WYDZIAŁ 7 NA WCZASACH
Na ten komiks trzeba było nieco poczekać. Ale warto było. „Letnicy” to cholernie mocne otwarcie drugiego sezonu serii „Wydział 7”.
Bałem się tego komiksu. Krzysztof Owedyk – lepiej znany w komiksowie jako „Prosiak” – to mistrz doprawionych mistycyzmem realistycznych plansz, ale tworzonych w czerni i bieli. Dowiódł tego „Ósmą czarą” oraz dwoma odcinkami – „Objawienia i omamy” oraz „Klucz” - niedokończonej serii „Cierń w koronie”. A „Wydział 7” to seria kolorowa. W chwili, gdy „Letnicy” wpadli mi w ręce, obawy rozwiały się. „Prosiak” – wspierany przy kolorowaniu przez Roberta Adlera - równie znakomicie sprawdza się w realistycznej produkcji w pełnej palecie barwnej!
Tym razem odpowiedzialny za scenariusz Tomasz Kontny wysyła majora Filipa Dobrowolskiego, doktor Bogumiłę Fiszer i dominikanina Jakub Lange do rozwikłania zagadki związanej z ich wydziałowym współpracownikiem. Chodzi o znanego z poprzednich odcinków Szymona Wilka. Z jego dzieciństwa zachowało się zaledwie jedno zdjęcie. Zrobione w Węsiorach w 1951 roku. Uwagę zwraca na nim drobny szczegół – to unosząca się w przed grupą dzieciaków w powietrzu piłka… Nie byłoby w tym może niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że miejscowi – co przyznaje lokalny ksiądz - do dziś wierzą w gusła, leśne licha, skrzaty i wodniki. Słowem - czary. Nie byłoby też pewnie nic dziwnego w fakcie, że tytułowi „letnicy” – za których podają się Dobrowolski i Fiszer – zatrzymują się na kwaterze u niejakiej Bagińskiej. Szczegół tylko, że kobieta podobno zmarła przed kilkoma dniami. A oni przecież na własne oczy widzą, że jest w świetnej formie! No i jeszcze jedno pytanie - co na wspomnianej fotografii robią pilnujący młokosów uzbrojeni żołnierze?
„Prosiakowi” w to mi graj. We wspomnianym „Cierniu w koronie” obracał się już w klimacie zjaw, duchów i zjawisk nadprzyrodzonych. Dlatego też wejście słowiańskie wierzenia nie sprawiło mu większego problemu. Ba, zatrudnienie go do narysowania epizodu opartego na słowiańskiej mitologii, rozgrywającego się we wsi Węsiory było doskonałym posunięciem ekipy nadzorującej wydziałowe śledztwa. Kolorowy „Prosiak" wyszedł dzięki temu ze swojej strefy komfortu. Udowodnił czytelnikom – oraz pewnie też sobie – że kolor wcale nie musi stanowić ograniczenia dla autora specjalizującego się w czerni i bieli. W takiej formie też może stworzyć nastrój zarówno mroku z ukrywającymi się na drzewach władcami lasu, jak i słodkiej – na pozór – kanikuły.
Po zamknieciu pierwszego sezonu i zeszycie otwierającym sezon drugi można już pokusić się o krótkie podsumowanie serii. Tomasz Kontny i Marek Turek – „głównodowodzący” tytułowym wydziałem – dokonali rzeczy zdawałoby się niemożliwej. Po pierwsze, wykreowali serię, która przebiła się do regularnej dystrybucji. Po drugie, jest to seria, do której udało im się zaprosić grono uznanych twórców czy to jako rysowników (Robert Adler, Krzysztof Owedyk, Arkadiusz Klimek), czy autorów okładek (Joanna Karpowicz). Po trzecie, regularnie – na ile to możliwe – dostarczają czytelnikowi nową, dobrą historię, której fabuła z kolejnym odcinkiem zatacza coraz szersze kręgi. Po czwarte wreszcie, nie naśladują, nie próbują wskrzeszać trupa (pokroju np. „Kapitana Żbika”), ale świat „Wydziału 7” budują od podstaw. Na swoich zasadach.
Jak nic zasłuzyli na medal. Z kartofla!
Andrzej Kłopotowski
autor recenzji:
Mamoń
14.12.2020, 13:57 |