GERALT Z AMERYKI. PO RAZ CZWARTY
Dawno, dawno temu nowelki o „Wiedźminie” autorstwa Andrzeja Sapkowksiego wziął na warsztat Maciej Parowski. Pogmerał w nich i przełożył na scenariusze komiksowe. A później zilustrował je Bogusław Polch. W efekcie powstał komiks, który dostał tyle zjebek, że trudno aż zliczyć. Dawno, dawno temu? Hm, nie przesadzajmy. To były lata 90. XX wieku. Ale ze zjebkami to już prawda. Polch – znany z perfekcyjnych rysunków do osadzonych w klimatach science fiction komiksów na bazie prozy Ericha Von Daenikena (po latach wyszły w jednym tomie zatytułowanym „Ekspedycja”) czy pierwszych dwóch odcinków serii „Funky Koval” - w zetknięciu z fantasy poległ na całym froncie. Podobnie zresztą jak autorzy filmowego „Wiedźmina” z Michałem Żebrowskim w roli głównej…
Na szczęście „Wiedźmin” pozaksiążkowy złapał drugi oddech. Za sprawą CD Red trafił do świata gier komputerowych. Zaś za sprawą wydawnictwa Dark Horse (tego samego, które wydaje świetną serię „Hellboy”) dorobił się cyklu komiksowego. Dwie pierwsze historie z Geraltem stworzyli ludzie z zachodu. Za „Dom ze szkła” oraz „Dzieci lisicy” odpowiadali Paul Tobin i Joe Queiro. Tom trzeci – „Klątwa kruków” - napisał Tobin, ale narysował już Piotr Kowalski (znany m.in. z serii „Gail” i „Wydział Lincoln”). Tom czwarty – „Córka płomienia” - to już w pełni polski twór. Scenariusz napisała Aleksandra Motyka. Ilustracje stworzyła Marianna Strychowska. Tę drugą nie tak dawno chwaliłem za ilustracje w komiksie „Nie przebaczaj” opartym na scenariuszu.
Dziś znów pochwalę. Za „Wiedźmina” właśnie. Chociaż… Jak dla mnie „Wiedźmin” jest nieco cukierkowy, nieco przysłodki. Koloru jednak nie nakładała rysowniczka, ale Lauren Affe. Rysunki nie mają tu tej samej drapieżności, co w czarno-białym „Nie przebaczaj”. Najlepsze są te plansze, gdy bohaterowie chowają się w cieniach i mrokach, kiedy pojawiają się na nich potwory, kiedy chwytają za broń. Między nimi, kiedy wychodzi słońce, jest różnie. Takie jednak wymogi rynku amerykańskiego, że musi być kolor. Pod nim skrywa się kawał porządnej, rysowniczej roboty. A że lekko zepsutej? Szkoda.
Fabuła? Nie zawodzi, choć do tekstów Andrzeja Sapkowskiego trudno ją porównywać. Obecnie „Wiedźmin” komiksowy ma być niejako dopełnieniem gry z tym bohaterem. Scenariusz nie jest więc szczególnie skomplikowany, choć dobrze „siedzi” w wiedźmińskim uniwersum. Aleksandra Motyka zaczyna historię w Novigrodzie, by jednak szybko – za sprawą latającego kufra z tajemnym zaklęciem – przenieść ją do królestwa Ofir. Ów wehikuł pojawia się na komiksowych planszach za sprawą trubadura Jaskra. Przeniesieni w bliskowschodnie klimaty Jaskier i Geralt – by nie zostać szybko rozszyfrowanym – podają się za księcia Jaskra z Narakortu i wiedźmina Lamberta. Tylko czy są w stanie przewidzieć, że by ocalić własną skórę będą musieli zabić - ni mniej, ni więcej – a samego Geralta?
Mimo, że ponarzekałem na kolor, „Wiedźmin” realizowany przez wydawnictwo Dark Horse bije na głowę wersję, z którą mieliśmy do czynienia w wersji Bogusława Polcha. Gdyby jeszcze bardziej zagłębić się w światy Sapkowskiego mielibyśmy produkt bardzo dobry. A tak? Tylko - i aż - dobry. Z plusem.
Dlatego podsumowując ciśnie mi się na usta tylko jedno pytanie: Nie można było z „Wiedźminem” zagrać tak od razu? Po amerykańsku?
|
autor recenzji:
Mamoń
23.09.2019, 21:18 |