TROCHĘ LEPSZA ENRA
Po pierwszy ledwie niezłym tomie „Enry z piekła rodem” postanowiłem dać serii kredyt zaufania i przekonać się, jak rozwinie się ta oparta na znanym schemacie karania za zbrodnie, które jeszcze nie zostały dokonane. I co mogę powiedzieć? Że jest lepiej. Historia stała się nieco lżejsza i szybsza w odbiorze, a także trochę mniej oczywista i bardziej skupiona na szerszym gronie postaci, niż pierwsza część.
Główną bohaterką całej opowieści jest licealistka Komachi Takamura, córka prawników, która w życiu kieruje się kodeksem. Wśród kolegów nie ma najlepszej opinii, bo zawsze prawa i grzeczna, nie dopuszcza by nawet oni robili coś niewłaściwego. Czy ktoś taki mógłby zrobić coś strasznego? Komachi nie chce w to wierzyć, ale Enra, syn króla piekieł, uważa inaczej. Według jego wiedzy dziewczyna w przyszłości dopuści się czynu, który skaże ją na wieczne katusze. Nastolatka nie zamierza się jednak poddać i chce udowodnić mu, że się myli. I tak oto zaczyna się jej próbna egzystencja. Komachi udaje się co prawda nawrócić na dobro kilka osób, ale to za mało by przekonać demona co do swej niewinności.
A to dopiero początek problemów, bo oto na scenie pojawia się właśnie tajemniczy chłopak, któremu dziewczyna pomogła. Ruren, bo tak ma na imię, chce skraść jej pocałunek, ale wtedy do akcji wkracza Era, który ujawnia, że ten jest… jego bratem. Ruren tak, jak Enra poluje na grzeszników, by zostać nowym królem piekieł i najprawdopodobniej dybie także na Komachi. Rzecz w tym, że jest czarującym chłopakiem, który zdaje się mieć całkiem dobre plany na przyszłość także naszego świata. Ile jest jednak prawdy w tym, co mówi? Jakie są jego intencje odnośnie nastolatki? I co wyniknie z jego dołączenia do klasy, w której już są Komachi, jej Enra i jego sługa?
Lekka, prosta i sympatyczna – taka jest „Enra z piekła rodem”. Czasem za lekka, czasem za prosta, a i trochę sztampy też w nią się wkrada, nadal jednak to warta poznania historia. Oczywiście jeśli lubicie komedie o szkolnym życiu, tylko przełamane porcją fantastyki. Co prawda w „Enrze” szkolne życie schodzi na daleki plan i tylko sporadycznie staje się wyraziste, ale nadal najważniejsze pozostają konfrontacje z kolejnymi grzesznikami, których bohaterka chce nawrócić, zanim demony zabiorą je do piekła. Tym razem ważne stają się także interakcje między synami króla piekieł, które wprowadzają nieco iskrzenia do całej opowieści.
W skrócie rzecz ujmując mamy tu do czynienia z taką lekką wariacją na temat „Raportu mniejszości”. Trochę tu romantyzmu, sporo humoru, nieco dramatycznych momentów i dużo prostoty. Także pod względem dość jasnej i delikatnej szaty graficznej. Bo to taka dziewczyńska fantastyka, sympatyczna, niewymagająca, ale potrafiąca rozbawić. Kto szuka podobnej niezobowiązującej lektury i lubi te klimaty, nie zawiedzie się.
|
autor recenzji:
wkp
18.07.2019, 06:41 |