Czy będzie to wydarzenie na miarę oryginalnej serii? Czy też jedyne odcinanie kuponów od popularności, jaką na całym świecie zdobył cykl „Sandman”? Po pierwszej, liczącej zaledwie 38 plansz odsłonie „Sandman. Uniwersum” trudno przesądzać.
Seria o „Sandmanie” była wydarzeniem. Złożona z 75 zeszytów złożonych w dziesięć tomów stanowiła zamkniętą całość. Nic nie wskazywało, by miała mieć ciąg dalszy. Jednak przed kilkoma laty Neil Gaiman przełamał się i do historii o Władcy Snów dopisał „Uwerturę”. Okazją była okrągła, 25. rocznica debiutu „Sandmana”. A teraz – z okazji 25 urodzin inprintu Vertigo (czyli linii wydawnictwa DC z komiksami dla dorosłego czytelnika) – odpala autor nowy projekt. Zwie się „Sandman. Uniwersum”.
Pierwszy z albumów to króciutka nowelka będąca przypomnieniem postaci i miejsc. To krótka podróż przez komiksowe światy. Światy są cztery. Pierwszy to sen pacjentki z oddziału paliatywnego, u której wykryto raka krtani. Drugi – londyńska szkoła, do której uczęszcza Tim Hunter. Kolejny - Nowy Orlean i bagna Luizjany. Wreszcie czwarty to świat upadłego anioła - Lucyfera. Wędrujemy przez nie z krukiem Matthewem próbującym odnaleźć Władcę Snów. Ale w żadnym nie zatrzymujemy się na dłużej. To króciutkie urywki, raptem migawki z poszczególnych miejsc. Spojrzenia w nie, by pokazać czytelnikowi z czym będzie mieć dalej do czynienia. Wykreował je cały zespół rysowników: Bilquis Evely, Tom Fowler, Dominike Stanton, Max Fiumara i Sebastian Fiumara. Ale w przypadku „Sandmana” to graficzne zróżnicowanie zawsze było standardem. Nie dziwi więc.
Przemknięcie przez światy nie oznacza, że nadzorujący całość Gaiman ze swoimi współpracownikami od scenariuszy - to Simon Spurrier, Kat Howard, Nalo Hopkinson i Dan Watters - niczego nie zdradzają. Kilka kart już odkryto. W popkulturową historię wplatają się ważne tematy – jak opieka paliatywna nad chorymi na raka czy akceptacja związków homoseksualnych. A można przypuszczać, że to dopiero początek trudnych pytań, jakich Gaiman nie będzie – tradycyjnie – unikać. Przywraca też na karty znanych bohaterów. Znów możemy spotkać bibliotekarza Luciena i dyniogłowego Mervina z zamku w środku Śnienia. Ale mamy tajemniczą Erzulie z mitologii voodoo.
Czy pierwszy zeszyt zaostrza apetyt na coś więcej? Jak na preludium jest poprawny. Na pewno zainteresuje fanów twórczości Neila Gaimana. Na ile jednak zaproponowane przez niego „Uniwersum” może dorównywać „Sandmanowi”? To będzie można orzec dopiero po lekturze poszczególnych, nowych serii. W planach są aż cztery: „Śnienie”, „Dom Szeptów”, „Lucyfer” oraz „Księgi Magii”. Pierwsze albumy dwóch z nich już czekają na swoją kolej, na mojej komiksowej kupce. Wkrótce więc i na WAK napiszę więcej na ich temat. A na razie pytanie o to, czy „Sandman. Uniwersum” jest eksperymentem udanym pozostawię bez odpowiedzi.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.