w roku 1980, stanowi jeden z filarów rodzimych opowieści obrazkowych i po dziś dzień jest wielką inspiracją dla kolejnych pokoleń twórców (i nie tylko, skoro powstało wydawnictwo Ongrys, noszące imię jednego z bohaterów jego prac). Teraz w ręce czytelników trafia wznowienie jego pierwszego dzieła, kultowego albumu Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa, gdzie swój początek mają wszystkie najsłynniejsze pomysły i dzieła autora. A wszystko to w pięknie wydanym tomie, uzupełnionym o świetne dodatki.
Najpierw jednak przyjrzyjmy się zawartości. Na Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa to nie powieść graficzna. Na tom składają się tak naprawdę dwa komiksy, a każdy z nich jest na dodatek zbiorem jednostronicowych humoresek, układających się w większą całość. Jeśli jednak chodzi o fabułę, w pierwszym z nich, W pustyni i w paszczy, dwaj słynni podróżnicy, Kudłaczek i Bąbelek, wyruszają w podróż. Cel? Poszukiwania lądu zaginionego świata. pech chce, że zostają połknięci przez wieloryba. Na szczęście zwierzę w środku okazuje się być bogato zaludnione, pełne roślin, zwierząt i wszelkiej maści absurdalnych dziwów. To tu spotkają Jagrysa, Tygrysa i Ongrysa, przekonają się, co różowy słoń ma wspólnego z fortepianem i poznają Stanisława Nosorożca.
W drugim, Co w kaloryferze piszczy, debiutuje legendarny Orient Man, potomek starego rodu Super-Menów południowo-północnych. Na naszego herosa czeka tym razem niezwykłe zadanie. Wezwany przez Eskimosa do naprawy jego zepsutego kaloryfera, już przez resztą komiksu będzie musiał zmagać się z tym problemem. Nie ważne, gdzie się nie uda, czy spotka króla na zamku, kosmitów czy byka (ortograficznego), Eskimos i jego kaloryfer będą go prześladować, niczym duchy. A jakby tego było mało, sam grzejnik także skrywa pewien sekret…
Jak pisałem, to komiks legenda. Legenda absurdalnego humory przekraczającego wszelkie granice logiki. Kiedy powstawał, niemal czterdzieści lat temu, czegoś takiego w naszym kraju nie było. Te zabawy słowne, połączone z oderwaniem od realizmu i popuszczeniem wodzy fantazji, dały dzieło niezwykłe. Co prawda, z perspektywy czasu nie tak udane, jak chociażby Antresolka profesorka Nerwosolka, która (obok Achtung, Zelig!) jest jedyną polską opowieścią graficzną wymienioną w książce 1001 Comics You Must Read Before You Die, niemniej to i tak znakomity komiks.
Jednocześnie także to rzecz o niepodrabialnej stylistyce. Wielu artystów próbowało pójść w ślady Baranowskiego, ostatnio nawet nieźle wyszło to twórcom Kapitana Szpica, choć wszystko to i tak blednie w porównaniu z oryginałem. Do tego mamy niesamowitą szatę graficzną, kadry są gęsto zaludnione, a autor na dodatek upodobał sobie wszelkie obłości, którymi wzbogaca typowo cartoonwe elementy i podlewa to wszystko bardzo barwną kolorystyką. Jego stylu nie da się pomylić z niczyim innym, ma też w sobie mnóstwo uroku, a dzieci po prostu zachwyci. Sam zresztą pamiętam, jak mając kilka lat, dostałem jego Podróż smokiem diplodokiem i jakie zrobiła na mnie wrażenie.
Dodatki są znakomite. Z jednej strony mamy duży plakat z reprodukcją grafiki z okładki, ale to akurat najmniej istotna rzecz. Miła, szczególnie dla najmłodszych, ale nie oszukujmy się, blednie w porównaniu z drugim bonusem. A tym jest niewielkich rozmiarów, dwukrotnie mniejsza od samego albumu oraz licząca zaledwie szesnaście czarnobiałych stron książeczka. Nie nazwałbym tego zeszytem, chociaż takie są pierwsze moje skojarzenia, a całość opowiada przecież pewną historię. Rzecz w tym, ze Baranowski przygotował tu dla nas kolorowankę. W lesie, bo tak rzecz się nazywa, prezentuje nam losy dzieci wędrujących przez tytułowe miejsce. Nie ma tu absurdalnego humoru, jest natomiast urocza, pouczająca bajeczka, pokazująca nam różne zwierzęta i rośliny. Do tego w środku znajdziecie także domino do wycięcia, więc zabawa dla najmłodszych wydłuża się jeszcze bardziej.
