SPI… SIN CITY
My, czytelnicy, czekamy sobie na drugi dom „Czarnego Młota: Odrodzenie”, a tymczasem dostajemy kolejny dodatek do serii. I? I nie maco narzekać, bo „Skulldigger i Kostek”, taka konwersja batmanowskich mitów i schematów, bardzo fajna jest, udana, nastrojowa i przyjemnie niezależna. Więc sięgać możecie, jeśli nie znacie „Czarnego Młota”, bo dzieło to samodzielne, tak samo możecie sięgnąć i dobrze bawić się, nie mając większego (bo jakieś pojęcie w temacie każdy ma) o Batmanie. ale i tak najlepiej poczują się tu ci, którzy Gacka i „Młot” dobrze znają i wyłapią wszystkie te smaczki i puszczenie do nich oka.
Spiral City to swoiste miasto grzechu. Pełne przemocy miejsce, gdzie przestępstwo ma się dobrze, korupcja kwitnie, a niewinni cierpią. Ale to miejsce ma swojego obrońcę, a jest nim Skulldigger i jego młody pomocnik. Ale tym razem będą mieli wielkie problemy, bo z więzienia ucieka Grimjim, złol, jakich mało. A jeszcze pojawiają się kłopoty z pewną policjantką i…
„Czarny Młot” to taka seria komiksowa, która, choć autorska, zbudowana została ze samych schematów i klisz gatunkowych. Miszmasz wszystkiego, łącznie z wyglądem postaci, genezą poszczególnych z nich, ich mocami i tym podobnymi sprawami, pełnymi garściami czerpanego z wydawanych przez DC Comics i Marvela zeszytów. Wtórność? Nie, bo zmiksowane ze sobą, wszystko to dawało – i daje – bardzo ciekawy efekt. Efekt z jednej strony sentymentalny, z drugiej pokazujący talent i wyczucie autora, a wreszcie z trzeciej, będący skutkiem i przyczyną dobrej zabawy. Bo właśnie z bawienia się tym, co Lemire zawsze kochał, zrodziła się ta seria. I ta zabawa udziela się nam na całego.
No i teraz autor wziął na warsztat postać Batmana. I zrobił to po swojemu, jak zawsze, a zatem i jak zawsze z jakąś taką wielką przyjemnością, nonszalancją. Wziął to, co kluczowe, odmienił całą resztę, wybrał to, co lubi i zaserwował nam świetną rzecz. Coś, co ma lekkość, ale i sporo mroku, co bawi się schematem, ale nie żeruje na nim. Może nie wspomina się tu na wyżyny swoich możliwości, bo to i owo można było lepiej, tam coś zmienić, tu coś dodać, ale jednocześnie nie odcina kuponików. Tworzy swoje uniwersum i dobrze mu to wychodzi. A całe to uniwersum rozrasta się i staje coraz bogatsze. Mnie to kupuje.
Także graficznie, bo mimo zmian rysowników, seria daje radę. Każdy trzyma poziom, zachowuje konkretną estetykę i wie, co robi. Więc i czyta się to, i ogląda dobrze. a czytelnicy dostają kolejny wyładowany akcją i sentymentami komiks, gdzie superhero spotyka się z czymś więcej. Fajna rzecz, wiadomo, najbardziej dla fanów, ale przecież każdy fan komiksowego medium coś tu dla siebie znajdzie.
wkp, 24.03.2023, 06:10