PRZEGRYWCZAN
Po kilku projektach zrobionych z kolegami po fachu („Rycerz Janek”, „Ostatni pisarz”) Jan Mazur wraca do tego, co wychodzi mu najlepiej, czyli solowego, jakże ascetycznego komiksu. I wraca też do jakości, jaką prezentował w swoich najlepszych dziełach. Komu zatem podobały się albumy „Tam, gdzie rosły mirabelki” czy „Koniec świata w Makowicach”, z „Incela” bez dwóch zdań będzie bardzo zadowolony.
Bartek żyje, a raczej egzystuje. Pracuje w sklepie, męczy się, po robocie żale wylewa w internecie pod szyldem przegrywczan, odreagowuje słuchając mocnej muzyki, a związek zastępuje mu masturbacja do pornograficznych stron w sieci. Czy ktoś taki może liczyć na jakąkolwiek zmianę w życiu? Czy może na zawsze zostanie już tym przegrywczanem?
Chociaż Jan Mazur w swojej twórczości sięga po najróżniejsze gatunki, od komediowego fantasy, na nieco filozofującym SF skończywszy, to właśnie przyziemne opowieści o ludziach, zwykłych, szarych ludziach, jakich znamy, mijamy albo sami nimi jesteśmy. I do tego wrócił w „Incelu”, doskonale oddając w prostej przecież formie tytułowych inceli.
Kim jest incel? To człowiek niezdolny znaleźć partnera do miłości / seksu. Słowa involuntary celibacy – mimowolny celibat, od których wziął się ten skrót, mówią wszystko. A Jan Mazur nie tyle odtwarza to, relacjonuje, ile ubiera zarówno w rysunki, ale też i, a raczej przede wszystkim, w życie, w realizm i w emocje. Takim Bartkiem mógłby być każdy z nas, pewnie niejeden czytelnik będzie, odnajdzie tu swoje życie, ale też i wcale nie trzeba identyfikować się z głównym bohaterem, by „Incel” do nas przemówił.
Dlaczego? Po pierwsze to bardzo ciekawy portret tytułowej grupy, którą możemy odkryć, poznać i może zrozumieć. Jednocześnie to rzecz świetnie oddająca świat i codzienność ludzi samotnych, zamkniętych, odizolowanych. A zarazem ludzi jako takich po prostu. Ludzi klasy średniej, męczących się w kiepskiej pracy byle tylko przeżyć, wiodących monotonny żywot i nie mogących wyrwać się z zaklętego kręgu porażek. Bo nie każdy musi być incelem, żeby w tym „Incelu” odnaleźć coś z siebie, z własnego życia i… Właśnie, czy odbiorca znajdzie w tym komiksie pocieszenie? Jakieś katharsis? Czy może jedynie (albo aż) dobre uchwycenie tematu?
To już musicie odkryć sami. A warto. Może i komiks Mazura narysowany jest skrajnie prosto, może i jest to styl jak kopia prac Jacka Świdzińskiego, a jednak wszystko tutaj – i fabularnie, i graficznie – robi duże wrażenie. Dla mnie osobiście to chyba najlepszy polski komiks, jaki czytałem w tym roku i po prostu świetna lektura, obok której ciężko przejść obojętnie.
wkp, 31.05.2022, 06:09