Umarł król, niech żyje król
Trochę trwało, zanim najnowszy tom Hotelu Dziwnego trafił w moje ręce, ale w końcu ta chwila nastała i mogę się cieszyć. Bo może i seria wygląda bardzo niepozornie i wydaje się być skierowana stricte do dzieci, to jednak w równym stopniu co najmłodszym warto ją polecić także dorosłym czytelnikom. Prawda jest bowiem taka, że to bardzo sentymentalne dzieło, pełnymi garściami czerpiące z najróżniejszych bajkowych i baśniowych źródeł, które dostarcza naprawdę dobrej i wcale nie głupiej zabawy.
W baśniowym świecie nastaje jesień, pora deszczu, chłodu, wiatru i… robienia konfitur! Gdy praca w Hotelu Dziwnym wrze, wydaje się, że naszym dzielnym bohaterom nic nie stanie na przeszkodzie. Czy aby na pewno? Nagle okazuje się bowiem, że zabrakło jeżyn. Marietta postanawia wysłać po nie Kakiego, a ten, niechętnie, bo niechętnie (w końcu pada, a i ogólnie pogoda nie nastraja do wychodzenia gdziekolwiek z przytulnych czterech ścian), rusza do lasu. Jak to w takich przypadkach bywa, ani on, ani pozostali mieszkańcy hotelu nie mają jeszcze najmniejszego pojęcia, co z tego wszystkiego może wyniknąć. Kaki znajduje bowiem berło i koronę, a gdy przystraja się nimi, pojawiają się grzyby, które ogłaszają go swoim królem. Nasz bohater postanawia wykorzystać sytuację i skorzystać z pomocy niezbyt rozgarniętych, ale wiernych nowych poddanych w codziennych obowiązkach. Jego towarzysze nie są zadowoleni z takiego obrotu spraw, ale wkrótce i sam król przekonuje się, że obowiązki głowy narodu nie są do końca tym, czego oczekiwał. To jednak zaledwie początek, bo przecież poprzedni król grzybów został zabity, a to, co go pożarło, wciąż gdzieś tam się czai i czeka…
|
autor recenzji:
wkp
02.08.2019, 19:18 |