CH…J Z BAŚNIOWEM
Skottie Young, kojarzony głównie jako twórca zabawnych alternatywnych okładek komiksów Marvela, powraca z ostatnim tomem swojego komiksowego opus magnum. „Nienawidzę Baśniowa”, bo o nim właśnie mowa, to dzieło prześmiewcze, szalone, chore i krwawe. Jeszcze wiele można by powiedzieć o tym komiksie, ale skrótowo rzecz ujmując, wyobraźcie sobie, że Lobo (Ważniak z DC, żeby była jasność) został wrzucony do świata baśni i chociaż znajduje się w ciele dziewczynki, wcale nie złagodniał, a jego broń nie przestała siać śmierci i zniszczenia.
Gert miała już wydostać się z Baśniowa. Miała skończyć się jej tułaczka. Zamiast tego zginęła i wylądowała w piekle. Tym prawdziwym, takim z diabłem i w ogóle. I co?
I nudzi się. Po tym, co przeżyła, nawet to miejsce nie wydaje się wcale takie złe. Diabeł więc postanawia ją wypuścić. Gert trafia znów do swojego rodzinnego domu, znów jest dzieckiem, znów ma rodzinę… ale czy aby na pewno? Czy jeszcze kiedykolwiek trafi do Baśniowa? Czym ostatecznie wszystko to się skończy? I czy słowa ch…j z Baśniowem się spełnią?
Jak się pewnie domyśliliście po wstępie, „Nienawidzę Baśniowa” to seria idealna dla miłośników Lobo. Nie tego, którego przygody raz na jakiś czas możemy śledzić w gościnnych seriach z „DC Odrodzenie”, tylko tego ostrego gościa, który na przełomie XX i XXI wieku wymordował całą swoją rasę, zarżnął Świętego Mikołaja czy skrócił męki życia na tym świecie niezliczonym swym dzieciom. Na stronach „Baśniowa” jest zatem krwawo, brutalnie i zabawnie. Kobieta w ciele małej dziewczynki z cynizmem mierzy się tym, co gotuje dla niej los. A los gotuje dla niej wiele. Piekło, do którego trafia (ach ilu już komiksowych bohaterów tam było, od Lobo zaczynając, na Wolverine’ie skończywszy) wcale nie jest najgorsze.
„Nienawidzę baśniowa” to jednocześnie opowieść pełna akcji, typowych dla fantasy elementów i obrzydliwej, baśniowej słodyczy. Nasza prawie że, niemalże urocza bohaterka bierze motywy z bajek, miesza je z tymi popkulturowymi i przepuszczone przez maszynkę do mięsa – i to bynajmniej daleką od czystości. To co wychodzi z drugiej strony, to ociekająca krwią i zalatująca zepsutym truchłem bajeczka dla dorosłych, gdzie nic nie kończy się szczęśliwie, ale zanim nastąpi ostateczna tragedia, czeka dużo bólu, cierpienia, agonii, gnicia za życia i tym podobnych przyjemności. Ale śmieszy nas to, bo to nie my musimy to przeżywać.
I mnie to kupuje. Tym bardziej, że całość została przeuroczo i cukierkowo zilustrowana. Jednych to zniesmaczy i odrzuci, innych zauroczy, do którejkolwiek grupy się nie zaliczycie, na pewno docenicie, też satyrę. Poza tym w dobie wszędobylskiej poprawności politycznej takie dzieła, mające ją za nic, są na wagę złota i dają wręcz poczucie katharsis. Aż szkoda, że to już koniec.
|
autor recenzji:
wkp
10.12.2019, 06:44 |