Z SYRII DO FRANCJI. ETAP PIERWSZY
Guy Delisle ma godnego następcę. To Fabien Toulme. Autor „Odysei Hakima”, której pierwsza część – z zaplanowanych trzech - jest już dostępna w polskiej wersji językowej.
Tytułowy „Odys” to postać z krwi i kości. Jest Syryjczykiem, który od 2015 roku mieszka w Aux-En-Provence. W komiksie - ze względów bezpieczeństwa - występuje pod przybranym imieniem Hakim. Dzieje są jednak jak najbardziej autentyczne. No, chyba że w trakcie opowieści dokonuje on autocenzury bądź coś przeinacza, by zmylić przeciwnika. Tego jednak nie jesteśmy w stanie zweryfikować. Ani my, ani Fabien Toulme, który zamienia się w słuchacza, by później spisać co usłyszy i przełożyć to na komiksowe plansze.
Syria to jedno z tych państw, które próbowało – na fali arabskiej wiosny – zmienić kraj. Pozbyć się swojego przywódcy Baszara Al-Asada. Dyktatora, który uzyskał władzę w 2000 roku. Kryzys wywołany konfliktem w jaki rozwinęły się próby rewolucji z 2011 roku trwa do dziś. Uchodźcy z Syrii wciąż próbują więc znaleźć nowe, lepsze miejsce do życia, „pukając” do drzwi Europy. Ta jednak – ze swoimi wewnętrznymi tarciami i problemami - krzywo patrzy na przybyszów z Bliskiego Wschodu.
Hakim ma już dom, ma rodzinę. Prowadzi zwykłe życie we Francji, gdzie w końcu udało mu się rzucić kotwicę. Zanim jednak dotrzemy do tego etapu jego odysei, musimy poznać początek tej wyprawy. Mamy więc obrazki z Syrii, gdzie Hakim prowadził szkółkę z roślinami. Mamy pokazaną codzienność przed oraz w trakcie próby przewrotu. Szykany, aresztowania, przejmowanie terenu. Mamy wreszcie przedstawione próby znalezienia lepszego życia w Libanie, a także w Jordanii. To drugie państwo – gdzie zakłada rodzinę - staje się poniekąd trampoliną na zachód. Pierwszym etapem drogi ma być Turcja. Kolejnymi – patrząc na mapkę przedstawiającą trasę jaka pokonał Hakim z żoną – Grecja, Macedonia Serbia, Węgry, Austria, Szwajcaria i wreszcie Francja.
Po przekartkowaniu „Odysei Hakima” w pierwszej chwili raziła mnie warstwa graficzna. Kadry z cartoonowymi postaciami (w klimacie prac Piotra Nowackiego) nie pasowały mi jakoś do poważnej tematyki poruszanej przez autora. Ale z każdą kolejna planszą obawy ustępowały miejsca. Okazało się, że wciągającą historię, oparta na faktach, można zilustrować też w tak luźny sposób.
„Odyseja Hakima” jest komiksem, któremu blisko do kilku innych, dostępnych w Polsce książek. Po pierwsze, to kroniki – o Birmie, Jerozolimie czy Pjongjangu - tworzone przez pana Delisle. Ba, sposób, w jaki autor poznaje historię jest przecież analogiczny do dziejów pokazanych w „Zakładniku”. Z racji położenia geograficznego – na Bliskim Wschodzie – z kolei kojarzy się z „Arabem Przyszłości” Riada Sattoufa.
To wreszcie komiks na czasie. Może po jego lekturze niektórzy inaczej spojrzą na tych, którzy - ryzykując życiem – próbują przedostać się przepełnionymi łodziami do Europy? Może przestaną widzieć w nich tylko terrorystów, a zobaczą ludzi?
|
autor recenzji:
Mamoń
30.03.2020, 16:27 |
UCIEC OD RZECZYWISTOŚCI
„Odyseja Hakima” to komiks, jakich na polskim rynku nie brakuje. Wystarczy wspomnieć choćby „Araba przyszłości”, serię mocno przypominającą ten album pod wieloma względami albo podróżnicze komiksy Guya Delisle’a, z których całość ewidentnie czerpała. Oczywiście to tylko dwa spośród wielu przykładów, jakich można by w tym miejscu mnożyć. Jaki jest więc sens czytać po raz kolejny coś takiego? A choćby taki, że ta powieść graficzna to kawał świetnego komiksu dla dojrzałych czytelników. Rzecz ważna i warta poznania, bardzo przy tym udana i robiąca jednocześnie naprawdę duże wrażenie.
Życie Hakima nagle się zmienia. Młody Syryjczyk, który nigdy nie spodziewałby się, że może zostać uchodźcą, a jednak. Wybuch wojny, tortury i szaleństwo, jakie ogarnia jego kraj zmuszają go do ucieczki. Do zostawienia domu, bliskich, pracy i wszystkiego, co składało się na jego dotychczasową egzystencję i zaczęcia tułaczego losu. Czy szczęście a przynajmniej spokój uda mu się znaleźć w sąsiedniej Turcji?
Na początku wspomniałem o dwóch komiksach podobnych do „Odysei Hakima” i trudno z tym faktem polemizować. Co prawda dzieła Delisle’a poruszają tematykę podróżniczą, trzeba jednak pamiętać, że skupiają się też na codziennym życiu w omawianych miejscach, w tym na Bliskim Wschodzie. Poza tym we wszystkich tych przypadkach szata graficzna jest bardzo do siebie podobna – ba, tu nawet kolorystyka, oszczędna, ograniczona do dwóch, trzech barw, przypomina to, co znamy z tamtych dzieł. Ale i tak widać tu zasadnicze różnice. Bo u Delisle’a i w „Arabie” mieliśmy do czynienia z człowiekiem z zewnątrz wrzuconym w świat Bliskiego Wschodu i próbującym odnaleźć się w jego realiach, tu zaś czeka na nas opowieść o „człowieku stamtąd”, który próbuje uciec przed własną rzeczywistością.
I opowieść ta robi wrażenie. Tym bardziej, że została oparta na fatach, a nie brak w niej przecież mocnych scen i elementów, które zapadają w pamięci na dłużej. Owszem, opowieść ta nie poraża aż tak bardzo, jak by mogła, ale też i nie pozostawia czytelnika obojętnym. Całość snuta jest w leniwym rytmie, ze sporą ilością tekstu, ale zarazem wciąga, intryguje i emocjonuje, a co ważne, angażuje nas – nasze serca i umysły – w to, co spotyka Hakima. Warto też docenić fakt, że jest to lektura co prawda zaangażowana, ale wstrzymująca się od epatowania oczywistym przesłaniem – pokazuje prawdę, niczego nam nie narzuca i to się ceni.
Docenić też warto szatę graficzną. ta jest prosta, cartoonowa, typowa dla podobnych powieści graficznych, ale zarazem bardzo udana, trafna i nieodmiennie przypominająca nam o „Walcu z Baszirem”, animowanym filmie o Bliskim Wschodzie, który potrafił wstrząsnąć widzem, nawet jeśli stylistyka obu dzieł bardzo się różni. Do tego dochodzi świetne wydanie w postaci grubego tomu w twardej oprawie i dobra cena. W skrócie: naprawdę warto całość poznać i warto też czekać na dwa pozostałe tomy tej opowieści.
|
autor recenzji:
wkp
12.12.2019, 06:52 |