NISZCZYCIEL ŚWIATÓW
Christopher Nolan kręci, a Kultura Gniewu wydaje. No nie to samo dokładnie, ale temat ten sam, w sam raz na topie można rzec. No i nie wiem, jak wypadnie film Nolana – gościa cenię, a efekty na zwiastunie robią wrażenie, ale sama zapowiedź jakoś porywająco nie wygląda – o tyle komiksowa historia bomby atomowej to kawał świetnej opowieści rekonstruującej jak doszło do tego wszystkiego. I chociaż to komiks przegadany, chociaż wiele się nie dzieje na gruncie akcji pojmowanej w sensie dynamicznym, rzecz wciąga na długie godziny i zostaje z czytelnikiem na dłużej.
Bomba atomowa, która spadła na Hiroszimę w 1945 roku stała się wyznacznikiem końca wojny. Ale i końca pewnej epoki także. Ale co doprowadziło do jej powstania? Krok po orku wędrujemy przez kolejne lata i miejsca na świecie, by odkryć jak to, co miało być nowym źródłem energii, stało się niszczycielem światów…
Ani ze mnie człowiek, który lubi historie historyczne, ani wojenne, ale z drugiej strony też nie człowiek, który by coś z góry skreślał. Więc chętnie sięgam i po takie dzieła, które nie do końca trafiają w mój gust, ale mogą być ciekawe. Nie raz i nie dwa zaskoczyłem się pozytywnie, choć częściej jedynie uświadczyłem się w przekonaniu, że jednak słusznie coś nie moja bajka. No ale po co ta cała moja tyrada? A no choćby dlatego, że jeśli myślicie, że komiks o dążeniu do budowy bomby atomowej to nie Wasza bajka, to możecie być mile zaskoczeni.
„Bomba” to może i historia przede wszystkim tytułowego wynalazku, ale i w równej mierze opowieść o ludziach uwikłanych w wydarzenia, które doprowadziły do detonacji – i do utrwalenia cieni zabitych w eksplozji osób na murach. I to historia pełna dramatycznych scen, wielkich wydarzeń, ale i małych spraw, które składają się na to wszystko. To nie tylko polityka zatem, nie tylko wojna, nie tylko przedstawienie ówczesnej sytuacji świata – choć na każdym z tych pól rzecz wypada świetnie i widać ogrom wykonanej przez researchu roboty – ale i po prostu przyziemne sprawy. Tych oczywiście wiele nie ma, ale te drobiazgi typu pójście do kina czy niemal erotyczne sceny, zbliżają czytelnika do wydarzeń.
Podstawa to jednak rekonstrukcja wydarzeń zwieńczonych pierwszym w dziejach wybuchem atomowym. I ta kulminacja robi wrażenie, mocna jest, niemalże epicka. Po powolnym przecież dążeniu do tego wszystkiego (album to ponad 470 stron wypełnionych solidną dawką tekstu), obserwujemy ogrom zniszczenia, okrucieństwa i koszmarnych wydarzeń, których skutki obserwujemy z najbliższej możliwej perspektywy – nie tej bezpiecznej, pokazującej sam wybuch, a piekło, jakie gotuje tym, znajdującym się w centrum.
Sterylna, czysta i realistyczna kreska i czarnobiała szata graficzna wszystko to świetnie oddają. No a samo wydanie robi wrażenie. Nie jest to komiks lekki, nie jest łatwy ani przyjemny, ale nie o to chodziło. liczy się, że jest dobry i ro bardzo, rzetelny, szczegółowy i zostający w pamięci. Bo to prawdziwa wartość sztuki.
wkp, 29.06.2023, 06:18