MILCZENIE JEST ZŁOTEM
Nasza Księgarnia poszerza swoją komiksową ofertę. Do tej pory jeśli myśleliśmy o NK w kategorii komiksu to albo o „Fistaszkach” i „Mafaldzie”, albo serii „Naukomiks”. No jeszcze może o całkiem sporej ilości książek dla dzieci / młodzieży, łączących w sobie literaturę i opowieści rysunkowe (a przecież w zamierzchłych czasach były też „Smerfy” i „Włatcy móch”), ale – przynajmniej współcześnie – niewiele więcej tego było. A teraz dostajemy bardzo sympatyczną powieść graficzną „Słowa mogą wszystko” – młodzieżówkę, dziewczęcą, ale utrzymaną w duchu „Stowarzyszenia umarłych poetów” i tym podobnych opowieści.
Sara, milcząca dziewczyna, swoje przeżyła. Przeżyła wypadek, rozstanie rodziców, a teraz, choć ta zawsze była przy niej, z powodu chłopaka traci też najlepszą przyjaciółkę. Więc milczy. Jeździ na desce i milczy. Chciałby coś zniszczyć, mazanie po ścianach już nie wystarczy, ale… Żyje tak z dnia na dzień, niewiele już oczekując od życia. Aż pojawia się w jej życiu mistrz, potrafiący opowiadać i uczący hebrajskiego pisma. Co wyniknie z tego spotkania?
Historia młodzieżowa i przepracowywanie traum. Historia młodzieżowa i campbellowskie tezy o potrzebie drugiego ojca dopełniającego wychowania. Te rzeczy się lubią. I często idą ze sobą w parze. Czytając ten komiks w głowie miałem „Stowarzyszenie umarłych poetów” i „Buntownika z wyboru”, ale opowieści o mentorze, który będzie potrafił poprowadzić nas ścieżką ku dojrzałości jest cała masa. Najgenialniej kwestię tę poruszył chyba Chuck Palahniuk w „Fight Clubie”, acz to nie miejsce i nie czas, by o tym dziele wspominać. Ale o tym wszystkim opowiada właśnie ten komiks, powieść graficzna właściwie. Dojrzała młodzieżówka, poruszająca ważkie tematy, ale będąca jednocześnie rzeczą sympatyczną i ujmującą.
Jakoś polubiłem główną bohaterkę. I jakoś bardzo było mi z nią po drodze. Jak i z całą tą historią, która stała się jej udziałem. Jednocześnie rzecz ciekawie pokazuje nieco hebrajskich klimatów i w fajnym stylu wprowadza quasi fantastyczne elementy. Co najważniejsze, dobrze prezentuje pogłębiony rys psychologiczny postaci, dobre wnikanie w traumy, potrzeby, relacje… Są tu momenty dramatyczne, ale przede wszystkim rzecz jest bardzo zwyczajna, bardzo bliska ziemi i postaci, co nie znaczy, że nuży – zamiast pędzić akcją, gra na emocjach i angażuje, robiąc większe wrażenie, niż gdyby działo się tu dożo więcej, niż dzieje.
Bardzo fajna, wartościowa rzecz, z bardzo przyjemną szatą graficzną. Na tym polu przypomina wiele podobnych historii – parę przyjemnych serii tego typu mamy na polskim rynku, z „Przyjaciółkami” w tytule – ale wpada w oko, ma swój urok i klimat i mimo cartoonowej prostoty, nie ma tu infantylności. Efekt finalny? Niemal 250 stron powieści graficznej wartej poznania – dobrze wykonanej i potrafiącej czegoś nauczyć. I przydać się czytelnikom, którzy przeżywają podobne, co bohaterka trudności.
wkp, 19.05.2023, 06:03