NEGRI Z MOCAMBOS. LUDZIE WOLNI
Jak dla mnie to będzie jeden z liderów w rankingach zagranicznych komiksów roku. Autor: Marcelo D'Salete. Tytuł: „Angola Janga”. Wydawca: Timof Comics.
Komiks niepozorny. Jakoś wcześniej nikt o nim za bardzo nie wspominał. Nikt nie polecał na internetowych forach czy w portalach komiksowych. Aż tu nagle, pod koniec września, trafił na księgarski rynek. I – jak dla mnie – zmiażdżył konkurencję. To komiks wymagający przynajmniej pobieżnej znajomości historii Brazylii i jej kolonizacji przez Portugalczyków. A także wiedzy o grupie niewolników ściągniętych tu z Afryki. W swym dziele Marcelo D’Salete przywołuje bowiem jedną z tragicznych kart w historii swego kraju. Cofa się do XVII wieku, by przedstawić historię tytułowego Angola Janga. Tzw. Małej Angoli stworzonej przez niewolników z terenów dzisiejszej Angoli i Kongo. Historię tych, którzy zbiegli i stworzyli liczne mocambos. Wolne miejsca wolnych ludzi. Ludzi, którzy byli w stanie stanąć przeciwko Portugalczykom, by walczyć o swoją godność.
Zanim zabierzemy się za lekturę, proponuję zajrzeć na koniec wydawnictwa. Tam znajduje się kalendarium historyczne a także mapki pokazujące gdzie rozlokowane były mocambos. To minimum, które pozwoli czytelnikowi zrozumieć lepiej fabułę. Pomocny jest też wstęp do komiksu. Tak przygotowani możemy zacząć kosztować właściwą historię. Komiks, który mówi o uniwersalnych wartościach. Godności i wolności. Godności i wolności „Negri” (jak są nazywani) z mocambos. Czym w ogóle są mocambos? To osady, które zaczęli tworzyć uciekinierzy spod jarzma portugalskiego. „Aby odnaleźć własną drogę, patrz, ucz się i bądź uważny”. W XVII wieku cała grupa niewolników tę drogę odnalazła. Pokazała, że człowieka nie da się pozbawić wolności. O tym jest „Angola Janga”. To komiks z uniwersalnym przesłaniem. I choć dzieje się w Brazylii przed kilkoma stuleciami, to opowiada też o ludziach, którzy po latach stanęli do walki powstaniu styczniowym, zrywie w getcie warszawskim czy w bojownikach z Czeczenii. Tych wszystkich, którzy stanęli w nierównej walce, by walczyć o swoje prawa. Bo o prawa – jak się okazuje – trzeba ciągle się upominać. Niezależnie, czy to wiek XVII czy XX, czy XXI. Niestety…
Nie powiem. Urzekły mnie grafiki Marcelo D’Salete. Choć realistyczne, nie są perfekcyjnie wykreślone. Fakt. Miejsca, fauna i flora są oddane w sposób, którego nie powstydziłby się np. Frank Miller. Rysując bohaterów autor używa już nieco więcej uproszczeń. Ale to nie zarzut. Pamiętacie „Ósmą czarę” Krzyśka Owedyka? Tam mieliśmy ten sam patent. Właśnie Miller i Prosiak to dwa skojarzenia, które najlepiej oddają mi nastrój jaki wytwarza na swych planszach Marcelo D’Salete. A że i jeden, i drugi zasługują na najwyższe uznanie, tak samo muszę ocenić pracę, jaką wykonał autor „Angola Janga”. Pracę, w której oddał ducha dżungli, ducha wierzeń jakie są bliskie bohaterom, ale też ducha jakiego próbują przeszczepić na południowoamerykański grunt przybysze z Europy, z wiarą chrześcijańską na czele.
Po lekturze nie boję się postawić komiksu „Angola Janga” obok takich dzieł jak „Maus” Arta Spiegelmana, „Persepolis” Marjane Satrapi i komiksowych reportaży „Strefa bezpieczeństwa Gorażde” czy „Palestyna” Joe Sacco. Jest tego godzien z kilku powodów. Po pierwsze, ze względu na poruszony temat. Po drugie, ze względu na pracę jaką przed stworzeniem scenariusza wykonał autor. Po trzecie, z racji ogromu roboty, by liczący około 400 plansz komiks zilustrować. Tylko czy album Marcelo D’Salete zdoła się przebić z komiksowa do głównego nurtu? OBY. Ja w każdym bądź razie trzymam za to kciuki. „Angola Janga” na to zasługuje.
|
autor recenzji:
Mamoń
07.10.2019, 22:51 |