TATA PSYCHOPATA
Chociaż Guy Delisle nigdy nie był autorem, którego ciągnęło do ciężkich komiksów i nawet ciężkie tematy podać potrafił w formie lekkiej, prostej, przystępnej, a przy okazji jakże przyjemnej (nie liczę „Zakładnika”, bo to wyjątek potwierdzający regułę), ale w „Vademecum złego ojca” z tą lekkością przeszedł samego siebie. Z jak najlepszych zresztą skutkiem, bo dzięki temu rzecz jest po prostu znakomita w każdym calu. I za każdym razem bawi mnie w ten specyficzny dla siebie sposób, pełen satyry i goryczy.
Jak można nauczyć się czasowników od Harry’ego Pottera? Co znaczy „Kulwa”? I wiele, wiele więcej!
Wraz z głównym bohaterem, ojcem, i jego dziećmi weźmiemy udział w sprzątaniu ogródka, odrabianiu lekcji, czytaniu bajek i innych, codziennych obowiązkach. Ale w wykonaniu tego rodzica żadna z tych rzeczy nie jest zwyczajna. Tym bardziej, że sam często jest jak dziecko…
Co uwielbiam w tej serii? Właściwie wszystko, a w szczególności to odpowiedzialno - nieodpowiedzialne podejście głównego bohatera / autora do rodzicielstwa, czego chyba najlepszym przykładem jest wspomniana wyżej „kulwa”. Nie chcę w tym miejscu wdawać się w szczegóły, ale ten komiks to chyba kwintesencja całej serii, pokazująca połączenie familijnej opowieści z wulgarnością dorosłości. A to dobitnie pokazuje, że wbrew temu, co można by sądzić, „Vademeceum złego ojca” nie jest wcale komiksem dla dzieci, chociaż o dzieciach mocno przecież traktuje.
Bo seria ta to nic innego, jak przeniesienie takiej właśnie opowieści dla całej rodziny o zabawnych zmaganiach z dorastaniem i wychowywaniem dzieci na grunt dorosły. I podana z perspektywy dorosłego, który jednocześnie wcale taki dojrzały nie jest. Ma wiedzę, jest inteligentnym gościem, ale robi głupoty, do bycia odpowiedzialnym sporo mu brakuje, dydaktyzmu jako takiego więc tu niewiele, chyba że tego, wynikającego z ośmieszania rodzicielskich wad i życia rodzinnego, jako takiego, wytykającego co robimy źle, bo nie tylko bohater źle to robi, ale jednocześnie dającego pocieszenie, że jest więcej takich ludzi. Katharsis? To już zależy od czytelnika, ale sporo oczyszczających elementów, choćby śmiechu, wypełnia tę serię. I to mnie kupuje. Tak na całego. Śmieszy, bawi, skłania do refleksji, potrafi też urzec, zachwycić. Także prostotą. Delisle swoim zwyczajem, tak fabularnie, jak i graficznie, stawia na minimalizm, ale jest to minimalizm w punkt trafiony. Te cartoonowe ilustracje, czasem bliskie szkicom, a jednak niewymagające niczego więcej, żadnego dopracowania, żadnych dodatkowych detali, nic. Tak są dobre. Ale to Guy Delisle, gość z wielkim doświadczeniem zawodowym, nie mogło być inaczej. I chociaż w „Vademecum złego ojca” robi coś innego, niż w całej swojej twórczości, skupionej przecież na relacjach z podróży – innego, ale nie do końca, bo to nadal relacja z życia, w ten czy inny sposób nawet, jeśli podkręcona i z dorzuconą nutą absurdów – ale robi to równie wyśmienici, co w swoich największych dziełach.
wkp, 17.08.2022, 06:13