SZARE DNI
Mamy „Kaczki” po polsku. Sporo nagród zgarnął ten komiks – albo, jeśli wolicie określenie, powieść graficzna, bo całkiem spora to cegiełka – w tym Eisnera i Harveya, czyli najważniejsze w amerykańskiej branży komiksowej, więc pewnie niejeden czytelnik czekał. No a czekać było warto. Kate Beaton w swojej liczącej niemal czterysta pięćdziesiąt stron autobiografii zabiera nas w intrygującą podróż po dwóch latach ze swojego życia – latach ciężkich, pełnych doświadczenia i jak widać, mających znaczący wpływ na jej dalsze życie. Kate poznajemy w 2005 kiedy ma dwadzieścia jeden lat, skończyła właśnie naukę i przekonuje się, że w dorosłym życiu nie będzie miała się tak łatwo odnaleźć. Dziewczyna pochodzi z Cape Breton, wysepki u wybrzeży Kanady, z której nie eksportuje się już niczego, poza ludźmi. Tu nie ma perspektyw, nie ma szans, nie ma nadziei. Ludzi trzyma jedynie przywiązanie. A Kate ma problem – ma kredyt studencki do spłacenia – i szybko przekonuje się, jakim szczęściem może być w jej wieku znalezienie pracy.
I tak trafia do Alberty, gdzie kwitnie biznes związany z roponośnymi piaskami. To przyszłość dla każdego, kto chce uciec i szukać pieniędzy, a ona chce zdjąć z siebie to widmo długów, więc decyduje się spróbować swoich sił w zawodzie stricte męskim można by rzec. I zaczynają się problemy, bo nie dość, że praca ciężka – kopalnie, wielkie machiny i wielki wysiłek – to jeszcze nie każdy uważa, że ktoś taki, jak ona w ogóle może się do tego nadawać…
I taki jest ten komiks. O próbach odnalezienia się w miejscu, gdzie nie pasujemy. Szczególnie zdaniem innych. Taka historia o dorastaniu, o odpowiedzialności, ale i niegościnnym świecie. O seksizmie też. Jest tu polityka, jest rzut oka na degradację środowiska, jest temat migracji… No dużo jest rzeczy, każdy pewnie odczyta to po swojemu, każdy coś innego zauważy. Dla jednych będzie to „tylko” opowieść biograficzna, ot ciekawostka z intrygującego okresu w życiu autorki, inni będą doszukiwać się czegoś więcej. I każdy będzie w sumie rację. Swoją rację.
A album po prostu warto przeczytać. To, że poleca go Barack Obama to dla mnie żadna zachęta – akurat polecajki polityków wszelkiej maści częściej mnie zniechęcają, niż kuszą – ale już przyznane nagrody tak. Tych nagród to sporo zgarnął i komiks, i autorka, i całkiem słusznie, bo Beaton fajnie to wszystko opowiada. Lekko, ale z emocjami, szczerze, sympatycznie, bez zbędnego wnikania w detale. To opowieść o niej, a nie zajęciu, jakiego się podejmowała, choć o nim przecież też. O przemianach. Dużo tu rozmawiania, dużo takich prostych, zwyczajnych spraw, codzienności, interakcji. I naprawdę dobrze jej to wychodzi.
A jeszcze prostym stylem, cartoonowym i odartym z kolorów na rzecz odcieni szarości, bardzo przyjemnie to ilustruje. Ta szarość szaty graficznej, korespondująca z szarością tamtych dni, ma swój urok, klimat i w ogóle. A całość fajnie się składa, dopełnia wzajemnie i tworzy coś, co poznać warto, w co warto się wgryźć i po prostu poznać.
wkp, 24.01.2024, 06:09