LUCKY LUKE I PRAWDZIWI DALTONOWIE
I znów „Lucky Luke”. Ale tym razem „Lucky Luke” starszy, z samych początków istnienia serii, kiedy jeszcze Morris pracował nad nią samodzielnie. Owszem, to Goscinnego najbardziej z cyklem kojarzymy i to on stworzył najlepsze historie w serii, ale zanim do niej dołączył, zanim w ogóle poznał Morrisa, to właśnie Morris najpierw wymyślił serię, a potem ciągnął ją przez mniej więcej dziesięć tomów. I przez ten czas kształtował jej charakter, ale jeszcze nie ukształtował go tak, jak zdobił to potem scenarzysta „Asteriksa”. Ale już na tym etapie widać wszystko, co w serii najważniejsze i dzięki temu „Wyjęci spod prawa” to kolejna porcja niezłej rozrywki dla fanów komedii, westernów i familijnych komiksów europejskich.
Kto jest najgorszym z najgorszych na Dzikim Zachodzie? Wielu ich jest, ale bracia Daltonowie są jedyni w swoim rodzaju. I wszyscy boja się ich tak bardzo, że aż wynajęty zostaje Lucky Luke, by się nimi zająć. I będzie czekała go nierówna walka z czterema groźnymi bandytami. A na tym, oczywiście, wcale nie koniec…
Morris mocno żył swoją serią i to widać. Żył nią do tego stopnia, że postanowił swego czasu wybrać się do Stanów Zjednoczonych i zobaczyć, co z tego Dzikiego Zachodu jeszcze zostało, by lepiej wczuć się w swoją opowieść. Podróż ta okazała się bardzo brzemienna w skutki, bo w końcu to tam poznał Goscinnego, który potem został scenarzystą „Lucky Luke’a” i to pozwoliło wynieść cykl na nowe szczyty. Ale już przedtem fajna była to seria i to widać.
Fajna, ale jak wszystkie te wczesne odsłony, które tworzył jedynie Morris, wciąż pokazuje, że na tym etapie rzecz nie miała jeszcze aż tak wykształconego charakteru, jaki znamy z niej obecnie. Widać to już na pierwszy rzut oka, zanim zaczniecie jeszcze lekturę, w samej szacie graficznej, cartoonowej, to prawda, ale – jak już kiedyś pisałem – bardziej w disnejowskim stylu, z jednoczesnym zachowaniem pewnego przywiązania do realizmu. W pewnym stopniu jest ona także niedbała, przynajmniej w stosunku do czystej kreski wypracowanej po latach. Ale i ma to swój ewidentny urok i klimat, które spodobają się nie tylko najmłodszym. Bo już wtedy cykl miał całkiem sporo ze swojego charakteru, tylko jeszcze nie okrzepł, jak należy.
Fabularnie to też opowieść typowa dla serii, choć też jeszcze nie w pełni ukształtowana jak za Goscinnego – no i ten finał jest dla serii nietypowy dość. Sam ton jest nieco inny, więcej tu slapsticku i humoru obrazkowego utrzymanych w tonacji wczesnych komiksów gazetowych, ale śmieszy to mniej, niż późniejsze scenariusze. Nadal jednak śmieszy. Nadal jest przyjemnie przygodowa, nadal mamy sympatyczną akcję i dobrą zabawę. I nadal, mimo pewnych drobnych mankamentów, fani mają się z czego cieszyć i po co sięgnąć.
wkp, 28.01.2023, 06:16