"Egzorcysta" to pierwszy pełnometrażowy album w karierze Jeża Jerzego, a zarazem jedna z jego najbardziej epickich przygód. Kiedy w Warszawie dochodzi do serii brutalnych morderstw dokonanych na pulchnej prostytutce oraz żonie zaginionego bez wieści kanara, dla jednego z księży sprawa jest jasna: zło powróciło. Zanim jednak zdąży dotrzeć do jego źródeł, zostanie stratowany przez deskę znanego okupanta trosk społecznych - Jeża Jerzego, i tyle z jego krucjaty. Za to Jerzy od tej chwili nie będzie miał ani chwili wytchnienia. Uświadomiony przez archanioła Gabryjela stanie się najbardziej poszukiwanym jeżem w mieście - zarówno przez siły zła uzurpujące sobie prawo wypełnienia apokaliptycznej przepowiedni, jak i przez policję ścigającą go pod zarzutem zamachu na jedynego świątobliwego Warszawy. Tylko Lucyfer wydaje się zapominać o celu swojego prawdziwego jestestwa, bo zamiast bruździć i dokuczać woli tonąć w szerokich ramionach napalonej k...obiety lekkich obyczajów. I jak tu się nie wpienić i nie pstryknąć seryjnego mordercy, co też Jurek niniejszym czyni?

Na 56 stronach tego komiksu dzieje się bardzo dużo i to niekoniecznie w dobrym tonie - non stop lecą urwy i uje, krew leje się często i gęsto, nawet w Niebie anielice beztrosko obmacują umarłego klechę, nie mówiąc już o Piekle, którego szef obnosi się z przydużym siusiakiem na wierzchu. Na pewno więc po album powinny sięgnąć tylko osoby dojrzałe - zbyt wrażliwi zostaną zniesmaczeni specyficznymi realiami Warszawy terroryzowanej przez jeża-chuligana. Natomiast cała reszta, tj. ludzie o twardych żołądkach i od dawna sympatyzujący z kolczastym huncwotem nie powinni się wahać, gdyż "Egzorcysta" został naszpikowany ostrym dowcipem z gatunku black oraz bogatym słownictwem, które na salonach młodzieżowych szybko wejdzie do powszechnego obiegu.

Z racji na bezkompromisowość i jajcarskość dzieła gorąco polecam - tak chłodno to dawno już na rynku nie było.