SZEŚĆDZIESIĄT LAT MINĘŁO!
Trudno w to uwierzyć? A jednak! Swoje 60. urodziny obchodzą w tym roku Asterix i Obelix. Z tej okazji w ręce czytelników trafiły dwa albumy komiksowe z ich przygodami.
Gdyby starzeli się w ludzkim tempie, byliby już sędziwymi mężczyznami z głowami przyprószonymi siwizną. Są jednak bohaterami komiksowymi. Nie muszą więc zaprzątać sobie głowy naszymi, ludzkimi sprawami i problemami. O to, by ciągle wyglądali świetnie zadbał sam Albert Uderzo – jeden z ojców serii. To on – po śmierci Rene Goscinnego – samodzielnie kontynuował serię, a następnie znalazł kontynuatorów, którzy pchnęli ją na nowe tory. Zaglądając do dwóch wydanych w ostatnich tygodniach albumów możemy zobaczyć jak Asterix (i Obelix) wyglądali przed laty i porównać z tymi, którzy obecnie bawią czytelnika na kartach najnowszego albumu.
„Przygody Gala Asterixa”… To w ogóle pierwszy z albumów serii ze scenariuszem Goscinnego i rysunkami Uderzo. To w nim zaczęła się seria porządnych mant, jakie dzielni Galowie w kolejnych albumach spuszczali Rzymianom. Wiadomo! Głupi ci Rzymianie i zamiast odpuścić, próbowali podbić ostatni skrawek z wioską nieustraszonych. Bezskutecznie. Przez sześćdziesiąt lat... Nie no, naprawdę głupi co Rzymianie! „Przygody Gala Asterixa” miały już w Polsce kilka wydań. Ci, którzy nie trafili na komiks (nie wierzę, że są tacy!) mogli poznać fabułę albumu oglądając animację. Wydanie jubileuszowe wzbogacone zostało o reprodukcje oryginalnych scenariuszy, szkice postaci, archiwalne fotografie a także tekst przybliżający początki serii.
Właściwie wraz z nowym wydaniem „Przygód…” ukazał się też 38 album serii. Twórcy już nowi: Jean-Yves Ferri (scenariusz) i Didier Conrad (rysunki). To czwarty album w ich wykonaniu. Tym razem na „tapetę” wzięli Adrenalinę – córkę legendarnego wodza galijskiego Wercyngetoryksa. Dziewczyna pojawia się w wiosce, by tu odnaleźć spokój i poczuć się naprawdę wolną. Tylko czy wolność w jej przypadku będzie oznaczała to, co w mniemaniu większości Galów? Czy też może wystarczy, że będzie jej dane ukoić nerwy u boku niejakiego Letitbiksa? Nie muszę chyba dodawać, że Letitbiks to nawiązanie do hippisów i jednego ze szlagierów zespołu The Beatles. Podobnych nawiązań jest znacznie więcej. Ale to już tradycja w przypadku tej serii. Ich odszukiwanie tradycyjnie też sprawia mnóstwo radości w trakcie lektury, dlatego nie omieszkam popsuć Państwu tej przyjemności. Na wysokim poziomie stoją rysunki Conrada. Widać, że z każdym kolejnym albumem coraz śmielej poczyna sobie w butach Alberta Uderzo. Ba, na pierwszy rzut oka trudno mówić, że to Asterix stworzony przez innego rysownika. To chyba wystarczająca rekomendacja.
Wiadomo, że starych czytelników Asterixa nowe odcinki nie wkręcają już tak, jak te pisane przez Goscinnego. Zamysł na kontynuację jest jednak jak najbardziej słuszny. Dzięki takiej „Córce Wercyngetoryksa” kolejne pokolenie czytelników sięgnie po „Przygody Gala Asterixa”, doceni „Asterixa i Kleopatrę”, uśmiechnie się w trakcie lektury „Wróżbity” czy nabierze smaka na podróże w trakcie czytania „Asterixa w Hiszpanii” albo „Wyprawy Asterixa dookoła Galii”. I o to chodzi. By seria wciąż żyła. Nie tylko przez sześćdziesiąt lat.
