MAŁO SŁODKIE CHŁOPAKI SPOD BUDKI Z… SOKIEM
„Słodkie chłopaki” wyglądają, jak typowy polski komiks undergroundowy. I takie też są po bliższym poznaniu. Co znaczy właściwie tyle, że to dzieło dość amatorskie, pełne niewprawności, z kilkoma niezłymi scenami, ale na pewno nie tak spełnione, jak życzyłby sobie tego autora.
Grupa kumpli, pięknych chłopaków z pięknego miasta, wiedzie zwyczajną dla nich egzystencję, pije sok i radzi sobie z problemami tak, jak umie. Unikają policji, kopią sobie groby, mierzą się z życiem miłosnym. A przede wszystkim mierzą się z życiem, jako takim.
„Słodkie chłopaki” to dzieło specyficzne. Rytm, retardacje, hiperbole i precyzyjnie wyliczone refreny, o których mówi się w opisie to w tym przypadku tak naprawdę jedynie krótkie fragmenty życia autora, przepuszczone przez filtr nie tyle popkultury czy kultury, ile marzeń o własnej wielkości i posklejane w jedną całość. Całość czasem chaotyczną, ale jednak bardzo nieskomplikowaną. Momentami życiowa, częściej jednak wyglądającą jak pijackie czy narkotyczne wizje kogoś postaci, które wierzą, że są jakieś, ale życie pokazuje, że wcale nie.
Ci bohaterowie zresztą to ktoś, kogo nie da się lubić, ani za bardzo zrozumieć. Mają pusto w głowie, w życiu niewiele więcej, chociaż coś się tam dzieje. To trochę takie buce spod budki z piwem, którzy niczym starzy alkoholicy próbują filozofować, starając się powtórzyć coś zasłyszanego czy podpatrzonego, co otarło się o kulturę wyższą a nawet wysoką, ale są to próby bezowocne. To takie typy, jakich nie chcesz spotkać nie dlatego, że się boisz, choć wiadomo, że lepiej ich omijać, ale dlatego że by cię żenowali i nie miałbyś o czym z nimi pogadać. Chyba, że sam do nich należysz. Ale wtedy się nie gada. Wtedy pije się… soczek. Tych bohaterów nie da się lubić, identyfikować się z nimi jest ciężko – przynajmniej ja nie potrafiłem – i fakt, że autor oparł to na swoim życiu potrafi do niego zniechęcić.
Ale są tu też bardziej udane rzeczy. Niektóre życiowe momenty wypadają ciekawie, z tym już czasem można się identyfikować, czasem czuć w tym sentymentalną czy nostalgiczną nutę, która potrafi się czytelnikowi udzielić, a całość daje szansę wglądu w życiu tego typu postaci, jakie mijamy na co dzień. A to może zaciekawić. Niestety forma nie do końca do mnie przemawia. Do brudnej, uproszczonej szaty graficznej, która wygląda jak robiona na kolanie nic nie mam, naprawdę potrafi mieć swój urok, choć jak zawsze w takich przypadkach, trzeba tę estetykę lubić, ale warstwa słowna mogłaby wypaść lepiej. Ani to przecież slang, ani coś literackiego, a sporadyczne doniesienia do kultury i filmów niczego nie zmieniają, bo nie czuć w tym faktycznego obcowania z tymi dziełami.
Znajdą się tacy, których „Chłopaki” kupią, ja jestem gdzieś pośrodku. Album ma ciekawe momenty, ma też wiele rzeczy, które mnie nie kupiły i nie zaśmiałem się ani razu, choć chyba miałem, wzruszyć też się nie wzruszyłem. A że w podobnej tematyce paczki przyjaciół i ich losów na tle polskiej rzeczywistości znam wiele lepszych dzieł („Osiedle Swoboda”, „Tam, gdzie rosły mirabelki”), trudno mi było zachwycić się dziełem Marca.
wkp, 09.12.2021, 06:35