WOJOWNICZKI Z KRAINY MARZEŃ
Wydawnictwo Waneko świętuje właśnie dwudziestolecie swojego istnienia. Z tej okazji postanowiło zaserwować nam dwie serie nieco już zapominanych, ale przed laty jakże popularnych pań z grupy Clamp. Pierwszą z nich była „Card Captor Sakura”, opowieść, która częściowo pojawiła się niegdyś w magazynie „MangaMix”, drugą jest kultowy już tytuł „Magic Knight Rayearth”, który w Japonii po raz pierwszy ukazał się dokładnie dwadzieścia pięć lat temu. Na miłośników Clampa i dobrej fantastyki w klimatach shoujo czeka solidna dawka świetnej rozrywki, którą czyta się jednym tchem.
Wszystko zaczyna się niewinnie – od grupy uczennic zwiedzających Tokyo Tower. Dziewczyny rozmawiają, ekscytują się, plotkują… Wydaje się, że każda, nawet najdrobniejsza rzecz jest jak najbardziej normalna, ale już wkrótce wszystko się zmienia, kiedy wieża rozjaśniona zostaje niezwykłym blaskiem i trzy z nich zostają przeniesione do niezwykłego świata, gdzie ryby latają, a góry unoszą się w powietrzu. Od tej chwili czeka na nie trudne zadanie stania się legendarnymi magicznymi rycerzami. Ten świat bowiem musi zostać uratowany, tak samo jak księżniczka, a zrobić mogą to tylko Ci niezwykli wojownicy. Pytanie jednak czy nastolatki będą w stanie sprostać zadaniu, jakie przed nimi postawiono? I co czeka je w tej dziwacznej krainie?
„Magic Knight Rayearth” to seria doskonale znana polskim miłośnikom japońskich produkcji za sprawą serialowej adaptacji, którą pod tytułem „Wojowniczki z krainy marzeń” można było oglądać na legendarnym już kanale RTL7. Jak jednak wiadomo, nawet najlepsze ekranizacje najczęściej nie są tak dobre, jak papierowy pierwowzór i tak też jest w przypadku tej serii. Bo anime, choć udane, nie miało tego specyficznego mroku, za który kocha się mangi Clampa, a który w tej serii jest akurat wyraźny. Oczywiście nie osiąga tu poziomu znanego z „X”, sporo jest w tym wszystkim lekkości, a całość przeznaczona jest raczej dla nieco młodszego, niż opus magnum autorek grona odbiorców.
Ale nie przeszkadza to im stworzyć naprawdę świetnej serii, której przy okazji nie da się omawiać bez odwoływania się do historii mangi i anime w naszym kraju. „MKR” to w końcu opowieść, która łączy w sobie motywy gatunkowe rodem z „Czarodziejki z księżyca” (od której zaczął się boom na japońską popkulturę w Polsce), z mrokiem, powagą i dojrzałym podejściem nawet do infantylnych kwestii, czego brakowało rodzimym i zachodnim produkcjom skierowanym do podobnej grupy odbiorców. Do tego mamy tu mnóstwo najróżniejszych elementów, które pokochaliśmy przed laty w mangach i anime (z mecha włącznie), a i nie można zapomnieć o świetnym wydaniu.
Patrząc na to wszystko, trudno zaprzeczyć, że Waneko w świetnym stylu świętuje dwie dekady swojego istnienia. Mangami takimi, jak „MKR” wraca właściwie do korzeni, wywołując tym samym wiele sentymentów i odświeżając tytuły nieco już zapomniane, a jakże warte poznania. Cieszę się, że wydawnictwo obrało ten właśnie kierunek i serwuje nam takie rzeczy. Ale abstrahując od tego, „Magic Knight Rayearth” to kawał świetnego komiksu, głównie dla młodzieży, ale nie tylko i po prostu warto po niego sięgnąć.
|
autor recenzji:
wkp
10.04.2019, 07:03 |