P.S. Podobną drogą jak Asterix od niedawna zmierza też nasz kultowy „Kajko i Kokosz”. Dowodem na to dwa zbiorki szortów „Obłęd Hegemona” oraz „Łamignat straszliwy” oraz pełnometrażowy album „Królewska konna” (ten ostatni ze scenariuszem Macieja Kura, rysunkami Sławomira Kiełbusa i kolorystyką Piotra Bednarczyka). Polak też potrafi!
|
autor recenzji:
Mamoń
17.11.2019, 20:05 |
URODZINY ASTERIKSA
„Asteriks” zadebiutował dokładnie 60 lat temu, bo w październiku 1959 roku i z miejsca zyskał wielką sympatię czytelników i popularność. Nic w tym jednak dziwnego, jego współtwórca, René Goscinny, to jeden z najlepszych scenarzystów komiksów humorystycznych w dziejach. Wraz z Albertem Uderzo stworzyli zaś dzieło, które stało się chyba najlepszym co wyszło spod ich ręki, a zarazem ponadczasowym arcydziełem, które bawi kolejne pokolenia czytelników niezależnie od wieku. Z okazji urodzin serii wydawnictwo Egmont postanowiło przypomnieć polskim czytelnikom jej pierwszy tom. I zrobiło to w nie byle jaki sposób, bo za pomocą pełnej dodatków edycji specjalnej, którą warto zakupić nawet jeśli na półce macie wciąż stare wydanie.
Zamierzchła przeszłość. Cała Galia podbita jest przez Rzymian. Cała? Nie, jedna jedyna wioska pozostaje wolna od ich wpływów. Wszystko dzięki magicznemu napojowi, który potrafi przygotować mieszkający tam drugi Panoramiks. Dzięki niemu Galowie zyskują niezwykłą siłę i odporność, jedynie przy użyciu rąk roznosząc w pył całe uzbrojone po zęby odziały Rzymian. Najlepiej zaś radzą sobie dzielny Asteriks i jego tworzysz, Obeliks, który w dzieciństwie wpadł do kociołka z napojem, dzięki czemu jego siła nigdy nie maleje. Rzymianie jednak, mając dość ciągłych porażek, decydują się odkryć sekret mocy Galów. Czy im się to uda? Czy wioska będzie zagrożona? A może po prostu rzymscy żołnierze nie mają pojęcia w co się pakują?
Jaki „Asteriks” jest wie chyba każdy niezależnie od wieku. Bo trudno by ktoś nie zetknął się z postacią tak kultową, tym bardziej, że filmy z jej przygodami zawsze były sporymi hitami – nieważne czy mowa o kolejnych animacjach, czy też adaptacjach fabularnych, wspartych całkiem niezłą obsadą zresztą. Zapomnijcie jednak o tych wszystkich dziełach, które – nieważnie jak udane – nigdy nie dorównały poziomem pierwowzorom i sięgnijcie po album, od którego wszystko się zaczęło. Nie tylko dlatego, że to już klasyka, którą znać wypada i trzeba, ale przede wszystkim dlatego, że to po prostu świetny komiks. Zabawny, niegłupi, ponadczasowy i po prostu urzekający.
Nic dziwnego, że komiksowe przygody dzielnych Galów jak dotąd sprzedały się w liczbie 370 milionów egzemplarzy. Czy to dużo, czy mało, najlepiej pokazują listy komiksowych bestsellerów. Np. losy takiego Supermana sprzedały się łącznie w 600 milionach egzemplarza, z tym, że „Asteriksa” jest tylko 41 tomów, natomiast w przypadku Człowieka ze stali pod uwagę wzięto wszystkie serie, a to dało łącznie 14 tysięcy zeszytów. Chyba nie muszę Wam tłumaczyć co to oznacza? Dodajcie do tego jeszcze m.in. fakt, że „Le Monde” umieściło ten album „Asteriksa” na 23 miejscu swojej listy 100 najlepszych książek stulecia, a zrozumiecie jak ważne to dzieło – o ile jeszcze tego nie wiedzieliście.
W parze z kultowością i znakomitym scenariuszem, przesyconym dobrymi wartościami, przyjaźnią i niezapomnianymi żartami, idzie w tym wypadku także rewelacyjne wydanie. Nie ma tu wielkiej zmiany w stosunku do typowych albumów serii (mamy dobry papier offsetowy i sztywniejszą, ale nie twardą okładkę), jednak dostajemy także niemal 30 stron dodatków o kulisach powstawania całości. Na czytelników czeka w nich wiele nowych ilustracji (mamy tu wzorowanych na Asteriksie i Obeliksie Gałów siłujących się z Supermanem, czy Asteriksa kłaniającego się wujkowi Sknerusowi), fragmenty oryginalnego scenariusza i tym podobne rzeczy. Dla fanów serii to wspaniały bonus, po który koniecznie powinni sięgnąć. Ale to jeszcze lepsza rzecz do zaczęcia swojej przygody z tą serią. Kto jeszcze jej nie zna albo uwielbia Asteriksa, koniecznie powinien sięgnąć po ten komiks. Będzie zachwycony.
|
autor recenzji:
wkp
04.10.2019, 07:17 |