ŻYCIE ZA MURAMI SIEROCIŃCA
„The Promised Neverland” to jedna z tych mangowych serii, do których idealnie pasuje hasło uroczy horror. Co prawda znaczna część owego uroku zniknęła wraz z rozwojem akcji (pozostał on jednak choćby w samym designie bohaterów), niemniej jakość całości nie zmieniła się od samego początku. Wciąż jest więc klimatycznie, z napięciem, szybką akcją i – oczywiście – tajemniczą nutą. A najnowszy, siódmy tom serii, bynajmniej nie rozczarowuje.
Na dzieci, które uciekły z sierocińca, czają się kolejne problemy. Najpierw musiały wydostać się z miejsca, gdzie czekał je los ofiar składanych demonom. Udało im się to, choć nie wszyscy uszli z życiem. Teraz jednak trafili do wielkiego świata, który jest nie mniej niebezpieczny od ich dotychczasowej lokacji, a kończąca się powoli podróż grupy wiedzie ich do odkrycia kim jest czekający na nich mężczyzna. A na tym jednak nie koniec, bo trzeba wyruszyć na poszukiwania Pana Minervy. Co jeszcze los szykuje dla Emmy i jej kolegów? I jakie sekrety skrywa ten świat i zamieszkujący go ludzie?
Zacznę od obaw, które zawsze mam czytając serie podobne do „The Promised Neverland” – i które miałem także w przypadku tego tytułu. O co chodzi? Oczywiście o odpowiedzi i to, czy zdołają usatysfakcjonować. To na nich bowiem spoczywa cały ciężar czytelniczych oczekiwań, skoro autorzy właśnie na pytaniach i zagadkach zbudowali swoją opowieść. Kiedy więc wszystko zaczęło się wyjaśniać, ja zacząłem zastanawiać się, co z tego wszystkiego wyniknie i jak dalej scenarzysta poprowadzi całość. W końcu największą tajemnicą pierwszych tomów było to, co właściwie kryje się za murem i co dzieje się na świecie, ale to już można rzec za nami – i wyszło całkiem nieźle, ale o tym przekonajcie się już sami. Ale co dalej, skoro właśnie wątki te były najistotniejsze?
Cóż, na pewno nowy etap opowieści. Bohaterowie wydostali się poza mur, wiedzą jak wygląda życie za nim, ale wciąż tajemnice są tym, co popycha akcję do przodu. Oczywiście teraz akcenty rozłożone są nieco inaczej, choć to wciąż przede wszystkim survival horror. Z dziećmi w roli głównej, ale przez to tym bardziej emocjonujący. I chociaż nie czujemy na karku uciekającego czasu, jak to miało miejsce, kiedy wraz z bohaterami odliczaliśmy czas do złożenia demonom ofiary z któregoś z dzieci, to jednak napięcie wciąż jest odczuwalne.
Mimo wszystkich tych zmian, zachowujących jednocześnie wszystko to, co w serii najważniejsze, niezmiennie znakomita pozostała sama szata graficzna. Lekki, prosty i pełen cartoonowych naleciałości design postaci, zderzony tu został z realistyczną, mroczną prezentacją świata i głównych złych całej opowieści. A wszystko to przygotowane tak, jak na horror przystało, bez oszczędzania nam mocnych szczegółów i tym podobnych rzeczy. I, oczywiście, świetnie wydane. Miłośnicy grozy w nie do końca typowej, a zarazem jak najbardziej klasycznej odsłonie będą bardzo zadowoleni. Ja ze swej strony niezmiennie polecam całość, bo to naprawdę ciekawa seria, coś dla miłośników „Kuro” i tym podobnych mang.
|
autor recenzji:
wkp
25.02.2019, 06:54 |