HAŃBA! PO PROSTU HAŃBA
Co śmiesznego jest w tym, gdy wilkołak Jones biega z penisem we wzwodzie na wierzchu? Co śmiesznego jest gdy zza grzejnika wyciąga dawkę metadonu? Jak w ogóle można żartować sobie w tak wulgarny sposób jak wtedy, kiedy inna z bohaterek czarownica Megg postanawia, że – przepraszam za stwierdzenie, jest mi strasznie głupio, że muszę w ogóle to napisać – zrobi kupę na peronie, czekając na pociąg? Co to w ogóle jest? To komiks? To hańba! Jak w ogóle można coś takiego wydawać? Okazuje się, że można. I ktoś to kupuje, czyta. I pewnie pożycza innym, by też się pośmiali.
Tylko z czego? Tu nie ma się w czego śmiać. Tu trzeba płakać! Mogę powtórzyć. Tu trzeba płakać! Na komiksie „Czary zjary. Drugi dil” nie da się zostawić suchej nitki. „Drugi dil”, bo to już drugie wydawnictwo z tymi bohaterami. To oznacza, że w Polsce jest zapotrzebowanie na tego typu publikacje. Dziwne. Doprawdy nie wiem, jak coś takiego w ogóle można brać do rąk? Ja musiałem z racji obowiązku. By ostrzec Państwa przed popełnieniem błędu, z którego później Wasze dzieci musiałyby spowiadać się w konfesjonale. Nie można wszak czytać rzeczy promujących narkomanię, seks niemałżeński, masturbację, picie alkoholu a także niszczenie porządku publicznego dla samego niszczenia. Do tego jakie pojawiają się w tej książce teksty! Jakie słowa niecenzuralne! Części z nich nawet nie znałem! Przecież w ogóle nie powinno się czytać książek – a komiks to rodzaj książki – o czarownicach. A przecież Megg jest czarownicą. W dodatku w depresji. Jej chłopakiem jest kot Mogg. Jak w ogóle wpaść na taki pomysł? Przecież to istna zoofilia! Trzecim do kompletu bohaterem z okładki jest Sowa. Mógłby być przykładnym obywatelem, takim który pracuje w call center. Ale jego kompani sprowadzają go na złą drogę. Po za tym jak Sowa może być obywatelem?
A przecież Megg i Mogg to nie wszyscy. Autor promuje jeszcze kilka innych tzw. bohaterów. Wilkołak Jones to ten, który ze swoim ptaszkiem na wierzchu - albo w stringach, choć jest chłopem - robi takie rzeczy, że nie przejdą mi przez klawiaturę. Przytoczę tylko jeden z jego pomysłów. Swoich synów – to Diesel i Jaxon – kiedy chce uspokoić częstuje marihuaną! Kto to widział! Skandal! Inna postacią jest Strachu. Niby kobieta. Wprowadzając ją do książki autor decyduje się promować wolne związki, które obce są nam kulturowo. W ogóle książka ta jest nam obca. Przecież Polacy nie sięgną – a przynajmniej Polacy przez duże „Pe” – nie sięgną po książki, gdzie reformowane są kościoły szatana, jedzie się na antydepresentach, na planszach komiksowych (no bo komiks ma plansze) dochodzi do „jarania” i „chlania” i „ruchania”. To oczywiście cytaty. Sam bym takich słów nie użył nigdy.
Za kogo w ogóle musi uważać tzw. autor - niejaki Simon Haselmann - odbiorcę, jeśli decyduje się rysować takie rzeczy? Za kogo musi uważać czytelników, jeśli sądzi, że bawić ich będą teksty typu: „Najebmy się jak wilkołak Jones w 2004” albo „Zachowujecie się jak pokurwieńcy”? Czy śmieszyć mogą – znów cytat - „zasrane” podwórka? Żarty fekalne, gdy ktoś komuś narobi do łóżka? Ciągłe wymiotowanie za okno? Albo oddawane w podobny sposób moczu? Czy ktoś normalny w ogóle zdecydowałby się odwiedzać Amsterdam po to, by – zamiast chodzić po kościołach i muzeach jak to prawdziwego artysty Wincenta Van Gogha – zaglądać do wątpliwej potrzeby punktów oferujących narkotyki? Bohaterowie komiksu tak robią.
Niestety. Szambo w popkulturze wybija coraz bardziej. Jeśli nie powstrzymamy go, jeśli nie powiemy głośno NIE takim komiksom jak „Czary zjary”, za rok, za dwa a może jeszcze szybciej ci tak zwani komiksiarze zaczną nabijać się z prawdziwych Polaków! Tych, którzy rokrocznie 11 listopada maszerują pod biało-czerwoną flagą, pokazując jak ważne są dla nich hasła „Bóg”, „Honor” i „Ojczyzna”. Zresztą takie próby już mają miejsce. Ten sam wydawca przecież pokazał już plugawe świństwo zatytułowane „Nacjolove”, którego autor – niejaki Topor - drwi sobie z patriotyzmu. Ten sam wydawca pokazał przed laty „Zagubione dziewczęta”. To już w ogóle było świństwo, przywiezione na nasze chrześcijańskie ziemie z obcej nam kulturowo Anglii. Wydawca... To też za duże słowo. Jego nazwy tu nie podam. O nie...
A mamy w Polsce przecież swoje wzorce. Mamy długie tradycje komiksowe. Co stoi na przeszkodzie, by dalej tworzyć komiksy w duchu „Koziołka Matołka”, albo – oczywiście po odrzuceniu PeeReLowskiej otoczki – „Kapitana Żbika”? Dlaczego nie promować Żołnierzy Wyklętych i prawdziwych, polskich bohaterów? Jeszcze bardziej niż dziś ma to miejsce? Zamiast tego młodzieży podsuwa się publikacje pokroju „Czar zjarów” (czy też może „Czarów zjar” - nawet nie wiem jak to prawidłowo odmienić). Jeśli tak dalej będzie, zamiast myślącej młodzieży, będziemy mieć stado baranów, które złapie – jak pelikany – wszystko co im się podrzuci. Bez zastanawiania się czy to prawda, czy kłamstwo? Czy to dobro? Czy zło?
Jeszcze raz hańba!
P.S. Powyższy tekst powstał pod wpływem propagandy tzw. mediów narodowych. Cytując Haselmanna: „Tylko ciule oglądają wiadomości”. A „Drugi dil” to znów dobry dil.
autor recenzji:
Mamoń
08.09.2019, 14:12 |