Max Andersson nie zwalnia. Wręcz przeciwnie – z coraz większą determinacją dociska pedał gazu. "Bośniacki płaski pies", jego najnowszy komiks powstały w ścisłej współpracy z Larsem Sjunnessonem, jest jeszcze dziwniejszy, bardziej surrealistyczny, chory, bezkompromisowy i straszniejszy niż jego poprzednie dzieła – "Pixy" i "Pan Śmierć i dziewczyna". Album ten jest owocem podróży autorów przez kraje byłej Jugosławii w drodze na konwent komiksu alternatywnego.
To, co tam zobaczyli zostało przefiltrowane przez ich specyficzną wrażliwość i przeniesione na strony "Bośniackiego płaskiego psa" (a także dokumentalnego filmu, którego montaż Max Andersson właśnie kończy). Czytelnik znajdzie tu absurdalne sceny ostrzeliwania lodami, makabryczne zwłoki Tito podróżujące z bohaterami (Max faktycznie zrobił z mięsa rzeźbę przedstawiającą marszałka, która towarzyszyła autorom), sfrustrowane wdowy zabitych w czasie wojen mężczyzn, zombie i tytułowe bośniackie płaskie psy – zmiażdżone gruzami, przejechane przez czołgi, ale wciąż żywe.
W tym szaleństwie, mieszającym koszmarny sen i rzeczywistość, Andresson i Sjunnesson znaleźli metodę i stworzyli jedno z najbardziej niepokojących dzieł o wojnie na Bałkanach i jej konsekwencjach.