Ale przecież dorośli też będą bawić się znakomicie, sięgając po Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa. Bo choć całość przeznaczona jest przede wszystkim dla młodszych, wiele dowcipów zrozumieją przede wszystkim ci starsi. I chociaż jest to album, który, ze względu na jego status, znać po prostu trzeba, pozostaje także komiksem, który poznać jest najzwyczajniej w świecie warto, a to nie zawsze idzie z sobą w parze.
|
autor recenzji:
wkp
05.12.2018, 15:19 |
BARANOWSKI FOREVER NA ZAWSZE
Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa? Pytanie to dręczyło moje pokolenie w latach 80. XX wieku. Teraz będzie dręczyło kolejną generację czytelników komiksów. Oto bowiem kultowy - w tym przypadku nie boję się tego słowa - komiks Tadeusza Baranowskiego Kultura Gniewu wznowiła w formie znanej sprzed kilku dekad.
Ten komiks zasługiwał na to z kilku powodów. Kultowa jest już okładka. Surrealistyczna, pełna orientalnych, barwnych roślin (jeden z elementów charakterystycznych dla twórczości autora; w środku jest ich więcej), lian, rybek... No i z wielorybem, w którym dybie Eskimos. A dokładniej z wielorybią wyspą, na której pojawiają się główni bohaterowie komedii: Kudłaczek i Bąbelek oraz Orientmen. To lekka ściema. Na „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa” składają się bowiem dwie historie. W pierwszej - to „W pustyni i w paszczy” - główne skrzypce gra dwóch podróżników-odkrywców. W drugiej - „Co w kaloryferze piszczy” - iście polski superbohater działający zgodnie z dewizą: Śmieszy, tumani, przestrasza.
Kultowe są przygody Kudłaczka i Bąbelka. Tytuł „W pustyni i w paszczy” to oczywiście nawiązanie do sienkiewiczowskiego „W pustyni i w puszczy”. Dalej nie ma nudnych przygód, ale pełne absurdu komiksy. I pytania. Czy słoń może zafortepianić fortepian? Co dusi boa? Który z tygrysów – jagrys, tygrys czy ongrys – jest najniebezpieczniejszy? Czy możliwe jest spędzenie nocy w paszczy krokodyla? Czy wieloryb to ryba, czy ssak? Itd., Itp. Kultowy stał się także Orientmen. Bohater, którego pseudonim nawiązuje do popularnej w PRL-u kawy „Orient”. I który w nawiązującej do PRL-owskiej rzeczywistości scenerii próbuje rozwiązywać problemy - w tym związany z kaloryferem, który nie grzeje.
Kultowy wreszcie jest autor. Jego komiksy wznawiane są do dziś, do dziś w użyciu znajdują się powiedzonka z jego komiksów (z „ależ wodzu, co wódz” na czele). Spotkania z Baranowskim zaś przyciągają liczne grono miłośników jego twórczości. I choć parę lat temu autor postanowił zostawić komiksowo i skupić się na malarstwie, nie do końca mu się to udaje. Czego dowodem przypomnienie „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa”.
Zanim perypetie Kudłaczka i Bąbelka oraz Orientmena trafiły do albumu, pod koniec lat 70. XX wieku pojawiały się w odcinkach na łamach „Świata Młodych”. Komiks o długim - acz przepięknym - tytule „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa” ujrzał światło dzienne w 1980 roku. Po pięciu latach miał wydanie drugie. Później materiał składający się na album kilkakrotnie wznawiano, ale już w rozbiciu. Przygody Kudłaczka i Bąbelka wydawano jako „Skąd się bierze woda sodowa” (w albumie znalazły się wszystkie ich perypetie stworzone przez Baranowskiego) zaś Orientmen doczekał m.in. zbiorku „Forever na zawsze” (uzupełnieniem były komiksy z „Relaxu” i „Świata Komiksu”). Jednak dopiero teraz ukazują się w formie, w jakiej pamięta je starsze pokolenie komiksiarzy. Z myślą o nich wydawca dodał do albumu okładkę w formie plakatu. Z myślą o nowym pokoleniu zaś książeczkę-kolorowankę „W lesie”, pozwalającą niejako wejść w barwny świat komiksów Tadeusza Baranowskiego.
|
autor recenzji:
Mamoń
01.12.2018, 14:12 |