TYM I MISTRZ RAZ JESZCZE
„Tymek i Mistrz” powracają. Były wydania z odcinkach w dodatku do „Gazety wyborczej” wiele lat temu (jestem tak stary, że to czytałem i dobrze nawet pamiętam), były wydania albumowe, a jakiś czas temu mieliśmy też trzy tomy zbierające wszystko. A teraz tytuł powraca z nowym wydaniem – znów takim bliżej temu albumowego, ale nieco zmienionym. Co jest inaczej? Cóż, w tej wersji początkowe epizody mamy odświeżone, czyli dostajemy tę ich wersję nieznaną z „Komiksowa” chociażby, a z dodatków do zbiorczego wydania, gdzie mieliśmy je w przedruku z francuskiego magazynu „Spirou” – tylko tam mieliśmy francuską wersję, tu po raz pierwszy w pełni polską. Poza tym mamy dodatkowy epizod stworzony specjalnie przez twórców z tej okazji. A cała reszta jest dokładnie taka, jaką już znamy i uwielbiamy, czyli mega sympatyczna opowieść dla całej rodziny, która mimo upływu lat nic nie straciła ze swej magii.
Kiedy młody Tymek przybył do mistrza, a właściwie to Mistrza, uczyć się magii, nie wiedział, jak szalone czeka go życie i kogo spotka na swojej drodze. Królowie, księżniczki, królewicze, mityczne stworzenia, niebezpieczne krainy i dziwne epoki, a wreszcie para zaprzysięgłych wrogów, Złego Psuja i jego ucznia Popsuja. Przede wszystkim jednak spotykają coś innego – absurdalny humor!
Ja wiem, że „Tymek i Mistrz” to się jakoś tak z „Harrym Potterem” kojarzą., bo współczesny chłopak w okularach trafia do miejsca, gdzie uczy się magii, a za mentora ma nieco stukniętego starszego czarodzieja z długą siwą brodą, ale to jednak rzecz inna. Coś swojskiego, coś z własnym pomysłem, coś z jednej strony typowego, a z drugiej łamiącego schematy. Absurd goni tutaj absurd, już od pierwszych przekomarzań słownych. Tu na przykład w górach trzeba być ostrożnym, bo mieszka w nich cyklop, niby nic dziwnego, ale ostrożność potrzebna jest nie dla siebie, a ze względu na jego płochliwość. I tak to właśnie wygląda.
Jeśli chodzi o formę, wszystkie przygody skrojone są jako najczęściej dwustronicowe, zamknięte historie, co wynika z prasowych korzeni „TiM”. Lata temu ukazywał się on przecież w dodatku dla dzieci do Gazety Wyborczej, „Komiksowie”. Dodatku, po który w owym czasie sięgałem regularnie, z jednym z najważniejszych powodów była właśnie ta seria. Seria, która tworzy większą całość, ale zarazem autonomiczna, pozwalająca czytać każdą z tych opowiastek oddzielnie i bez straty dla odbioru. I to jeszcze lepiej widać w tomikach, kiedy czyta się to ciągiem, a nie z tygodniowymi przerwami, jak kiedyś.
Efekt jest więc bardzo zadowalający. Tym bardziej, że wydanie jest jak zwykle znakomite. Mam jednak nadzieję, że te nowe przygody Tymka i Mistrza dopisywane specjalnie dla tej edycji powrócą w jakimś zbiorczym nawet i zeszycie, żeby ci, którzy mają poprzednie wydania, a nie chcą dołączać do kolekcji kolejnego, mogli cieszyć się całością.
wkp, 22.03.2024, 06:00