OT PESTKA
„Pestka” mogła być naprawdę intrygująca. Mogła mnie kupić. Ale nie zrobiła tego. A przynajmniej nie do końca. Bo album ma swoje momenty, bywa naprawdę ciekawy, sam zamysł ten jest niezły, jednak wszystko wydaje mi się z jednej strony za bardzo osadzone w estetyce, jakiej w ostatnich czasach mamy już przesyt, z drugiej zaś zbyt mocno wysterylizowane (przestylizowne?), przez co giną gdzieś emocje i siła oddziaływania opowieści na czytelnika.
Ray zajmuje się swoją sześcioletnią siostrzenicą. Czasem. I za tą pomoc chciałaby od siostry, Amandy, więcej zrozumienia, szacunku. Bo życie Ray to też związek z Bron – związek, jakiego Amanda nie popiera ani nie toleruje. I tak żyją te nasze bohaterki, gdzieś w tych poplątanych relacjach starając się być sobą i coś w tym życiu zyskać.
Chyba za wiele spodziewałem się po tym komiksie. Masa nagród (Cartoonist Studio Prize, Lynd Ward Graphic Novel, Lambda Literary Award, LGBTQ Comics, ALA Stonewall Award Honor Book, National Book Foundation "5 Under 35" Honoree), zapowiedź skupienia się na psychologii i emocjach, a wyszedł po prostu jeszcze jeden komiks, jakich wiele w ostatnich latach. Dużo było już obyczajowych powieści graficznych o rodzinie, o relacjach międzyludzkich, o otwieraniu się na coś, o tolerancji, o byciu sobą, wiele wśród nich naprawdę zapadających w pamięć. A „Pestka”? No trochę pestka taka. Nieźle się to czyta, ale jakoś mnie nie ruszyła, nie trzepnęła, nie poraziła. Może za dużo już za mną współczesnych komiksów tego typu? W każdym bądź razie przeczytałem, bez znudzenia, szybko, całkiem-całkiem to weszło. I tyle.
Mam wrażenie, że z „Pestką” jest trochę, jak z filmami realizowanymi według zasad manifestu Dogma 95 – niby proste, niby wielu tak robiło, bo stosowanie się do tych zasad szczególnie wymagające nie było, ale niewielu udało się wspiąć na jakieś wyżyny. Taka estetyka, jak tu jest modna, jest wręcz typowa dla komiksów niszowych, masa autorów z niej korzysta, trzeba więc próbować wycisnąć z niej coś albo zapamiętywalnego, mocnego – emocjonalnie, intelektualnie, fabularnie – albo spróbować to przełamać czymś innym. Tu Lai próbuje tej drugiej drogi, ale przestylizowanie i ciążenie w stronę quasi(?)fantastycznych elementów jakoś mnie nie kupiło. Liczyłem na warstwę obyczajową, ale ta znów okazała się jakby zachowawcza.
To, plus znajoma w swoim wykonaniu szata graficzna – widuje się taką często ostatnio i to, co na początku, przed laty, wydawało się ożywcze i świeże, straciło swoją moc – daje nam komiks niezły. Komiks z udanymi momentami. Ale nie do końca spełniony. A przynajmniej nie tak, jakbym na to liczył. Chociaż fani takich opowieści zawiedzeni nie będą. Do mnie po prostu nie do końca trafił. A może nie trafił na swój czas? Tak czy inaczej, mogło być lepiej, bo potencjał był, choć źle też wcale nie jest.
wkp, 26.10.2022, 06:13