TROLL JEST DZIKI, TROLL JEST ZŁY…
Trolle? Tak, trolle! I co z tego, że trolle? Że niby trolle nie mogą być bohaterami komiksu? A kto to powiedział? Mogą! I to jeszcze jakimi! Dowodzą tego Christophe Arleston i Jean-Louis Mourier.
Tylko niech nikogo nie zwiodą pozory. Trolle nie są pociesznymi pluszakami. Nie są milutkimi, włochatymi stworzonkami. Fakt, uwielbiają dobrą zabawę, ale nie zmienia to faktu iż mamy do czynienia z groźnymi zakapiorami. Miłośnikami ludziny. Tak ludziny. Bo skoro jest wołowina, skoro jest wieprzowina, to cóż dziwnego jest w ludzinie? Tacy są właśnie bohaterowie serii „Trolle z Troy”. Serii, której pierwsze cztery albumy – „Opowieść o Trollu”, „Skalp czcigodnego”, „Czas latających fetaurów” oraz „Pierwotny ogień” – tworzące zamkniętą całość ukazują się w jednym, grubym tomie w ramach egmontowej kolekcji „Plansze Europy”.
Lektury nie warto sobie dawkować. Najlepiej pochłonąć na raz, zanosząc się salwami śmiechu. „Trolle z Troy” są bowiem najbardziej humorystyczną historią z całego uniwersum stworzonego przez Arlestona (że wspomnę inne, wydane również w Polsce cykle „Lanfeust z Troy”, „Lanfeust w kosmosie” oraz „Odyseja Lanfeusta”). Można też ją czytać bez znajomości pozostałych serii. Wystarczy wiedzieć, że w świecie Troy ludzie obdarzeni się różnymi mocami. Na pierwszy rzut oka czasami niekoniecznie mądrymi. No bo cóż przydatnego może być w pozbawianiu zębów? Albo wywoływaniu porostu włosów? O, pewnie że może. Szczególnie, gdy do spełnienia pewnej misji niezbędny jest kosmyk z łysej jak kolano głowy czcigodnego!
„Trolle z Troy” to komiks drogi. To przygodówka ubrana w szaty fantasy, momentami kojarząca się z dokonaniami duetu Serge Le Tendre / Regis Loisel (wędrówki przez koleje krainy kojarzą się z ich kultową serią „W poszukiwaniu ptaka czasu”). Ale „Trolle…” to też seria czysto rozrywkowa. Za sprawą sytuacji, w które pakują się Tetram, jego córka Waha i Profi to seria pełna humoru. To też seria dobrze napisana. Widać, że Arleston, który może schować się za maską trolla, ma większą swobodę w kreowaniu absurdalnych sytuacji (że wspomnę o sposobie w jaki bohaterowie radzą sobie z gorącą lawą…) niż w przypadku bardziej ludzkich dziejów Lanfeusta.
Ta swoboda udziela się także rysownikowi. Trolle Jeana-Louisa Mouriera szaleją, biją, niszczą, pałaszują (ludzi), ale kiedy trzeba stają na wysokości zadania, by ratować swych ziomków i uwolnić ich z rzuconych czarów. Bo może to i trolle. Ale trolle też mają swoje zasady. Tylko proszę pamiętać, że nie każdy czytelnik powinien je poznać. Bo co, jak co. Ale seria „Trolle z Troy” serią dla dzieci nie jest.
|
autor recenzji:
Mamoń
30.11.2019, 20:06 |